Klata w Starym Teatrze

W Dwutygodniku zaległa rozmowa z Janem Klatą o jego planach dyrekcyjnych w Starym Teatrze. Wybór, jak wiadomo, wzbudził kontrowersje, choć osobiście nie będąc jakimś wielkim admiratorem twórczości Klaty jestem skłonny obdarzyć go kredytem zaufania. Z różnych powodów. Przede wszystkim dlatego, że pewnie nadchodzi czas, by ludzie z pokolenia Klaty brali większą odpowiedzialność za teatr – nie tylko realizowali się we własnej karierze, ale stawali się liderami zespołów i kreatorami miejsc. Gotowość zrezygnowania z wygodnej pozycji wziętego reżysera i chęć podjęcia się wyzwania, które pewnie więcej oferuje trudów niż przyjemności dobrze świadczy o Klacie. Mam wrażenie zresztą, że w reżyserze już jest mniej złości, która była początkowo motorem napędowym jego aktywności, a więcej powagi w traktowaniu świata. Można się spierać o kształt artystyczny jego teatru, ale nie można reżyserowi zarzucić, że własny pępek uczynił źródłem natchnienia. Klatę interesuje rzeczywistość dookoła, również z jej zapleczem historycznym. Reżyser stwarza pozory nieprzyjazności, co jednak, jeśli można to ocenić z daleka, nie musi świadczyć o jego prawdziwej naturze. Ma, zdaje się, wiele szacunku dla aktorów, a to jest podstawowym warunkiem, by coś w teatrze osiągnąć.

Wszystko to być może jest zadatkiem, by Klata okazał się dobrym dyrektorem teatru – również takiego teatru, jakim jest Stary. Nie mam jednak przekonania, czy dobry jest program, z którym wystąpił w konkursie i który zadecydował o zwycięstwie. Klata planuje pięć lat swojej kadencji poświęcić artystom, którzy w szczególny sposób określili legendę Starego Teatru: Konradowi Swinarskiemu, Andrzejowi Wajdzie, Jerzemu Jarockiemu, Krystianowi Lupie i Tadeuszowi Kantorowi (ten ostatni był najmniej związany ze Starym). O zamierzeniach Klata na razie mówi ogólnikowo: „nie chodzi tu o prosty powrót do tych samych tytułów, recykling inscenizacji. Chodzi przede wszystkim o to, by przy pomocy tych samych tekstów wykonać współczesny ekwiwalent pracy myślowej, jaką oni, wówczas, musieli wykonać, żeby ogarnąć tamtą rzeczywistość”. W wywiadzie nie pada więcej szczegółów, nowo mianowany dyrektor zasłania się stwierdzeniem, że wraz ze swoim współpracownikiem, Sebastianem Majewskim, precyzują program. Nie wiadomo więc, jak konkretnie ma wyglądać jego realizacja. Nie wiem, czy komisja konkursowa zadała Klacie pytania na ten temat, np. kto ma być zaproszony do wykonywania poszczególnych zadań? Czy w ogóle już z kimś się w tej sprawie porozumieli? Czy będą wybierać tytuły (wedle jakiej zasady?) i do nich dobierać twórców, którzy na swój sposób będą się mierzyć z tematami? Czy odwrotnie: formułują zespół artystów, pozostawiając poszczególnym twórcom swobodę wyboru pracy? Czy każda premiera Starego w danym sezonie ma być podporządkowana nadrzędnej idei? Co wreszcie zamierza sam Klata? Myślę, że przynajmniej wstępne odpowiedzi powinny być warunkiem przyjęcia programu. Bez tego wygląda on dobrze, ale na poziomie czysto teoretycznym. I to jest jego wada. Nie wiem bowiem, czy koncept tego programu może się przełożyć na żywy teatr? Czy nie jest zbyt mocnym kagańcem, który będzie więził swobodę działania? A co jeśli się okaże, że np. dokonania kogoś z wybranych artystów nie będą inspirujące, by zbudować ów „współczesny ekwiwalent pracy myślowej”? Będziemy oglądać spektakle jak referaty na seminarium teatrologicznym? W teatrze tradycja, dialog z przeszłością ma swoje znaczenie i chwali się Klacie, że zwłaszcza w takim miejscu, jakim jest Stary Teatr, deklaruje szacunek dla tych wartości. Jednak istotne jest, by ta rozmowa z historią miała naturalny impuls, była wynikiem autentycznej potrzeby i poszukiwań. W przeciwnym razie nikogo nie będzie obchodzić.

Dawna siła Starego Teatru polegała na czymś, co bodaj Małgorzata Dziewulska określiła mianem: republiki artystów. W tym złotym czasie lat 60. i 70. stało się tak, że przy pl. Szczepańskim spotkały się wybitne indywidualności reżyserów i aktorów, którzy potrafili stworzyć zespół. Wielcy reżyserzy realizowali swoje wizje teatralne, rozwijali własne zainteresowania repertuarowe, potrafili pociągnąć za nimi aktorów i publiczność. Te osobne drogi w jakiś sposób ze sobą się łączyły, artyści bowiem prowadzili wzajemny dialog. Ale było to wszystko wynikiem indywidualnych wyborów. Czy ten model działania jest do powtórzenia?

Oczywiście dzisiaj wątpliwości należy pewnie rozstrzygać na korzyść nowej dyrekcji Starego Teatru. Dopiero przecież zaczyna pracę i należy życzyć, by plan wypalił. Ale by to się stało może trzeba jeszcze zadać sobie wiele pytań.

