„Dla Lupy krytycy nigdy nie byli partnerami, on właściwie likwidował krytykę. A teraz >recenzja< w ogóle do tego teatru nie pasuje, szczególnie recenzja w starym stylu, ideologiczna, oparta na wartościach. Ważniejsze są chyba w obecnej fazie kategorie realności, percepcji, świadomości. I jak to się ma do horyzontalnej koegzystencji, mówiąc językiem Garbaczewskiego, obecnego >plemienia klonów<? Pozbawionej struktur pionowych i pełnej trywialnych zderzeń. (…) Utykamy nieraz wśród kontredansów estetycznych i politycznych, wstecznych albo awangardowych. A krytyka ideologiczna jest dziś uwikłana w dość niejasne alianse. Teatr, o którym mówimy, wymyka się temu. On wymaga uchwycenia różnych warstw, transmisji, pokazania, jak to działa. Co jest między sceną i widownią w tym wcale nie na niby interaktywnym teatrze? Narzędzi brak, ale szukać chyba warto wśród przyborów hermeneutycznych.
Czyli bliżej doświadczenia, a nie interpretacji.
Słowo >doświadczenie< chyba się zużyło. Raczej chodzi o jakąś pociągającą, zidiociałą realność Miasta snu, która jest jednak naszą realnością wspólną – pozbawioną orientacji, woli, pomysłu, wizji. Należałoby ustalić, jakie w niej panują relacje. Chodzi o pewną introspekcję widza, która może prowadzić do projektu opisania ontologii spektaklu. Na przykład u Lupy – nie ma świata. Więc co jest? Albo czego nie ma?”
Czytam rozmowę Pawła Soszyńskiego i Małgorzaty Dziewulskiej w internetowym Dwutygodniku o ostatnich przedstawieniach Lupy jako przykładach „pięknych porażek”. Dziewulska dowodzi, że za takim a nie innym kształtem Miasta snu kryje się: „rozkosz wystawienia siebie na porażkę – z premedytacją. To jest uwalniające. Dużą w tym rolę pełni rozkoszowanie się zmęczeniem, błogość kompletnej bezradności. Jest w tym coś atrakcyjnego, rezygnacja z relacji, jaką zdrowa istota ma z rzeczywistością”. Lupa oczywiście wie czy przeczuwa coś więcej niż publiczność jego przedstawienia.
Powiem szczerze, że już mam powyżej uszu tych wyznawczych stękań akolitów profety. „Błogość kompletnej bezradności” może być rozkoszą lub alibi artysty, który w naturalny sposób traci potencję twórczą. Można to przyjmować ze smutkiem, pamiętając o przeszłych dokonaniach reżysera, choć prawdę mówiąc ze stuporu, w jaki wpada publiczność Lupy, powinien ją wybić akt zdecydowanego buntu. Wbrew temu, co mówi Dziewulska nie wydaje mi się, aby problemem było to, jak opisać obecny stan teatru Lupy (lub tego, co on uważa za swój teatr), bo można to zrobić tylko takim samym bełkotem. Lupie trzeba wypowiedzieć posłuszeństwo i poddaństwo. Oczywiście nie zrobi tego krytyka, bo nie ma żadnej siły. Gesty takie, jakie wykonała Joanna Szczepkowska, odgrywają pewną rolę, ale są odosobnione. Tak naprawdę to przeciwko Lupie powinno się zbuntować młode pokolenie twórców teatru i widzów. Bo za nimi powinna stać jakaś wola życia wedle swoich prawd, których nie sufluje logorea znużonego mistrza. Sam gdybym był młodszy o 20 lat chętnie bym w takiej rewolcie wziął udział. To byłoby wyzwanie: przegnać tego upiora, który roztacza miazmaty już nie do wytrzymania. Bo Lupa jest kimś w rodzaju Geniusza, który prowadzi nas wcale nie ku wyzwoleniu świadomości, ale jej zatracie. Tylko kto jest Konradem, który będzie miał odwagę go powstrzymać: jesteś tyranem!
