Wybacz, że Cię niepokoję. Chciałem Ci jednak powiedzieć, że często myślę o Tobie. Nie zwierzam się z tego dlatego, że akurat mija pięć lat odkąd odszedłeś. Zdarza mi się siedzieć w teatrze i nachodzi mnie takie natarczywe pytanie: co by Jerzy powiedział o tym przedstawieniu? I nie wiem, co byś powiedział, bo Twoje opinie bywały zaskakujące. Ale widzę Twoją twarz, uniesione w ten charakterystyczny sposób brwi, błąkający na ściągniętych ustach ironiczny uśmiech. W dłoni obracasz papierosa. No tak, teraz nie mógłbyś palić papierosów w miejscach publicznych.
Przypominają mi się różne zdarzenia z Tobą związane, których Ty pewnie nie pamiętasz. Jak pierwszy raz Cię zobaczyłem na egzaminie wstępnym na Wiedzę o Teatrze. Spojrzałeś w moje papiery i powiedziałeś:
– W pana życiorysie nie ma niczego ciekawego, więc od razu przejdźmy do pytań.
Pytali mnie Treugutt, Wilski, Meller, Szpakowska, Sokół. A Ty zadałeś pytanie:
– Kogo by Pan zaprosił na sesję poświęconą Państwowemu Instytutowi Sztuki Teatralnej?
Wydukałem jakieś nazwiska. Ty wtedy znowu z tym swoim uśmiechem dopytałeś:
– A Leonię Jabłonkównę?
Chyba się zdziwiłeś, że wiedziałem, kim była Leonia Jabłonkówna.
A potem były studia. Fantastyczny czas spędzony z fantastycznymi ludźmi. Pisałem na Twoje zajęcia dwa referaty. Pierwszy o Pamiętniku Teatralnym. Wysłuchałeś go i zapytałeś:
– Co oznacza łacińska maksyma na okładce pisma? Fluctuat nec mergitur.
Zawstydziłem się, bo nie wiedziałem.
– To niech pan pójdzie do redakcji Pamiętnika Teatralnego i zapyta o to Jerzego Timoszewicza.
Oczywiście poszedłem do legendarnej redakcji, poznałem legendarnego dr Timoszewicza, Twojego przyjaciela, który wyjaśnił mi wszystko dokładnie, okoliczności, w jakich ta dewiza się pojawiła na okładce Pamiętnika. Pewnie później Timoszewicz do Ciebie zadzwonił:
– Ty wysłałeś małego Majcherka, żebym mu z łaciny tłumaczył?
Wiesz, we wrześniu się szykujemy na urodziny pana Jerzego.
A drugi referat pisałem o Puzynie. Prosiłeś, żebyśmy spotykali się z bohaterami naszych referatów. I dzięki temu jeden jedyny raz miałem okazję rozmawiać z Puzyną. Trzy godziny siedzieliśmy w redakcji Dialogu na Puławskiej. Kiedyś już o tym wspominałem. Napisałem ten referat, wydawał mi się bardzo dobry, bo trochę krytykowałem Puzynę za zdradę krytyki. I nie wygłosiłem go, bo odwołałeś zajęcia. No, miałeś tych robót.
Pamiętasz, jak Rada Wydziału postanowiła do programu naszych zajęć wprowadzić elementarne zadania aktorskie i ja, jako starosta roku, poszedłem do Ciebie i bez ceregieli powiedziałem:
– Nie chcemy tych zajęć, nie będziemy się wygłupiać, wolimy czytać książki.
I Ty się zgodziłeś. Nie mieliśmy tych zajęć, choć w sumie może szkoda. Powiedz, czy Ty nas się bałeś? Podobno starsze roczniki dały Ci w kość i potem już byłeś uległy wobec studentów.
Boję się Ci o tym powiedzieć, ale już chyba Twojego Wydziału Wiedzy o Teatrze nie ma. Z Twoich wszystkich spraw ta pewnie jest najbardziej przykra. Nie wiem, czy tak się musiało stać? Jaka jest w tym nasza wina, tych, którzy zostali? A może nie mogło być inaczej? Czy coś byś poradził? Przecież nawet nie mógłbyś być dzisiaj dziekanem. Ani prodziekanem. Musiałbyś w końcu zrobić ten doktorat o Meyerholdzie.
Ale może niepotrzebnie narzekam, bo ogólnie jest bardzo dużo teatrologii, teatrolożek i teatrologów. Trochę mało wiedzy o teatrze.
Przyznaj, że miewałeś napady złego humoru. Dwa, może trzy razy ja Cię wkurzyłem. Przynajmniej tyle razy to okazałeś. Raz to było już po studiach. Pracowałem w redakcji Teatru i pisałem regularnie omówienia premier Teatru TV. W którejś recenzji czegoś się tam czepiałem. Przy jakimś spotkaniu powiedziałeś z wyraźną irytacją w głosie, że ksero tego tekstu znalazło się na biurku prezesa telewizji. Ja oczywiście poczułem się bardzo ważny, choć trochę mnie też śmieszyła Twoja powaga w tej sprawie. Ale dzisiaj może ją bardziej rozumiem. To takie przykre, jak czasami ktoś może przeszkadzać w robocie, której się poświęcamy.
