Czapka

Kiedy stałem wczoraj we foyer Teatru Dramatycznego, oczekując na rozpoczęcie przedstawienia Trzy kolory gwiazdy europejskiej reżyserii, Johana Simonsa,  uwagę moją zwrócił fakt, że w teatrze zjawiło co najmniej kilku młodzieńców w wełnianych czapkach na głowie. Przypomniałem sobie od razu, że nie dalej jak tydzień wcześniej na gali Feliksów w hotelu Bristol widziałem Iwana Wyrypajewa w podobnym nakryciu. Zaś parę dni temu na parkingu przy Woronicza zatrąbił na mnie przejeżdżający samochód, którego właściciela nie rozpoznałem, zanim nie uchylił okna i wtedy dopiero spostrzegłem sympatyczne oblicze reżysera Libera. Nie mogłem go początkowo poznać z powodu… wełnianej czapki.

Kiedy zasiadłem na widowni przede mną usadowił się dżentelmen w czapce. Już się zorientowałem, że takich czapek nie zostawia się w szatni, nie wkłada w rękaw kurtki, nosi się je cały czas. Ponieważ na scenie od pewnego momentu nie działo się nic, co by odwracało moje myśli od czapki, zaczęły mnie nurtować rozmaite pytania z nią związane. Po pierwsze, najbardziej banalne: czy właścicielom tego wełnianego nakrycia nie jest jednak za ciepło? Wczorajsza niedziela, gdy idzie o aurę, zupełnie nie skłaniała, by chronić głowę przed zimnem. Słońce pięknie świeciło, niebo błękitne, gdyby nie data w kalendarzu można by pomyśleć, że na wiosnę się ma. Tymczasem w Dramatycznym sezon grzewczy rozpoczął się na dobre. Nawet zauważyłem, że sąsiad w tym samym rzędzie zdjął marynarkę i powiesił na wolnym fotelu. Panie wachlowały się programami. Wełniana czapka pozostawała na głowie cały czas.

Niewątpliwie musi to być jakaś moda. Ponieważ w tych sprawach nie jestem au courant, to nie wiem, kto ją rozpoczął, ani co w istocie znaczy? Swego czasu wśród reżyserów rozpowszechnił się obyczaj chodzenia w szalikach. Ale to nie był wyraz jakiejś szczególnej ekstrawagancji. W czapkach (ale takich z daszkiem) lub kapelusikach widuje się Krzysztofa Warlikowskiego. Prawdę mówiąc nie wiem jednak, czy wełniane czapki to jest dzisiaj znak rozpoznawczy reżyserów, a może w ogóle młodzieży artystycznej.

Jeszcze jedno spostrzeżenie: te czapki nosi się w szczególny sposób, muszą odsłaniać czoło, a że tak powiem – dziubek  przesunięty jest do tyłu głowy.

– Jak tatuś zrobi dziubek, to nie ma takiego chuja we wsi – mawiał Marek Kondrat do syna w filmie Dzień świra, ale tam chodziło o dziubek od kaptura, w którym lubi chodzić młodzież bynajmniej nie artystyczna.

Piszę o tym nie dlatego, że ta moda mnie bulwersuje, raczej zaciekawia. Nawet w trakcie dalszego ciągu przedstawienia Trzy kolory zacząłem się zastanawiać, jak sam bym wyglądał w takiej wełence? Co by moje koleżanki na 12 piętrze bloku A powiedziały, gdybym zaczął od wtorku paradować w ten sposób? Gdy jednak wyobraziłem sobie minę dyr. Celedy na ewentualny mój widok, to od razu w myślach zdjąłem tę czapkę. Poza tym przypuszczam, że do takiego nakrycia trzeba mieć zapewne dopasowane inne szczegóły ubioru, że jest to bardziej skomplikowana kreacja, której przygotowanie przerasta możliwości człowieka, który podąża za modą o dwa kroki. A czasem o trzy. Albo nawet więcej.

Kiedy wyszedłem już z Dramatycznego, zauważyłem, że środkową część PKiN opuszczała liczna grupa osób – najwyraźniej publiczność Teatru Michała Żebrowskiego. Jakoś wśród mężczyzn nie było nikogo w wełnianej czapce. Kobiety stukały wysokimi obcasami czarnych szpilek. I to rozumiałem.

 

716 odwiedzin

One Comment

  1. jest jeszcze jeden kłopot.. otóż w teatrze po prostu w czapce nie powinno sie paradować , a już na pewno zasiadywać w fotelu.. to kwestia wychowania Kiedy patrzyłem w swoim czasie jak reżyser Passini reżyserował wiekopomne dzieło na pl. Teatralnym w rocznice powstania warszawskiego z udziałem dyrektora sceny narodowej J. Englerta i ani na chwilkę nie zdjął swojej białej czapki z daszkiem , w której wyglądał ja fryzjerczyk (fryzjerczykowi uchodzi prawie wszystko) to w mig zrozumiałem artystyczny wyraz oglądanego dzieła , ba nawet wpadłem stan ogólnego wybaczenia.Kiedy w Rzeszowie kilka lat temu po premierze Balladyny reżyser BArtek Wyszomirski wyszedł do ukłonu ze sporym plecakiem na plecach …. zawołany przez wykonawców słowami :REŻYSER, REŻYSER! Naszła mnie myśl,że w rzeszowskim teatrze najnormlaniej w świecie kradną.Czasy jakie mamy widać jak na dłoni.. widać.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.