Ta wojna z fałszywym prorokiem nie może być jednak walką na zużyte metafory. Co może być orężem? Życie w całym swym bogactwie. Jednak teatr. Mimo wszystko wiara, że ma sens i może być czymś więcej niż laboratorium antyutopii. I dodałbym parę wskazań z wiersza Miłosza, jednego z moich ulubionych:
Czego nauczyłem się od Jeanne Hersch?
1. Że rozum jest wielkim boskim darem i że należy wierzyć w jego zdolność poznawania świata.
2. Że mylili się ci, którzy podrywali zaufanie do rozumu, wyliczając, od czego jest zależny: od walki klas, od libido, od woli mocy.
3. Że powinniśmy być świadomi naszego zamknięcia w kręgu własnych doznań, nie po to jednak, żeby sprowadzać rzeczywistość do snów i majaków naszego umysłu.
4. Że prawdomówność jest dowodem miłości, a po kłamstwie poznaje się niewolę.
5. Że właściwą postawą wobec istnienia jest szacunek, należy więc unikać towarzystwa osób, które poniżają istnienie swoim sarkazmem i pochwalają nicość.
6. Że choćby nas oskarżano o arogancję, w życiu umysłowym obowiązuje zasada ścisłej hierarchii.
7. Że nałogiem intelektualistów dwudziestego wieku było „baratin”, czyli nieodpowiedzialne paplanie.
8. Że w hierarchii ludzkich czynności sztuka stoi wyżej niż filozofia, ale zła filozofia może zepsuć sztukę.
9. Że istnieje prawda obiektywna, czyli z dwóch różnych sprzecznych twierdzeń jedno jest prawdziwe, drugie fałszywe, z wyjątkiem określonych wypadków, kiedy utrzymanie sprzeczności jest uprawnione.
10. Że niezależnie od losu wyznań religijnych powinniśmy zachować „wiarę filozoficzną”, czyli wiarę w transcendencję, jako istotną cechę naszego człowieczeństwa.
11. Że czas wyłącza i skazuje na zapomnienie tylko te dzieła naszych rąk i umysłu, które okażą się nieprzydatne we wznoszeniu, stulecie za stuleciem, wielkiego gmachu cywilizacji.
12. Że we własnym życiu nie wolno poddawać się rozpaczy z powodu naszych błędów i grzechów, ponieważ przeszłość nie jest zamknięta i otrzymuje sens nadany jej przez nasze późniejsze czyny.
Miasto Snu jak psychoanalityczna sesja łapie za ramię i przywraca proporcje. Tylko od nas zależy, czy z sesji tej coś wyciągniemy, czy wzruszymy ramionami, dalej szukając – zgłuszającej troski i wątpliwości – pigułki Murti-Binga…
Nie wiem czy to młodzież się nie buntuje, czy też raczej teatralne starzywo nie nadąża za wyczulonym zmysłem obserwacji Lupy… ;-)
Ja, zwykły okazjonalny teatralny widz, nie dostrzegam w Mieście snu i w innych spektaklach Lupy tego nudnego pustego chaosu, który obecny jest choćby u męczącego widza Warlikowskiego (popisującego się obecnie coraz bardziej absurdalnymi „prowokacjami”) i który dostrzegają ograniczone głowy pseudokrytyków nie potrafiących z siebie wykrzesać żadnej innej interpretacji niż modna postmodernistyczna dekadencja.
http://blog.czajka.art.pl/2012/11/miasto-snu-jako-czysciec.html
Dziś prawdziwych Konradów już nie ma. Zabijani sa w życiu prenatalnym /nie tylko teatru / przez wyznawców profesor Janion. Może i dobrze, bo Konrad zbyt pięknie sie buntował, do bólu nieskutecznie. Nawet III Furie go wygryzły poprawnościowo. To martwy trop.