Jestem Ci ogromnie wdzięczny, że pozwoliłeś mi zrobić z Irkiem Dobrowolskim te trzy programy telewizyjne: o Puzynie, o prof. Raszewskim i o Teatrze TV. Myślę o Tobie często, gdy teraz jako redaktor TVP Kultura wstawiam do programu powtórki starych spektakli. Bo duża z nich część pochodzi z Twoich czasów. Bardzo Cię brakuje na Woronicza. Choć pewnie byś się dzisiaj strasznie tam męczył. Wiesz, ile produkuje się premier? Daj spokój, szkoda gadać. W tym roku obchodzimy 60-lecie powstania Teatru TV, a nie wiadomo nawet, czy w wyniku kolejnych reorganizacji w ogóle będzie funkcjonować redakcja, w której nazwie pozostanie Teatr TV. Redakcja, która za Twoich czasów była potęgą. Posiadała kilka swoich pasm emisyjnych w Jedynce i w Dwójce, i przygotowywała ponad 100 premier rocznie.
Telewizory mamy coraz większe, a ludzie i tak marudzą, że nie ma co w nich oglądać i siedzą w Internecie. Tak jak ja teraz.
Muszę wspomnieć jeszcze jedną rzecz a propos telewizji. Pamiętasz, jak zadzwoniłem do Ciebie w dniu śmierci Holoubka, żebyś poprowadził u nas w Kulturze rozmowę wspomnieniową? To Marzenka Adamczyk wpadła na ten pomysł, żeby Ciebie zaprosić. I chyba to była Twoja ostatnia wizyta na Woronicza, bo dwa czy trzy tygodnie później trafiłeś do szpitala. W tej rozmowie uczestniczył m.in. Zapasiewicz. Wściekał się, że nagranie się opóźnia, jak to w telewizji, a on musiał gdzieś dalej iść. Syczał do mnie:
– Traktujecie mnie jak szmatę.
Ale podczas rozmowy nie okazał w najmniejszy sposób niezadowolenia. Był absolutnym profesjonalistą. Pamiętasz, że robiłeś z nim Teatr za Daleki na Ursynowie? Świetnie się teraz mieszka na Ursynowie, jest tyle knajp, ścieżki rowerowe, dobre sklepy, ale teatru nie ma. A rok po Tobie Zapasiewicz odszedł. Też w lipcu. Wielu Twoich już nie ma. Hanuszkiewicza, z którym miałeś na pieńku. Axera, którego tak podziwiałeś. Łapickiego, który kiedyś opowiadał jak rozpłakałeś się w jego gabinecie rektorskim. Parę dni temu zmarł Krzysztof Nazar. Zdaje się, że go bardzo ceniłeś. No i nie ma Jarockiego. Jest taki pomysł, żeby Teatrowi Kameralnemu w Starym Teatrze nadać imię Jarockiego. Ja popieram tę inicjatywę, choć pamiętam, co powiedziałeś po nadaniu Teatrowi Powszechnemu imienia Hubnera:
– Wolałem chodzić do Teatru Powszechnego Zygmunta Hubnera niż do Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hubnera.
Ze swoją ironią musiałbyś dzisiaj uważać. Ludzie mają coraz mniejszą umiejętność jej wyczuwania. Poza tym w cenie jest, jak walisz cepem w głowę bez owijania w bawełnę. A za Twoje żarty z kobiet na pewno spotkałaby Cię kara. Pamiętam, jak na egzaminie wstępnym na Wiedzę o Teatrze jakaś delikwentka bardzo się chwaliła swoimi zainteresowaniami: filozofią, literaturą, sztuką, filmem. A Ty ją zapytałeś:
– A jak u pani z gotowaniem?
Nie wiem, czy feministki z Dialogu pozwoliłyby, żebyś tam pisał. Dialog się zrobił bardzo postępowy. Z tego feminizmu to Jacek Sieradzki zaczął nawet pisać recenzje do Zwierciadła. Ale prawdę mówiąc to już nie ma gdzie pisać. Nikt nie chce publikować recenzji. Skończyły się dyskusje, w których i Ty nieraz uczestniczyłeś, o stanie krytyki teatralnej w Polsce. Bo żadnego stanu już nie ma. Teatr? Ukazuje się. Wiesz, ja mam sentyment do Teatru, bo jednak 15 lat tam pracowałem. Zawsze mnie wkurzało, jak różni mówili, że Teatr to był najlepszy za Koeniga. Czy wszystko, co najlepsze, już było?
