Drugi Pierwszy Kontakt

Cały ubiegły tydzień przesiedziałem w Toruniu na Festiwalu Pierwszy Kontakt. To już druga edycja imprezy, która naprzemiennie organizowana jest z Kontaktem w wersji międzynarodowej. Pierwszy Kontakt to konkurs krajowych debiutów reżyserskich i aktorskich. Festiwal jest bardziej dla toruńskiej publiczności, obserwatorów z zewnątrz przyjeżdża mniej, a trochę szkoda, bo jest okazja, by zobaczyć, co nowego rodzi się w naszym teatrze. Poza tym, co można robić w ostatnim tygodniu maja, jeśli nie być w Toruniu, w tym jednym z najfajniejszych miast festiwalowych?
Pierwszy Kontakt pokazał kilku reżyserów, którzy niewątpliwie obdarzeni są talentem, chcą coś istotnego mówić czy to na tematy egzystencjalne, czy społeczne, choć czasami ich prace wydają się wsobne albo zbyt chętnie korzystające z modnych chwytów. Wideo projekcje, mikrofony, do których mówią aktorzy, piosenki śpiewane po angielsku – te wszystkie stałe elementy gry współczesnego teatru nie są już żadnymi wyznacznikami nowoczesności, stały się tak samo banalne jak zastawki w starym teatrze. Zastanawiam się też, dlaczego w tym najmłodszym teatrze jest tak mało energii? Działania sceniczne toczą się w spowolnionym rytmie, monotonnie, usypiająco. Owszem, czasami aktorzy się prują. Nie zawsze wiadomo, co postać na scenie myśli, ale czujemy, że coś okropnie przeżywa. Nawet chciałoby się jakoś tym nieszczęśnikom pomóc, ale czy oni potrafią powiedzieć, co ich naprawdę boli?
Ale jeśli spektakle Pawła Świątka (kompilacja sztuk Becketta z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu), Cezarego Ibera (Blanche i Marie Enquista z Teatru Polskiego we Wrocławiu), Wojciecha Farugi (Wszyscy święci z Teatru Polskiego w Bydgoszczy) miały rozmaite słabości, to przecież nie były błahe. Niedoskonałości były bardziej świadectwem wygórowanych ambicji. Wygrał ten reżyser, który potrafił je powściągnąć. Wojciech Urbański stworzył kameralne, bardzo proste inscenizacyjne przedstawienie według sztuki Jarosławy Paulinowicz Marzenie Nataszy z Teatru Powszechnego w Warszawie. Ale cała sztuka reżyserii polegała w tym przypadku na robocie z debiutującymi aktorkami: Joanną Osydą i Anną Próchniak, która pozwoliła z dość banalnej historii dwóch nastolatek zbudować poruszającą opowieść. Urbański po studiach aktorskich w warszawskiej Akademii Teatralnej skończył reżyserię w Sankt Petersburgu, jest studentem Filsztyńskiego (znanego u nas z Wujaszka Wani w Teatrze Polskim w Warszawie) i widać u niego inną metodę pracy. Nie goni za łatwymi efektami, dłubie w szczegółach, dba o precyzję formy. Kiedyś nazywało się to „reżyserią niewidoczną”, choć przecież nie oznaczało to jej braku. Chętnie bym zobaczył następne przedstawienie Urbańskiego, by przekonać się, czy te umiejętności będzie potrafił rozwinąć. Na razie ma punkt za odmienność stylu.
Pisałem niedawno, że czekam na bunt młodych przeciwko Lupie. W Toruniu zobaczyłem na razie satyrę na teatr lupoidalny w wykonaniu Agaty Puszcz – współautorki i reżyserki przedstawienia Freddie reż. Irmina Kant z warszawskiego Studia. Oglądamy próbę spektaklu o Freddiem Mercurym, realizowanego przez nawiedzoną młodą reżyserkę. Próba w pewnym momencie zostaje przerwana, ponieważ buntuje się aktor grający rolę tytułową. Oczywiście chodzi o to, że chciałby wiedzieć, co właściwie ma grać, a reżyserka brnie w eksperyment, który doprowadza całe przedsięwzięcie do absurdu. Zabawne są aluzje do mistrza i jego metod pracy (nagrywanie zwierzeń aktorów etc.). Fajnie, że Puszcz zdecydowała się na obśmianie tego rodzaju teatru, który sam do siebie nie ma żadnego dystansu. Ale chciałoby się, żeby młoda reżyserka pokazała też, o co jej naprawdę chodzi w teatrze, za czym ona się opowiada, a nie tylko przeciw czemu. Bo w ostatecznym rezultacie Freddie reż. Irmina Kant jest tylko rozbudowanym spektaklem fuksówkowym.
Pierwszy Kontakt sprawił pewien kłopot z oceną debiutujących aktorów. Jednak do zastanowienia na przyszłość jest, czy nie powinno się dobierać przedstawień, w których młodzi aktorzy mają mniej więcej równe zadania do wykonania. A tu mieliśmy pomieszanie głównych ról z tzw. znaczącymi epizodami. Poza tym słabo wypadła konkurencja ról męskich w porównaniu z kobiecymi. Dziewczyn było więcej i były lepsze. Oprócz aktorek z Marzenia Nataszy oraz Edyty Ostojak (za rolę żydowskiej dziewczyny w Korzeńcu Brzyka), które dostały nagrody, można było jeszcze docenić Sarę Celler-Jezierską za Bess w Przełamując falę w reżyserii Macieja Podstawnego z Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu. Ciekawostką może być fakt, że nagrodę za rolę męską otrzymał Mariusz Cichoński, który jest amatorem, pracownikiem gazowni na krakowskim Krowodrzu, a do Łaźni Nowej trafił z castingu na rolę XX w Emigrantach. I na pewno bardziej obronił swoją postać niż Krzysztof Zarzecki, który jako AA dał popis kabotyństwa.
Oczywiście ani nagrody, ani ich brak na Festiwalu Pierwszy Kontakt nie przesądzają jeszcze o dalszych losach artystów, którzy stanęli do konkursu. Byłoby miło, gdyby laureat lub laureatka Pierwszego Kontaktu trafili kiedyś do naszej reprezentacji na Kontakcie międzynarodowym. W Toruniu na pewno by się z tego bardzo ucieszono.