Lupa: geriatryczny geniusz, fałszywy prorok, upiór.Moze demon wiodący do zatraty świadomości/swojej i naszej/? Pan wzniecasz demony wojny! Tu tylko egzorcysta mógłby pomóc. Jest jaki teatralny mocarz transcsndentny? Ależ skąd.Dezercja krytyki z pola walki o rząd dusz zadeklarowana i uargumentowana. Niepiękna porażka.
Krytyka rejteruje, zwraca się ku młodemu pokoleniu twórców i publiczności. Jednym i drugim gardzi i pomiata. Co i rusz otwarcie głosi medialnie, że ma je za NIC. Niepiękna porażka.
Ani szkiełko, ani oko, ani rozum krótki, ani jaka poetycka lupa w sprawie Lupy nie pomoże. Nie śniło się filozofom, tym lunatykom w „Mieście snu”, nam samym, że jest tak źle z oceną rzeczywistości. A przecież są jeszcze młodsi :Warlikowski, Kleczewska, no i gwiazda kosmiczna , Panie i Panowie, Garbaczewski! Krytyka nawet nie zbliża się do rozpoznania, co młoda publiczność/lecz nie tylko/ u nich szuka, co znajduje. Niepiękna porażka.
Życie w całym bogactwie rozpadającego się świata musi być najpierw rozpoznane. Porażka wartości opisana. Dopiero z tych zgliszczy starego narodzić się może nowy wspaniały świat niczym Feniks z popiołów. Stałe w nowej odsłonie kontekstów i zdarzeń. Również teatralnych.Nasza nowa ułuda świętego spokoju. Przy dotychczasowym „wspomaganiu” krytyki nikną szanse na sukces. Niepiękna porażka.
Dziś kolejna szansa. Premiera „Kabaretu Warszawskiego” Warlikowskiego. Sukces czy porażka? Egzorcysta teatralny pilnie poszukiwany!Obecność obowiązkowa. Tak na wszelki wypadek, mimo wszystko.
Jeszcze jeden sposób: opisać to, co się dzieje na scenie w kategoriach teatralnych. Wyjdzie czarno na białym jakość tego teatru. Aktorzy grają fatalnie, układy scen – amatorszczyzna, symbole (MAŁPY!) prostackie i prymitywne, tekst – grafomania. Obnażyć, nazwać po imieniu to zadanie, zdemaskować to zadanie krytyków. Zresztą pan to po części uczynił.
Tylko grubo pan przesadził zestawiając autora z Mickiewiczem, który rzeczywiście był geniuszem.
Ale ja nie zestawiam Lupy z Mickiewiczem, tylko z Geniuszem, czyli Mickiewiczem, który jest upiorem w „Wyzwoleniu”. I właśnie takiego gestu buntu, jaki podjął Wyspiański wobec starego wieszcza brakuje mi dzisiaj w odniesieniu do Lupy. Nie chcę tej metafory jakoś przekombinować, ale tak to czuję. Młodzi się na to obruszyli, bo uważają, jak mi piszą na FB, że Lupa i tak jest najmłodszy z nich wszystkich. Przy takim nastawieniu to ten jego kościół jeszcze będzie długo trwał, a młodzi będą tylko w nim ministrantami.
Wyspiański też geniusz. Z tych młodych nawet 1% geniusza by się nie uzbierał. Czego się pan po nich spodziewa? Point de reveries… Dobrze, że nie o całą Polskę chodzi, tylko o teatr. A jakie upiory Polską rządzą, każdy koń widzi i w tym nadzieja.
