Mozaika Rechowiczów

  

Pewnie gdyby nie książka Maxa Cegielskiego nie zorientowałbym się, że tacy artyści byli: Hanna i Gabriel Rechowiczowie. A z ich twórczością mogłem się stykać częściej niż z dziełami innych plastyków. Przecież chodziłem do Supersamu i do działającego w nim baru Frykas, w którym znajdowało się malowidło ścienne autorstwa bohaterów Maxa. On też przypomniał, że na ścianie Domu Chłopa widniała mozaika – to również było dzieło Rechowiczów. W tych mozaikach się specjalizowali, robili ich bardzo dużo w różnych miejscach tzw. użyteczności publicznej, wiele już zostało zniszczonych albo pozostały tylko resztki. Taką mozaikę widać jeszcze w barku znajdującym się w Domu Rzemiosła na Puławskiej. To jest miejsce obok którego przechodziłem niezliczoną ilość razy, mieszkając w pobliżu. Nigdy na tę mozaikę nie zwróciłem uwagi, a gdybym nawet zauważył, to pewnie bym nie dochodził, kto jest jej twórcą. Książka Maxa odkrywa, jak Rechowiczowie byli ciekawymi ludźmi – czas przeszły w tym zdaniu jest o tyle uzasadniony, że, choć Hanna żyje, a Gabriel zmarł nie tak dawno, oboje tworzyli nie pamiętaną bohemę PRL-u. Paradoks ich twórczości polegał na tym, że mogła się ona rozwinąć dzięki zamówieniom państwowym, które, co tu dużo kryć, służyły polityce kulturalnej, a jednocześnie Rechowiczowie realizowali te zamówienia w całkowitej zgodzie ze swoją wrażliwością i w stylu, który jakby ignorował rzeczywistość. Rechowiczowie byli surrealistami w państwie, w którym nawet sztukę opatrywano przymiotnikiem „socjalistyczna”. Cegielski w swojej książce bardzo wnikliwie odsłania ten paradoks.

W opowieści Maxa, która jest biograficznym reportażem, pojawia się jeszcze szereg innych ludzi z otoczenia Rechowiczów. A są wśród nich osoby tajemnicze, jak Abrasza Zemsz (o którym też pisał Miłosz w swoim Abecadle), a także Edward Krasiński – malarz, przyjaciel domu, który zdobył większą znacznie sławę, Henryk Urbanowicz – osławiony boss tzw. Pracowni Sztuk Pięknych, od którego zależały kariery plastyków czy Jan Dobraczyński, pisarz PAX-owski, bardzo wierny władzy. Jest też w życiu Rechowiczów mały epizod teatralny, gdy współpracowali z Teatrem na Tarczyńskiej, ale bardziej z Bogusławem Choińskim niż z Białoszewskim. Główni bohaterowie książki są jednak najbarwniejszymi postaciami, również z powodu swej przeszłości rodzinnej, pochodzenia, a wreszcie stylu życia (ich dom przy ul. Lekarskiej, odwzorowany zresztą przez Wajdę we Wszystko na sprzedaż, również wyraża osobowości gospodarzy). Trudno powiedzieć, na ile Max buduje legendę artystów, a na ile oddaje im sprawiedliwość.

Książka Cegielskiego ma bardzo osobisty ton. Autor nie ukrywa siebie w narracji, wręcz przeciwnie – własne doświadczenia konfrontuje z historią swoich bohaterów, w tle malując dzieje PRL-u. I bardzo wyraźnie wykłada powód, dla którego Rechowiczami się zajął. Fascynuje go ich osobność, bycie na marginesie, wierność sobie. W pewnym momencie pisze: „(…) czuję, że Rechowicz miał w dupie społeczeństwo, choć sam nigdy by nie użył brzydkiego słowa i za to go lubię. Używam malarza do obrony przed współczesnymi kolektywami i manifestami publikowanymi w dobie ‘kapitalizmu kognitywnego’. Świadomie uciekam w jego życiorys przed kolejnymi biennale, gdzie więcej dziennikarstwa niż w moich tekstach, uciekam przed konkursami i bywaniem tam, gdzie trzeba. Zwiewam przed załatwianiem spraw, lobbowaniem, analizowaniem globalnych procesów. Chowam się przed kuratorami, targami sztuki, rankingami i pozycjonowaniem w internecie”. Musi Max rzeczywiście źle się czuć, skoro uciekł tak daleko, do zapomnianych „dekoratorów PRLu”.

 

563 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.