Mało kto pewnie to zrobi z normalnych ludzi, ale zadałem sobie trud, by przejrzeć 230-stronicowy program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, przede wszystkim pod kątem postulatów dotyczących kultury. Z pewnym zdumieniem stwierdziłem, że w spisie treści dokumentu w ogóle słowo „kultura” się nie pojawia, choć jest np. rozdział poświęcony łącznie edukacji i sportowi. Jak na partię odwołującą się do konserwatywnych wartości, wśród których przywiązanie do tradycji kulturowej ma szczególne znacznie, brak ten wydaje się zaskakujący. Ale oczywiście kultura jest obecna w programie partii rządzącej, tylko została umieszczona w dwóch osobnych miejscach. Trochę na ten temat można przeczytać w rozdziale pt. Otwarcie na nowoczesność (innowacje, cyfryzacja, nauka, przemysły kreatywne), więcej w rozdziale pt. Wyzwania, który zawiera podrozdział Wolność, a w jego obrębie pojawia się kilka stron pod hasłem: Wolność i pluralizm twórczości artystycznej. PiS deklaruje, że opowiada się za tymi wartościami i jednocześnie stwierdza, że warunkiem rozwoju kultury jest poprawa sytuacji bytowej artystów oraz „realne zróżnicowanie światopoglądowe oferty instytucjonalnej w sferze kultury”. Sformułowana też jest przy okazji skarga, że w III Rzeczpospolitej doszło do monopolizacji światopoglądowej: „zwłaszcza teatru, filmu, sztuk wizualnych”. Pada wreszcie zapewnienie, że PiS będzie kontynuował wzmacnianie instytucjonalne i różnicowanie oferty polskiej kultury poprzez współprowadzenie i powoływanie nowych instytucji – i tu pojawia się konkret: Polski Teatr Impresaryjny.
O pomyśle utworzenia Polskiego Teatru Impresaryjnego czytałem już w jednym z wywiadów z ministrem Glińskim, ale nie zauważyłem, aby był on publicznie szerzej przedstawiony. Pozostaje zatem snuć domysły, co to za stwór? Jeśli ma już swoją nazwę, właśnie tak brzmiącą, to by znaczyło, że jakieś wyobrażenie tej nowej instytucji istnieje. Kluczowe tu jest słowo: impresaryjny. Można je rozumieć dwojako. PTI może być czymś na kształt działającego w latach 80. Teatru Rzeczpospolitej, który organizował gościnne występy różnych teatrów w Warszawie i w kraju. Nie cieszył się on sławą, ponieważ jego powstanie odbierano jako akt odwetu na środowisku teatralnym za postawę w stanie wojennym. Symboliczny był fakt, że Teatr Rzeczpospolitej zainstalował się w Teatrze Dramatycznym po wyrzuceniu Gustawa Holoubka. Oczywiście ta historia nie musi oznaczać, że idea instytucji, która zajmuje się promocją współczesnego teatru jest z gruntu zła. Dobrze przecież wspominamy działalność Teatru Małego pod dyrekcją Pawła Konica i Mieczysława Marszyckiego, który spełniał rolę właśnie sceny impresaryjnej.
Podejrzewam jednak, że chodzi o inny pomysł na Polski Teatr Impresaryjny. Jego powstanie wpisywałoby się w pewną praktykę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, która polega na tworzeniu alternatywnych instytucji kultury do tych, które funkcjonują niezależnie od urzędu. Przecież odpowiedzią Ministerstwa na kłopot z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku jest zainaugurowanie Instytutu Dziedzictwa Solidarności. Niezadowolenie z działalności Muzeum Polin manifestuje się w fakcie niepowołania dyrektora Stoli na drugą kadencję wbrew werdyktowi konkursu, ale krąży też cały czas pomysł utworzenia placówki poświęconej polskim chasydom.
W obszarze teatru MKiDN ma ograniczone możliwości, ponieważ podlegają mu bezpośrednio tylko dwa teatry dramatyczne: Narodowy w Warszawie i Stary w Krakowie. W pierwszym trudno naruszać stabilizację, którą daje dyrekcja Jana Englerta. W przypadku drugiego eksperyment ze zmianą dyrekcji wedle woli Ministerstwa zakończył się zgniłym kompromisem z zespołem aktorskim. Być może zatem idea Polskiego Teatru Impresaryjnego ma służyć realizacji ambicji posiadania naprawdę własnej sceny, której twórcy i repertuar byłby alternatywą dla „lewackiego” monopolu w polskim teatrze. Przekonanie o tym monopolu jest tak naprawdę zawracaniem głowy, ale przecież rzeczywistość nie tworzą tylko fakty, lecz również rozmaite fiksacje. Być może pod gabinetem ministra Glińskiego czy wiceminister Zwinogrodzkiej antyszambrują artyści, który sączą do uszu opowieści o własnych krzywdach, niedocenieniach i o tym, jak mogliby dawać odpór w teatrze wiadomej propagandzie, gdyby tylko mieli gdzie to robić. Może więc to dla nich szykuje się ten Polski Teatr Impresaryjny?
Pozostają jednak praktyczne pytania: gdzie ten teatr będzie miał siedzibę? W Warszawie? A może w jakimś ośrodku nie posiadającym obecnie teatru? Coś mi świta, że przy poprzednich wyborach prezes Kaczyński obiecywał teatr Siedlcom. Nie mniej ważna jest kwestia: kto będzie szefem PTI? Przecież ktoś musi decydować, jacy twórcy spośród zapewne wielu chętnych będą w nim pracować. No i jakim budżetem teatr będzie dysponował?
Znam parę osób, które zagłosują na partię rządzącą, zwiedzione postulatem wyborczym o utworzeniu Polskiego Teatru Impresaryjnego.
Ale też znam takich, co nie zagłosują.
Co za zbieg okoliczności. Teatr Rzeczpospolitej był osobistym pomysłem ministra Żygulskiego, profesora – a jakże – socjologii. Swoją drogą, bezpartyjny Żygulski bardziej był pryncypialny niż niektórzy towarzysze z KC…
czemu Autor określenie lewacki bierz w cudzysłów? Rozumiem, że to nie jego język i wiedza o rzeczywistości, ale bliższe tego, co jest, czyli: bolszewicki (mentalnie) spod palca – jak go znam – mu się nie wymknie. Czyli, co, opowiada bajki?