Takie pomiatanie młodymi do niczego nie doprowadzi. I demonstracja mądrości z pozycji sły. To nie kościół tylko postawa poszukania, również w teatrze, tego, co zawsze. Dialogu, mądroty, emocji, rozpoznania świata i poprzez jego naszych problemów. Wychodzi na to, że to nie młodzi walczą ze starymi o nowe ale starzy z młodymi. Może my się z Lupą identyfikujemy? W tym poszukiwaniu, zapętleniu, nieporadności, błądzeniu, porażce. Poczekalnia „O”, Miasto snu” to nasz klimat. Rozbicia, zawieszenia, niepewności, degrengolady, rozpadu, braku nadziei, itd. Zanurzoni w bełkocie rzeczywistości, brei dezorientacji ideowej, grafomanii języka, chaosie wartości czekamy na Godota. Mistrz, geniusz? Tacy się chyba już nie rodzą. Gdzie ten gigant, mocarz, mędrzec, który przepędzi tego upiora? Może tracy jak Słobodzianek ze swoim imperium przeciętności, car teatru środka nudy, zaprzeszłości i skutecznie realizowanej ścieżki kariery? Bo przcież nie świat zagubionej, zdezorientowanej, nieskutecznej krytyki. Młodzi reżyserzy? Lupa ciągle jest na czele. Reszta w zadyszce, z blokadą potencji, w kryzysie twórczym nie są w stanie zaproponować więcej, lepiej, piękniej. Też nie mogą sprostać wyzwaniom współczesnym.
I to jest właśnie nieszczęście, że waszym klimatem jest „Poczekalnia” i „Miasto snu” – bełkot rzeczywistości, grafomania języka, rozpad, brak nadziei. W gruncie rzeczy to są banały, które ciągle człowiekowi doskwierają. Lupa jest rzeczywiście geniuszem, że potrafił sugestywnie narzucić taką wizję świata i człowieka. Tylko że jest to wizja obezwładniająca. I tu nie o teatr idzie spór, tylko o światopogląd, którego teatr jest medium. Nie macie odwagi, żeby temu światopoglądowi się przeciwstawić, zbudować dla niego alternatywę, bo wygodniej wam tkwić w tym stuporze. I nie chodzi też o to, żeby się teraz znalazł drugi Geniusz, co to upiora Lupy przepędzi i roztoczy jakąś nową wizję, za którą będziecie mogli pójść. Bo może rzeczywiście już nikt taki się nie pojawi. Tym więcej od was zależy, od waszej wewnętrznej siły i wolności, która polega również na tym, że nauki mistrza trzeba przemyśleć (przemyśleć właśnie, a nie przyjąć bezwiednie!), ale nie być przed nim na klęczkach. I na Boga nie bądźcie tacy obrażalscy, bo wychodzi na to, że boicie, jeśli ktoś wytrąca was z przyzwyczajeń. A to młodym nie do twarzy.
Nam, pięknym dwudziestoletnim, ze wszystkim jest do twarzy. Mam uczucie jakby tylko ta twarz nam dla świata zostawała, bo reszta-dusza i ciało- nie na klęczkach, w bojaźni przed bogami wszelkimi, o nie, ale przez to bagno rozpadającego się świata są zasysane w grafomańsko poprawnościowy chaos wartości, idei, fałszywych drogowskazów . I ta obezwładniająca samotność, świadomość tej samotności. I paraliżująca świadomość nie wolności ale ubezwłasnowolnienia, zależności i podporządkowania . Lęk przed nieustannie zmieniającymi się parametrami , wariantami , z których ciągle trzeba tworzyć, modyfikować opcję dla przetrwania. Z czego ten bunt ma się narodzić , wyrosnąć? Gdy już rodzimy się ze skazą sukcesu doskonałego życia, które ma zaspokoić nasze wszystkie nie tylko potrzeby ale i najbardziej kretyńskie zachcianki. Z uwagą skierowaną tylko na siebie. Z myślą tylko o sobie. Lupa nam nie narzuca wizji świata. Nie mieliśmy czasu, by się do niej przyzwyczaić. Jesteśmy takimi cynikami, jakich świat nie widział. Lupa pokazuje nam stan zakleszczenia, niemocy, uwięzienia naszego życia wewnętrznego, naszej wrażliwości , najczulszego człowieczego „Ja”. Rozjazd pomiędzy pragnieniem a możliwością spełnienia. W sensie duchowym, metafizycznym, tym najważniejszym. Pokazuje mizerię świata, która zabija, bezwzględnie i bez prawa do nadziei na wolność, niezależność i bunt. To mój krajobraz wewnętrzny-mroczny, okrutny horror samoświadomości cynicznego, pięknego dwudziestolatka.
