Dziady Smoleńskie

W interesującej rozmowie dla Tygodnika Powszechnego Dariusz Kosiński mówi: „W ciągu minionego roku polski romantyzm, którego dotychczas byłem, i mimo wszystko wciąż jestem wielbicielem, objawił się nagle jako rzeczywistość bliska i zarazem upiorna. Na Krakowskim Przedmieściu zobaczyliśmy przecież czysty dyskurs romantyczny. A my, mainstreamowa inteligencja, znaleźliśmy się po stronie mędrca, który chodzi po wsi i niczego nie rozumie. Przecież ludzie spod krzyża, których oglądamy w filmach Pospieszalskiego, Stankiewicz czy Żmijewskiego, to Karusia! Niczym mędrzec Śniadecki ze swoim szkiełkiem i okiem, patrzymy na nich i twierdzimy, że duby smalone bredzą. Zderzamy się z ich rzeczywistością – rzeczywistością metafizyczną! – której nie potrafimy pojąć poza kategorią szaleństwa. Dla mnie to dość nieprzyjemne: odnaleźć się po stronie Śniadeckiego…”.

W dalszym ciągu rozmowy zatytułowanej Dziady Smoleńskie Kosiński efektownie analizuje widowisko żałobne na Krakowskim Przedmieściu, posługując się symboliką Dziadów Mickiewiczowskich i romantyczno-mesjanistyczną mitologią. Dla Kosińskiego to, co działo się w czasie żałoby jest niezwykłą pożywką do badań, w których stał się specjalistą – to przecież kolejny rozdział jego pracy Teatra polskie – historie. Teatrolog znalazł się w sytuacji naukowca, którego przedmiot badań najwyraźniej fascynuje, ponieważ odnajduje w nim dowód ogłoszonej właśnie teorii. To powoduje specyficzne podniecenie, że tak! wszystko się zgadza! Ale czy przy okazji uczony nie zatraca niezbędnego dystansu do zjawiska? Zaczyna uwodzić nas swoją wizją, która, przyznajmy, jest sugestywna. Ale czy nie sprowadza się ona do błyskotliwej żonglerki konceptami? I właściwie już nie wiadomo, czy Kosiński odkrywa jakąś prawdę, czy ją kreuje zgodnie ze swoją metodą? Czy na pewno jest po stronie Śniadeckiego? Będąc znawcą teatru wchodzi raczej w rolę reżysera rzeczywistości, jej wielkiego interpretatora. Konstruuje jej dramaturgię i obsadza role. Ludzie z Krakowskiego to Karusie. Jarosław Kaczyński wciela się w Księdza Piotra. Na pewno znalazłby się ktoś do ról Pani Rolison i Senatora etc. Tylko gdzie szukać w tych Dziadach Smoleńskich Gustawa-Konrada?

Jaka jest różnica między Dziadami Wileńsko-Kowieńsko-Drezdeńskimi a Smoleńskimi? Pierwsze napisał wybitny poeta. To on pogański obrzęd zmarłych wyniósł do najwyższych rejonów sztuki. Metafizyka może i w tym obrzędzie istniała, ale musiał odkryć ją poeta – i to nie byle jaki – i nadać jej cały kosmos znaczeń. Dziady Smoleńskie tymczasem są interpretacją rzeczywistości, wykorzystującą kulturowe symbole. Czy ta interpretacja oddaje bez reszty posmoleńskie doświadczenie? Obawiam się, że nie, a nawet stwierdzam z ulgą, że nie. Rzeczywistość jest bez wątpienia trudna do rozpoznania, może dlatego tak chętnie sięgamy po pomoc w jej zrozumieniu do starych ksiąg kultury. Nie należy zapewne lekceważyć wszelkich przejawów żałoby (zarówno tych wzniosłych, metafizycznych, jak trywialnie politycznych), ale trzeba wielkiego wysiłku myślowego, by oddzielać w niej to, co jest okropnym teatrem, a co jakąś prawdą. Tej prawdy musi na nowo szukać też sztuka. Nie odkrywa jej, moim zdaniem, teatr, który wystawia Dziady z aluzjami do Krakowskiego Przedmieścia.

 

791 odwiedzin

2 Comments

  1. Rok temu profesor Kosiński w tekście „Polska w żałobie. Między obrzędem a ceremonią” na łamach „Teatru” poddał analizie czas po katastrofie – może warto porównać co się przez rok zmieniłohttp://teatr-pismo.pl/index.php?sub=archiwum&f=pokaz&nr=1209&pnr=55

    Reply

    • Wtedy Kosiński nie przywołał jeszcze skojarzenia z „Dziadami”, ale rozumiem, że to późniejsze wydarzenia mogły go doprowadzić do określenia żałoby po katastrofie: „Dziadami Smoleńskimi”.

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.