Natalia

Naszła mnie ochota napisania o mojej koleżance Natalii. Powinienem napisać: o mojej „sympatycznej” koleżance Natalii, gdyby nie to, że już kiedyś tak ją określając ogromnie się naraziłem. Sztuka komplementowania kobiet jak grzeczność „nie jest nauką łatwą ani małą”. Nietrafnie dobrany komplement kompromituje mężczyznę w oczach kobiety niczym… no mniejsza. W tym jednym nieopatrznym słowie, które miało w mej intencji oddać szczere uczucia dla Natalii ona odkryła zwykły banał. Tę wpadkę Natalia mi pamięta tak jak tylko kobiety umieją pamiętać. W jaki sposób mogę naprawić swe winy? Tylko tym, co sprawi mi niewysłowioną przyjemność: opisując Natalię na moim blogu.

Niedługo minie ćwierć wieku od dnia, kiedy Natalię spotkałem po raz pierwszy. Było to oczywiście na egzaminach na Wydział Wiedzy o Teatrze. Pamiętam doskonale ostatni już chyba dzień tej szkoły przetrwania, gdy pisaliśmy wypracowanie zadane przez dziekana Koeniga: „Książka, którą przeczytałbym raz jeszcze”. Po wyjściu z sali muzycznej Natalia mnie zagadnęła:

– A o czym kolega pisał?

Natalia miała na sukience wokół szyi taki uroczy koronkowy kołnierzyk – widzę go, gdy tylko przypomnę sobie tę scenę. Ten kołnierzyk i ta fraza pytania (jakby powiedział Pilch) sprawiła, że Natalia przedstawiła mi się niczym uczennica z pensji pani Latter. Nie wiem, co pomyślała, gdy usłyszała moją odpowiedź:

– O Panu Tadeuszu.

Studiowaliśmy zatem razem i fakt ten mógłby uruchomić potok wspomnień, opowiastek, anegdot, w których Natalia również odgrywała niepoślednią rolę. Chyba w większości z nas, którzy się wtedy spotkaliśmy w jednej grupie, pozostał ogromny sentyment. Z Natalią po studiach nasze drogi się nie rozeszły. We trójkę razem z Markiem Zagańczykiem trafiliśmy na jeden etat do redakcji Teatru.

Natalia niezależnie od obowiązków w miesięczniku miała rozmaite ciekawe inne doświadczenia zawodowe. Jednym z nich była praca researchera w programie telewizyjnym Mariusza Szczygła pt. Na każdy temat. Dzisiaj Szczygieł to już niemal klasyk reportażu, autor świetnych książek o Czechach (słyszę, że Gottland jest wystawiony nawet w tamtejszym teatrze), ale wtedy w rozmowach z różnymi dziwadłami, co tu dużo kryć, wyglądał na kretyna z tym swoim charakterystycznym zdziwieniem: naprawdę? A niezliczonych osobników, którzy wywnętrzali się przed Szczygłem napędzała właśnie Natalia. Jak ona ich znajdowała? – dalibóg nie wiem. To znaczy wiem, że Natalia jest chyba najbardziej kontaktową osobą, jaką znam. Przy czym ta zdolność jest absolutnie naturalna. Natalia nie stosuje żadnych sztuczek towarzyskich. Spotykamy się latem nad morzem. Ja jestem w stanie ograniczyć kontakty z otoczeniem do niezbędnego minimum. Natalia zna wszystkich: panią z kiosku, właścicieli smażalni ryb, sąsiadów domu, w którym mieszka, ich dzieci, pana listonosza, panią, która wydaje sprzęt na plaży. Ale nie tylko, bo jeszcze Natalia nie ruszając się ze swojego grajdołka spotyka znajomych z Warszawy. I rodzinę tych znajomych.

W którymś momencie Natalia odeszła z redakcji Teatru, by związać się z Teatrem Rozmaitości, w którym zaczynał królować Grzegorz Jarzyna. Nie wiem, czy ta praca dostarczyła Natalii wielkiej satysfakcji, ale była niewątpliwie cudownym zrządzeniem losu, ponieważ w Rozmaitościach właśnie poznała swego męża. Gdy go poznawała, był nieznanym szerzej aktorem. Dzisiaj jest jednym z najwybitniejszych w swoim pokoleniu. Naszym pokoleniu. Czekam cierpliwie, aż zobaczę znowu Roberta na scenie (zachęcam go szczególnie do monodramu), bo jednak sukcesy filmowe sukcesami filmowymi, ale teatr to teatr.

Nie wiem, jaki udział w fantastycznym rozwoju kariery męża ma Natalia. Przypuszczam, że duży. Ale do ich wspólnego portretu trzeba koniecznie domalować Kostka, który jest najlepszym przykładem prawidłowości, że fajni rodzice mają fajne dzieci. Co z niego wyrośnie, jeśli odziedziczy wszystkie talenty i przymioty charakteru mamy i taty?

Z rodziny Natalii znam jeszcze Benka. Benek jest kotem, ale gdyby tylko posiadł umiejętność szczekania z pewnością byłby psem. Widzieliście kota, który machałby radośnie ogonem na widok nieznajomych gości w domu, który od razu pakowałby się na ich kolana, hasał po mieszkaniu, a przede wszystkim robił sobie wyprawy po okolicy, które kończą się różnymi przygodami?

Wracając do mojej koleżanki. Natalia organizuje spotkania z cyklu Evviva l’arte. Kiedyś odbywały się one w Teatrze Dramatycznym, a w ostatnich latach w Collegium Nobilum. Ile już znakomitych ludzi kultury w tych spotkaniach uczestniczyło (w minioną środę gościem był Andrzej Wajda). Natalia czasami zwierza mi się z planów, prosi o radę – prawdę mówiąc chyba nigdy jej niczego nie podpowiedziałem, ale i tak wpada na genialne w swej prostocie pomysły, trafnie zestawia gości i dobiera tematy rozmów. I ma błyskotliwego prowadzącego w osobie Rafała Sławonia. Jej talenty w tej dziedzinie powinna wykorzystać jakaś telewizja.

*

Kiedyś spacerując nadbałtycką plażą spostrzegłem Natalię z Kostkiem leżącą na kocyku.

– A co to za fajna laska? – zagadnąłem podchodząc. Jednak czasami potrafię się zdobyć na bardziej wyszukane komplementy pod adresem kobiet, choć akurat tego Natalia nie zapamiętała. Ale zapamiętał Kostek. Gdy niedawno żegnałem się z nim wychodząc z imienin Natalii, wypalił niespodziewanie:

– Fajna laska.

 

 

 

943 odwiedzin

2 Comments

  1. A propos cyklu Evviva l’arte – bardzo fajne te spotkania, tylko że informacja o nich znikąd dociera… Czy można prosić przy okazji o przekazanie pani Natalii sugestii, by informacje o kolejnych spotkaniach pojawiały się na e-teatrze albo w jakimś innym nośnym miejscu w internecie? Facebook też niestraszny, a skuteczny…

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.