Klasyczny weltschmerz. Świat niczego nie zabije, czego sami w sobie nie zabijecie. Ale może trzeba mniej myśleć o sobie, a nieco większą uwagę zwrócić na innych i na życie wokół. Jak to głosił tekst znaleziony w starym kościele św. Pawła w Baltimore w 1692 roku:
bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia
ani też nie podchodź cynicznie do miłości
bo ona jest wieczna jak trawa
bo ona jest wieczna…
(…)
w zgiełkliwym pomieszaniu życia
zachowaj spokój ze swą duszą
przy całej swej złudności, znoju i rozwianych
marzeniach jest to piękny świat
jest to piękny świat…
Nie jęcz, rusz dupę i szukaj drogi do swej duszy, zapewniam cię, że ta droga istnieje. Nie żal się, że ten świat taki okrutny i zły, przestań się nad sobą rozczulać, nie kokietuj cynizmem. Może metrykalnie masz dwadzieścia lat, mentalnie jesteś na poziomie nastolatka. Nikt ci nic nie podetknie pod nos, weź się w garść i idź.
Na spektaklu „Miasto snu” 24.05. 2013 widownię młodą i bardzo młodą stanowiło/ tak na oko/ 90%obecnych, którzy w 3/4 zapełniali salę. Nikt nie wyszedł nawet po tym jak aktor agresywnie kilkakrotnie krzyczał w kierunku widowni „WON”. Dopiero pod sam koniec wymknęło się kilka osób. Oklaski były nie krótkie, nie za długie, w sam raz.Nikt się nie śmiał. Nikt nie wstał w czasie przedstawienia i nie krzyczał , że jest skandalem,po czym opuścił widownię, jak to zdarzyło się podczas ubiegłorocznych WST w teatrze Studio na „Mickiewicz.Dziady. Performance”. Ale tam zaprotestował kolega „starego wiarusa”. Ruszył dupę ale nie ruszył poza tym kogokolwiek. Młodych nie interesuje bunt starych przeciwko staremu czy nowemu porządkowi. Ani manifest Jacka Jacka Głomba, ani to, że „teatr nie jest produktem, a widzowie klientem”. Robią swoje, po swojemu. A może tak, jak ich nie wychował dom, nie wykszta łciła szkoła, nie nauczyło jeszcze życie? Na pełnym narkotyczno sennym kacu po ostatniej kulkudziesięcioletniej hucpie starych, którym się też nie chce walczyć z tym wynaturzonym potworem rzeczywistości/też teatralnej-Lupa/, jaki sami stworzyli.
Co, młodzi, robicie swojego, oprócz studiowania zarządzania i marketingu? Ja pana nie namawiałem do zmiany świata, namawiałem do pracy nad sobą. Skoro już pan chodzi do teatru, warto by się pan zaznajomił z historią teatru w ciągu tych ostatnich kilkudzięsięciu lat. Nie mówiłby pan, że to była hucpa. Nie wykształcili pana i nie wychowali, niech pan sam to zrobi. Bunt starców jest niewiele wart, bo nikt się z nimi nie liczy i nikt za nimi nie pójdzie. Tylko młodzi mogą coś zrobić z tym burdelem, także teatralnym. Ino oni nie chcą chcieć. A „Dziady. performens” to skandal w stu procentach, z poronioną ideologią i koszmarną formą.
