Jeszcze o Polańskim

Już coraz mniej chętnie czytam o sprawie Polańskiego, bo odczuwam zażenowanie już nie tyle nią samą, co komentarzami do niej. Przykro jest zwłaszcza wtedy, gdy ludzie, którzy są opiniotwórczy, mówią głupstwa. Takim głupstwem bez wątpienia był komentarz Seweryna Blumsztajna o tym, że talent artysty wymyka się ocenom moralnym. Z drugiej strony zastanowiła mnie inna wypowiedź. Otóż znana dziennikarka, która w dzieciństwie padła ofiarą molestowania seksualnego, co swego czasu publicznie ujawniła, pryncypialnie odniosła się do kwestii winy Polańskiego. „Nie plujcie mi w twarz” – napisała i zarzuciła obrońcom reżysera, że zachowują się dokładnie tak jak otoczenie molestowanej ofiary, ukrywając dokonane zło. W najmniejszym stopniu nie kwestionuję traumy pani W. i mechanizmu, który w takich sytuacjach może działać. Ale pozwalam sobie zadać pytanie: czy własna krzywda może być miarą sprawiedliwości dla innych zbrodni? I jeszcze: czy skoro za moją krzywdę winnego nie spotkała kara, to musi ona dosięgnąć kogoś, kto zrobił coś równie złego? Czy nie odbywa się w ten sposób akt symbolicznej zemsty zastępczej?
Ktoś miał rację, gdy powiedział, że dyskusja wokół Polańskiego w krzywym zwierciadle pokazuje stan naszych umysłów. Nie wiem, czy jakimkolwiek swoim filmem Polański narobił większego rabanu niż teraz, gdy jego osobiste grzechy stały się przedmiotem publicznej spowiedzi. A spowiednicy w tej sprawie są nie mniej ciekawi niż grzesznik.

642 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.