957 odwiedzin

2 Comments

  1. Czy nie uważa Pan, że brak na festiwalu tzw. gwiazd aktorskich zupełnie mu nie zaszkodził, a przeciwnie – stanowił dodatkową korzyść ?
    Dzięki temu na wszystkich wykonawców, a przede wszystkim debiutantów, czekało się z równym zainteresowaniem.
    Chyba nie będzie łatwo sprostać Pana postulatowi, by aktorscy debiutanci występujący na festiwalu, grali zbliżone co do znaczenia w spektaklu role. Czy jest tyle wartościowych debiutów np. pierwszoplanowych, by wypełnić nimi festiwal ? I jeszcze rozłożyć je w miarę równo na męskie i żeńskie ? Ta nierówność ról debiutantów wyraźnie się zaznaczyła na festiwalu, ale jednak nie przeszkodziło to, by nagrodzić najlepsze, wśród których nie znalazła się dobra, pierwszoplanowa rola Bess w „Przełamując fale „. Tym niemniej werdykt bardzo mi odpowiada, podpisałabym się pod nim obiema rękami.
    Ma Pan rację – jeśli dokądś zawitać w ostatnim tygodniu maja, to tylko do Torunia.
    Pozdrawiam Pana.

    Reply

    • Tak, na pewno brak aktorskich gwiazd nie zaszkodził festiwalowi, choć można sobie wyobrazić przedstawienie, w którym obok gwiazdy pojawia się debiutant i może się znakomicie zaprezentować. A co do nierówności debiutów aktorskich: oczywiście program festiwalu jest uzależniony od rzeczywistości życia teatralnego. Byc może roziwązaniem kłopotu byłoby przyznawanie nagród po prostu za debiut aktorski bez względu na płeć? W debiutach rezyserskich takich parytetów nie ma. Dziękuję za Pani ocenę werdyktu i do zobaczenia za rok w Toruniu.

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.