O Witku Górce już pisałem swego czasu na blogu (kto ciekaw niech sięgnie po wpis z 16 listopada 2012 roku). Jeśli jednak nasz pierwszy sekretarz (jak to brzmi!, chodzi rzecz jasna o sekretariat programowy TVP Kultura) znów staje się dla mnie inspiracją, to z nowych powodów. Po pierwsze, Witek opublikował właśnie wywiad-rzekę z Tadeuszem Woźniakiem.
Kim jest Tadeusz Woźniak – wszyscy wiedzą, ale, jak mawia Młynarski, ja jeszcze przypomnę. Przede wszystkim to piosenkarz, czy raczej balladzista, kompozytor, znany z takich utworów jak Zegarmistrz światła purpurowy, Smak i zapach pomarańczy, Hej Hanno i innych. Powiem szczerze, że Woźniak ze swoim charakterystycznym timbrem głosu nie był w okresie swojej popularności moim idolem, ale dzisiaj wracam do niego z sentymentem, co jest niechybnie oznaką posuwania się w latach, ale może też przyszedł odpowiedni czas na docenienie sztuki, którą miała autentycznie swoją wartość. Jeśli kiedyś bezwzględnie głosiłbym, że tekst Zegarmistrza autorstwa Bogdana Chorążuka jest sztandarowym przykładem grafomanii, to obecnie nie byłbym tak surowy w ocenach. Może nawet przyznałbym, że słuchając go w wykonaniu Woźniaka z towarzyszeniem Alibabek najzwyczajniej w świecie wzruszam się.
Woźniak jest dokładnie w książce przepytywany przez Witka na okoliczność swojego życia i kariery artystycznej. Wiele jest tam ciekawych fragmentów, choć mam wrażenie, że twórca dość powściągliwie się zwierza, co jest zapewne dowodem jego niedzisiejszego taktu. Witek widzi w Woźniaku współtwórcę szeroko rozumianej kultury bigbitowej, która wyrażała się nie tylko w muzyce, ale również w obyczaju, stylu życia, a nade wszystko w ideałach, wśród których na pierwszym miejscu była wolność. W takim kraju, jakim był PRL, może bardziej chodziło o marzenie o wolności, które mogło się realizować tylko w sztuce. Górka jest piewcą bigbitu, zwłaszcza jego bardziej wyrafinowanych przejawów, jakimi była w szczególności twórczość Niemena (Witek wcześniej opublikował interesujący wywiad-rzekę z Tomaszem Jaśkiewiczem, gitarzystą Akwareli, tym, który wykonywał solówkę m.in. w Dziwny jest ten świat). Obok Niemena na pewno ważny był zespół Klan. Ale również mniej pamiętani Romuald i Roman czy grupa Zdrój Jana. Woźniak po epizodzie stricte bigbitowym (jako Daniel Dan debiutował w zespole Dzikusy, występował także z Niebiesko-Czarnymi) poszedł w stronę piosenki poetyckiej, która u nas miała swoich absolutnych mistrzów w osobie Ewy Demarczyk i Marka Grechuty. Jeśli Woźniakowi nie udało się zdobyć porównywalnego z nimi dorobku, to może z powodu teatru… Na wiele lat wciągnęła go praca kompozytorska dla takich reżyserów, jak m.in. Roman Kordziński, Andrzej Maria Marczewski, Paweł Nowicki, Andrzej Witkowski, Marcel Kochańczyk. O tym również mowa jest w książce.
Dzisiaj Woźniak mniej zajmuje się teatrem, ale nadal jest aktywny jako wykonawca, wydał niedawno nową płytę. Na spotkaniu promocyjnym w Empiku wspomniał, że zaśpiewał piosenkę Dylana na płycie, którą przygotował Filip Łobodziński.
No więc książka Zegarmistrz światła jest pierwszym powodem, dla którego piszę o Witku Górce. Ale dzisiaj jest jeszcze jeden: Witek obchodzi okrągłe urodziny. To jest trochę dziwne, bo mnie się wydaje, że Witek jest w tym samym wieku, w którym był, gdy spotkałem go po raz pierwszy na XII piętrze bloku A przy Woronicza, a było to prawie dokładnie 12 lat temu. Dla wszystkich, którzy się wtedy znaleźli w tamtym miejscu, był to zapewne bardzo piękny czas poczucia, że tworzymy coś dobrego. Witek do tego dzieła wiele wnosił, zarażając nas swoimi fascynacjami. Potem uznał, że wystarczy. Ale przez te minione lata nie spostrzegłem w Witku żadnych oznak utraty tego, co w nim najlepsze. Wciąż jest tym samym człowiekiem muzyki, której słucha i którą również sam tworzy. Mając swoje przekonania co do świata, jest absolutnie free. Takim go lubię. I to jest podstawowy powód, dla którego o nim piszę.