Nie chcę Ci opowiadać o różnych głupotach, które nas zajmują. Kto z kim, przeciw komu. Znałeś dobrze te gierki. Tylko, że ta nasza piaskownica jest coraz mniejsza i wszyscy sobie wyrywają łopatki.
I żeby już tak nie marudzić: czasami się zdarzają dobre przedstawienia. Niektóre by Ci się podobały. Może. Chyba. Nie wiem.
Czekam na Twoją książkę, która ma się ukazać jesienią. To niewiarygodne, ale to będzie druga Twoja książka po Rekolekcjach teatralnych. Bardzo za nią chodził Paweł Płoski i mój brat maczał też w niej palce. To będzie wybór różnych Twoich tekstów. Cieszę się na tę lekturę, choć chciałbym Ciebie posłuchać.
I już na koniec powiem, że nie tylko ja o Tobie myślę, Ciebie wspominam i wyznaję to, co zwykle się tylko kobiecie mówi: tęsknię za Tobą. Jest nas więcej, drogi nasz Dziekanie.
Pozdrawiam Cię serdecznie w ich imieniu
Wojtek
Dziękuję Wojtku, że napisałeś ten list…
Przed prof. K. wstyd pewnie byłoby się przyznać – wzruszyłam się.
Piękne…Dzięki!
Dziękuję. To był także mój Profesor. Przez chwilę, ale był. Nie zawsze potrafiłam zrozumieć Jego ironię, dziś pewnie też miałabym kłopot, ale lubiłam ją bardzo. Pamiętam sposób w jaki patrzył i w jaki mówił. Spokój?
Wojtku, jeśli pozwolisz, ja też dołączam do Twoich pozdrowień, choć J.K. nie był moim Dziekanem …ale „robocze” kontakty z nim były równie barwne..
P.S. Czy zdarza Ci się czasem wspomnieć Wanata (tez w lipcu)?
Małgosiu, jak to miło, że się odezwałaś. Oczywiście o Andrzeju również pamiętam, przecież też był moim wykładowcą, może najbardziej surowym ze wszystkich, a w każdym razie u niego mieliśmy najtrudniejszy egzamin (z Czechowa). No i przede wszsytkim był moim pierwszym szefem. O nim również wiele można by opowiadać. I na pewno będzie ku temu okazja. Pozdrawiam Cię serdecznie
Wojtku, piekny list. Lubilam Koeniga, choc zdarzalo sie, ze bylam ofiara jego ironii (kiedys jedna ironiczna uwaga „podpuscil” mnie, zeby zalatwiac niemozliwa dotacje na przewoz dekoracji T.Starego do „Iwony..” Jarzyny do UK..) ..
Troche pozno odkrylam Twoj blog, ale szybko nadrobie te zaleglosci :-) To zawsze przyjemnosc czytac Twoje teksty.
Chetnie przeczytalabym kiedys Twoje wspomnienie o Wanacie. Andrzej pojawia sie w moich myslach ilekroc mam cos pisac o teatrze (wiec ostatnio nie tak czesto), bo od razu przypomina sie jego kilka zasad, ktorymi mnie przycial przy pierwszym tekscie. Oczywiscie, pamietam nie tylko zasady.. rownie wazne bylo cale zycie festiwalowe – pewnie teraz jest rownie bujne, choc mowisz, ze piaskownica coraz mniejsza..
Hm, brakuje ich, …teskno.
Dziekuje.
Pozdrawiam Cie najcieplej
W takich sytuacjach myślę sobie że i tak większość z tu piszących była farciarzami. Wspomina Pan o tym jak wkurzył Profesora już po studiach. Zazdroszczę tego jak diabli. Z ostatniego wpisu w indeksie gnałem na Powązki. To dopiero wkurzało. Dziękuję za list
Dziękuję wszystkim, którzy sympatycznie zareagowali na ten list do Dziekana. Świadczy to o tym, że pamięć o Nim w bardzo wielu osobach wciąż jest żywa i jak ważną był osobą.
Był moim prorektorem. Z Jankiem Skotnickim, u rektora Łomnickiego. Wyobrazasz sobie taki zestaw? To prawda z Jego sympatią do Krzysia Nazara. I z Jego troską o Niego. Że nie ma się kto troszczyć o reżysera Nazara i ze nie jest to proste troszczyć się o Nazara, a należałoby. Dla teatru, chociażby. Wojtku, bardzo Twój list współodczułam, bardzo dziękuję. Sławka
Dzięki, Sławko.
Dopiero teraz odkryłam Twój blog. Cudownie się czyta : śmieszno, straszno i rozczulająco ! A o Jurku /byliśmy na ty / szczególnie wzruszająco się czyta.
Będę stałą czytelniczką !
O Nowaku masz rację, śmiałam się w głos i cytowałam rodzinie.
2008 rok był rokiem okrutnym.
Pozdrawiam Cię gorąco – Elżbieta
Dziękuję, Elu. Pozdrawiam serdecznie.