Nike dla Naszej klasy Słobodzianka zaskoczyła mnie i ucieszyła. O sztuce już pisałem na blogu (wpis z 8 lutego), więc nie będę powtarzał pochwał i uwag. Jeszcze w piątek, gdy w gronie znajomych rozważaliśmy szanse poszczególnych finalistów, najmniej dawaliśmy właśnie Słobodziankowi. Ale jaki był argument przeciw? Nie dadzą nagrody za sztukę teatralną. Ulegliśmy temu pokutującemu od dłuższego czasu przesądowi, że dramat nie jest literaturą. Że dramat nie jest do czytania. Stereotyp ten podtrzymuje jeszcze moda w dzisiejszym teatrze na traktowanie dramatu co najwyżej jako materiału na scenariusz przedstawienia. A scenariuszy się nie pisze tylko kompiluje, dekonstruuje, robi się to, co kiedyś Puzyna postulował jako „pisanie na scenie”. Tego typu praktyki dają oczywiście rozmaite rezultaty, lepsze i gorsze. Ale brak współczesnego dramatu, który najpierw jest tekstem do przeczytania, a potem do wystawienia, chyba zaczyna coraz bardziej doskwierać.
Trudno powiedzieć, czy Nike dla Naszej klasy będzie przełomem w traktowaniu dramatu. Na pewno nagroda daje Słobodziankowi ogromną satysfakcję, zwłaszcza że właściwie samotnie, ale konsekwentnie podtrzymuje godność dramatopisarza (nie dramaturga w dzisiejszym rozumieniu tego zajęcia). Słobodzianek pozostaje jednak człowiekiem teatru. Wie, że dramatowi drugie życie nadaje scena. Teraz jest ważne, aby udała się prapremiera Naszej klasy. Ale dobrze by było, aby do sztuki sięgnęły także inne teatry i inni twórcy. Niech zacznie się rozmowa, którą zwykle uruchamiały ważne polskie dramaty.