Będzie trochę pro domo sua, ale jak się sami nie pochwalimy, to kto nas pochwali? Oglądam transmisje Konkursu Chopinowskiego i jestem pełen uznania dla kolegów, którzy wykonują tę fantastyczną robotę. Po tylu już dniach słuchania ballad, polonezów, mazurków, walców, preludiów, scherz powinienem mieć absolutnie dość tego przebierania palcami po klawiaturze. A jednak nie nudzi mi się. I czekam z ciekawością na kolejne wejścia studyjne, by posłuchać, co mówią eksperci. Powiem szczerze: wielu rzeczy nie rozumiem. Nie wiem, co to znaczy, że ktoś gra legato, a najczęściej eksperci mają pretensję, że pianiści nie grają legato. Mogą mnie śmieszyć niektóre stwierdzenia w rodzaju: proszę zwrócić uwagę na grę małego palca lewej ręki, który wydobywa pełnię Chopinowskiej frazy. Albo: pianista pięknie opowiada… Do języka eksperckiego weszło też ulubione dzisiaj słowo: narracja. Chopinowska narracja… No, jest jeszcze wiele takich powiedzonek, ale nie wyłapuję ich, aby robić sobie śmichy chichy. W istocie te komentarze, nawet jeśli dla laika nie do końca zrozumiałe, są niezwykłą lekcją odbioru sztuki. Bo, owszem liczą się osobowości pianistów, odkrywcze interpretacje, zgodne albo niezgodne z Chopinowską estetyką, ale najpierw są nuty, które trzeba umieć zagrać (a jeszcze wcześniej, jak powiada prof. Kozubek, przeczytać). A więc artyzm zaczyna się od umiejętności. Umieć ocenić, czy ktoś inny umie – to też jest umiejętność. I nie chodzi tutaj o proste wrażenia: podoba się – nie podoba. Leon Schiller mówił, że podobać się albo nie podobać to może w burdelu, a w teatrze trzeba uzasadnić. Eksperci muzyczni na ogół potrafią uzasadnić. Czasami robią to ze złośliwością godną recenzentów teatralnych, jak np. prof. Kozubek, która przy okazji wykonania barkaroli przez jedną z pianistek, powiedziała: ona chyba nigdy nie była w Wenecji…
Ale najbardziej rzetelna analiza nie zamyka odbioru sztuki. To byłoby nudne i jałowe, gdyby artystów oceniać jak uczniów w szkole za napisane klasówki (choć Konkurs Chopinowski jest w gruncie rzeczy takim gigantycznym egzaminem). Pozostaje na szczęście jakaś tajemnica, która nie kryje się tylko w palcach pianisty. Jest w nim całym, w człowieku a nie w pianiście.
W napisach końcowych zwróćcie uwagę na nazwiska, które płyną pod hasłem: redakcja. Rozmaite pożytki, które można wynieść z transmisji Konkursu, to także zasługa tych bardzo fajnych ludzi.