Parady

Nie wiem, czy Parady w Teatrze Polskim są najlepszym w tej chwili warszawskim spektaklem (bo jak taki ranking układać?), ale wiem, że na pewno nie ma takiego drugiego przedstawienia. Są wyjątkowe, ponieważ operują stylem, konwencją, ściśle określoną formą, co się już rzadko spotyka na naszych scenach. Owszem komedia dell’arte występuje od czasu do czasu w wersji nadwiślańskiej, która zwykle jest nieudatną podróbką. Parady w Polskim przywracają wiarę, że zabawa w tak konwencjonalny teatr może łączyć prawdziwe umiejętności z radością gry, która wytwarza się w naturalny sposób. Obcowanie z tym teatrem daje absolutnie bezinteresowną przyjemność. I wzbudza podziw dla twórców dzieła.

Wiadomo, że Edward Wojtaszek – reżyser zna się na tej robocie, ale miał też świetnych wykonawców i trzeba koniecznie całą piątkę aktorów wymienić: Pawła Krucza (Gil), Joannę Halinowską (Zerzabella), Piotra Bajtlika (Leander), Szymona Kuśmidra (Kasander), Pawła Ciołkosza (Kryspin, Doktor). Świetnie opanowali tę gimnastykę dell’arte (czuło się w niej również trening Leszka Bzdyla), a myślę, że jeszcze z czasem się rozegrają, może przyspieszą niektóre momenty i będzie to popis brawurowy. Występowali w maskach (tu też trzeba docenić pracę Tadeusza Znosko), co z pozoru utrudnia ekspresję, ale przecież w całym rysunku postaci potrafili oddać wszystko, co figurki Potockiego zawierają: radość, złość, smutek, głupotę, spryt, bufonadę. Każdemu z aktorów należy się osobny portrecik, bo bogactwem szczegółów te role kipią, ale wyróżnię tylko Halinowską, która jest rewelacyjna i trudno od niej oderwać wzrok. Aktorom z pewnością pomaga stylizowana scenografia Weroniki Karwowskiej i jej dowcipnie współgrające kostiumy.

Oczywiście nie jest to spektakl dla towarzyszy, którzy w teatrze chcieliby widzieć tylko publicystykę spod znaku Krytyki Politycznej. W związku z tym z pewnością Parady w Polskim nie zostaną przez nich zauważone albo wręcz spostponowane jako przykład błahego teatru oderwanego od rzeczywistości (i nie pomogą dowcipy aktualizujące tekst Potockiego). No, trudno. Można się tylko cieszyć, że te Parady powstały, bo one są prawdziwą pochwałą teatru.

818 odwiedzin

3 Comments

  1. Spektaklu wyjątkowo nie widziałem, ale cieszy mnie, że teatr, który pilnuje konwencji – robi to dobrze. Konwencje przydają się nie tylko w teatrze, ale i w „płynnej rzeczywistości”.Jednak ta akurat konwencja teatralna wydaje mi się całkowicie martwa!Bo oparta na typach – „improwizacja” jest już tylko umową – a to nie wytrzymuje porównania z naszą znajomością człowieka. Nie chce przez to powiedzieć, że ma być, „jak w życiu”, ale jednak źródłem sztuki teatru musi być życie, a nie podręcznik (zbiór prawideł) gimnastyki. Poza tym, to zawsze – i w Rzymie i u renesansowych Włochów – była rozrywka plebejska, czyli w przekładzie na nasze – biesiadna… Czyli to plus leżaczki (ewentualnie grill) i mamy fajnie, a nawet fajowsko…NIE MAMY!

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.