 


 

 

1 123 odwiedzin

8 Comments

  1. Panie Wojciechu, po co udawać Greka? Co się stało, to się już nie stanie. Tamto powstało w dużej mierze samorzutnie, dzięki mądrym wyborom dyrektora Hubnera. Ale przecież nie on sprawił – ani tego nie zaprojektował, że powstanie z różnych reżyserów i aktorów twór zespołowy. Czegoś takiego nie da się zaplanować. Ani nawet wydedukować. Raz się to Staremu przydarzyło i skończyło. Aktorzy nie mogą się z tym pogodzić, wmawiają sobie, że wcale nie stopniały niegdysiejsze śniegi, że to tylko ci dyrektorzy tak psują ich(sic!) teatr. Ale Pan wie, że w Pańskich ustach pytanie brzmiałoby retorycznie i melancholicznie, jak u Villona: Gdzież są niegdysiejsze śniegi?

    Reply

    • Zgoda. Republiki artystów w Starym Teatrze nie da się powtórzyć, ponieważ trzeba by mieć takich artystów, jacy wtedy się pojawili – rzeczywiście w sposób nieprzewidziany. Ale być może jakiś wniosek z tamtych czasów da się wyciągnąć i powinna go rozważyć nowa dyrekcja: o sukcesie zadecydowały indywidualności, które potrafiły stworzyć zespół. Indywidualnościom natomiast trudno narzucać sztywne ramy działania. Pozdrawiam

      Reply

      • Jako człowiek trzeciej już młodości, który sporo widział na własne oczy i nieco poznał historii, jestem zwolennikiem absolutyzmu oświeconego. Dla sztuki okazał się on najlepszym sprzymierzeńcem. Ludwik XIV we Francji, nasz Stanisław August na przykład.Termin Republika artystów, przywodzi mi brzmieniem Republique des lettres, czyli Republikę słowa. Obejmuje ona nie tylko piszących, także czytających, tych wszystkich, którym literatura lezy na sercu i którzy nią żyją. Taka republika ma wymiar wyłącznie duchowy. Czym miałaby być republika artystów, aż strach myśleć. A wielkie indywidualności? Jest epoka, która w nie obfituje, i epoka, w której i rak to indywidalność. Dlaczego tak się dzieje, Bóg raczy wiedzieć. Żegnam Pana i idę myśleć o wieczności Pański Stary P.

        Reply

        • Nie wiem, czy Molier w pełni podzieliłby Pana pochwałę Króla Słońce, a nasz Staś był z pewnością oświeconym monarchą, ale czy absolutnym? Stawiam to pytania dla podtrzymania wątłego ducha polemiki, choć co do istoty Pana odpowiedzi wypada mi się znów zgodzić. Jak to mówi chór w „Kartotece”: „ech, gdzie te dawne woje, proroki, herosy?”. Pozdrawiam z bałtyckiej plaży.

          Reply

      • Święte słowa, tylko skąd wziąć te indywidua, jak się raz rzekła Wałęsie, coby każde było indywidualne? I różniły się jak w seder, kiedy wyznawcy zadają rytualne pytanie:Czym ta noc różni się od innej. Na moje oko narybek reżyserski jest pod jeden strychulec, za wyjątkiem… a i on też ma cechy wspólne. Kto to jest, Panie Wojciechu?

        Reply

        • Szanowny Panie, mogłem jakoś rozwiązać zagadkę Pułkownika, ale jakiego reżysera Pan ma na myśli, proszę darować, ale odpowiedź na to pytanie jest ponad moje możliwości, choć oczywiście dosyć mnie ciekawi.

          Reply

          • Zanim zaspokoję Pańską ciekawość, pozwolę sobie coś sasugerować Redaktorowi TVP Kultura. Wczoraj zmarł Erwin Axer; warto by mu poświęcić od razu krótki program, może na innym kanale. Zaprosić osoby, które z nim pracowały ale także go lubiły, co nie zawsze idzie w parze. Maję Komorowską, która była z nim do końca, Macieja Prusa. Dyr. Maciej Englert przeciwnie; to sobie głównie poświęcił jubileusz Teatru Współczesnego i raczył się wyrazić „Gdyby on chociaż był zdolny…” Będzie mówił o sobie, jak Axer go cenił, czego dowodem, że przekazał mu teatr. Było inaczej, Axer oddał teatr trójce, Zaleskiemu, Wiśniewskiemu i Englertowi, który dwóch pozostałych wykolegował. Po co łgarz nad tą trumną? Lupa poznał go na konkursie im Swinarskiego, przypadli sobie do gustu i wiele godzin przegadali.Axer bardzo cenił Lupę i polecił go jednemu z teatrów niemieckich. O ile wiem, Lupa jest teraz w Polsce. Baniewicz zagranicą. Może Ryszard Peryt i Antoni Libera, który współpracował z Ewą Stwrowieyską i bywał u nich. Pogrzeb ma się odbyć 15 czy 16 sierpnia w Aleji Zasłużonych, by mógł przyjechać syn Andrzej z Ameryki. Reżyser z rebusu: czym ten obrazek różni się od drugiego, to Zadara, który umie czytać. Ceni dramat polski, nie niszczy autora. Ważne jest dla niego słowo, jego znaczenie, od aktorów wymaga wypowiadani go z wyraźnie i z sensem. To jest różnica podstawowa dlatego jest wyjątkiem.Aktualnie przygotowuje „Dziady” w całości.Tyle słów w samo południePiernik, wielbiciel kina

          • Dziękuję za podpowiedzi. Na razie takiej rozmowy wspomnieniowej nie możemy zorganizować. Dziś wieczorem o 22.15 pokażemy „Ifigenię w Taurydzie”, a potem film dokumentalny „Sprawy teatralne Erwina Axera”, w którym opowiada o swoim teatrze. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.