Stary wiarusie, kolego, młodzi studiują i ok , ale jaki jest poziom tych studiów? Myślę,że absolwentów zarządzania i marketingu, utalentowanych i przebojowych o specjalizacji „branżowej”, też bardzo potrzeba w teatrze i okolicach.
Nad sobą pracuje się do śmierci, trzeba tylko zacząć.Z młodych w teatrze zaharowują się od lat Strzępka z Demirskim. Co sztuka to bunt, rewolta,rabacja i rozprawa ze starzyzną w tak zabójczym tempie, że aż strach patrzeć na wyniki tej robotniczo-chłopskiej teatralnej orki na wszystkich polityczno-społecznych frontach. Starzy w piętkę gonią i jedynie sił im starcza na starczo- słuszne listy poparcia.Tak często protestują i wspierają, że nie można powiedzieć, że się nie buntują. I to skutecznie.
Ale tu chodzi o Lupę. Tu się buntowała Joanna Szczepkowska/łamanie praw pracowniczych połączony z protestem artystycznym-nikt do końca tego nie zrozumiał, może i ja też/. Starzy nie pociągnęli tematu wtedy, na gorąco.Koledzy z teatru w tym wypadku napisali pismo niepoparcia. Zostawili ją samą, niewiele wyjaśniono. Przesłanie dla młodych-nie wyhylać się!
Krytycznie, rozumnie i po ludzku zrozumiale nie mogą krytykować krytycy Lupy, bo tylko bełkotem bełkot są w stanie zwyciężyć/zdanie Majcherka/. Inaczej nie potrafią. Starzy rozbełtali burdel, myślę że nie chcą posprzątać więc młodzi raz, dwa, trzy niech się buntują. Póki co, Demirski w strzępki obraca swój talent i rozdrabnia się na drobne. Garbaczewski odlatuje w kosmos niezrozumienia, nie tylko krytyki. Klata pada na klatę na etatach. Kleczewska szuka skutecznych rad sposobów, kamienia filozoficznego w post dramaturgii. Sztuki Szczawińskiej tylko ona sama rozumie, Liber z furiami rozprawił się z romantyzmem. Warlikowskiemu też należałoby się zbuntować, już czas. W sprawie Jarzyny nawet na szczytach władzy panuje cisza, więc , co my maluczcy? ITD. A reszta tonie w podlizywaniu się widzom komercyjnym. Topi się w ślinotoku poprawnościowym i złotowym. I szerokim frontem napiera do teatru środka.
Młodzi to wszystko obserwują i miarkują. Do buntu też trzeba dojrzeć.
Jak młodzi dojrzeją, to już będzie po ptakach. Kto za młodu nie buntownikiem, ten na starość będzie … Nie ma na co czekać, do dzieła!
Co racja, to racja. Ale tak było po staremu. Teraz jest inaczej. Starzy bunt ostro i wprost prowokują. Lupa sam się świadomie wystawia ze sztuki na sztukę na linię strzału z całym swoim życiowym theatrum perpetuum mobile. Uczeni w teatralnej maestrii /brawo, Wojciech Majcherek/ podpowiadają, jak się buntować/Wyspiański przetarł szlak/ a pozostali czekają niewiele lub nic z tego nie rozumiejąc. Pressing polityczny, ideologiczny, teatralnych guru i kompleks Midasa podcina skrzydła wszelkiego buntu,który, jeśli się pojawia, ma dziś w teatrze młodych, również grzecznie i zgodnie z oczekiwaniami, poprawnościowy charakter. To nie bunt ale teatralny bełt patykiem pisany. Młodzi tej prowokacji starych nie rozumieją, dlatego, póki co, prawdziwie się nie buntują. Kombinują i wychodzą z tego gnioty przekombinowane.
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1542099,2,hiszpania-siostra-teresa-od-oburzonych.read