Madame na Woli jest spektaklem zabawnym, bardzo zręcznie wyreżyserowanym, może się podobać i zapewne będzie się cieszył powodzeniem. To taki teatr z niczego, kilka krzeseł na pustej scenie tworzy różne miejsca akcji, zespół muzyczny na podwyższeniu w głębi ilustruje sytuacje sceniczne a to melodiami z epoki, a to dźwiękami robiącymi nastrój. No i przede wszystkim aktorzy, którzy sprawnie odtwarzają po kilka postaci w zależności od toku narracji głównego bohatera, którego gra Waldemar Barwiński. W niecałe dwie godziny opowiedziano w sposób nie nużący historię ponadprzeciętnego licealisty, który zakochał się w nieco tajemniczej nauczycielce języka francuskiego (Olga Bożek). Wszystko byłoby bardzo fajne, gdyby nie jedna wątpliwość: czy na pewno oglądamy adaptację głośnej swego czasu powieści Antoniego Libery?
Mam wrażenie, że przedstawienie Jakuba Krofty jest czymś w rodzaju teatralnego komiksu, zrealizowanego na podstawie Madame. Powieść jest starannie stylizowana i łączy Bildungsroman z epicką opowieścią z historii PRL. Nie pamiętam, żebym czytając Madame jakoś szczególnie się bawił (w narracji ujawniała się raczej cienka ironia), tymczasem kolejne sceny spektaklu budzą śmiech niczym komediowe gagi. Zwierzenia głównego bohatera mają pod piórem Libery, by użyć bliskiego mu terminu muzyki jazzowej, swój timing. Przedstawienie grane jest w szybkim tempie, operuje skrótem. Bogate realia powieści na scenie zastępuje umowność, daje się także zauważyć znaczną skłonność twórców do parodii. Wszystkie te zabiegi na szczęście nie są tandetne i w jakiejś mierze uzasadniają się (prawdopodobnie bardziej wierna adaptacja Madame możliwa jest tylko w filmie), ale mają swoją cenę. A jest nią przede wszystkim utrata tej warstwy powieści, która chyba dla Libery była szczególnie ważna: gorzkiego rozrachunku z rzeczywistością PRLu. W spektaklu ma ona raczej komiczny czy zgoła kabaretowy wymiar, ale jeśli była taka śmieszna, to dlaczego dla głównych bohaterów była taka smutna?
Jako odpowiedź na Pańskie pytanie, przytoczę coś z Czechowa: Dla człowieka wrażliwego życie jest tragedią, dla mądrego komedią. Z czego wynikałoby, że dla wrażliwego i mądrego życie to tragikomedia. Młody człowiek jest tylko wrażliwy. Na szczęście. Potem mu to mija, na jego szczęście.Z tragikomicznym pozdrowieniemEx Monsieur Catastrophe
Ale czy bohater „Madame” pójdzie za Czechowem? Pamięta Pan, że nauczycielka daje mu na koniec sztuki Becketta. Pozdrawiam
Pójdzie za Czechowem, jeśli pójdzie za Beckettem, u którego jest i smieszno i straszno. Służę przykładami. Jeśli wyczyta u niego tylko to, co straszne, spostrzeże tylko ciemną stronę jego wizji świata, pomyli drogę. Stanie się jak ci, którzy z Czechowa biorą westchnienia i samowar.Pozdrawiam z gwizdem czajnika w tle
Zachęciłeś mnie do obejrzenia spektaklu. Ja się nie dość,że nie bawiłam szczególnie przy lekturze, to wręcz się nawet trochę wynudziłam. Ale skoro ironia wydobyta i podkreślona, to chętnie zobaczę ;)Pozdrawiam,
Idź zobacz i napisz, co myślisz. Pozdrawiam