Ćwierćfinały

Pilch powiada, że na mistrzostwach zawsze najciekawsze są ćwierćfinały. Wygląda na to, że tegoroczne Euro raczej nie potwierdza tej reguły. Może dlatego, że w trzech meczach spotkały się drużyny, które chciały i mogły wygrać z drużynami, które nie potrafiły powalczyć o zwycięstwo (tu szczególnie zawiodła Francja).

W piątek wracałem z premiery Snu nocy letniej w Lublinie, więc mecz Niemcy – Grecja częściowo wysłuchałem w radiu z komentarzem Tomasza Zimocha – chyba po raz pierwszy w większej dawce. Nie bardzo rozumiem, dlaczego ludzie tak bardzo się nim zachwycają. Przecież to jest w czystej postaci grafomania, jeśli można określenie to zastosować do wypowiedzi ustnej. Dla tego faceta nie jest ważne przekazanie tego, co się dzieje na boisku – tak, żeby można było  sobie to wyobrazić. Dla Zimocha najważniejszy jest on sam – to on jest gwiazdą meczu, to jego popisy mają przykuwać uwagę. A te popisy oratorskie w wybranych fragmentach mogą śmieszyć (i stąd pewnie popularność komentatora), ale słuchanie ich przez cały mecz musi sprawiać przyjemność tylko masochistom. Nie jestem w stanie nawet powtórzyć tych metafor, które ze szczególnym upodobaniem sadzi radiowiec, a które w istocie urastają do piramidalnych bredni.

Wczoraj dla odmiany obejrzałem drugą połowę meczu Hiszpania – Francja z innym eksperymentalnym komentarzem. Zaciągnięto mnie do Królikarni, gdzie odbywała się impreza pt. Mecz towarzyski pod auspicjami Nowego Teatru. W jej ramach pokazano transmisję meczu, ale z muzycznym komentarzem w wykonaniu zespołu Marcina Maseckiego. Wyglądało to tak: na wielkim ekranie leciał mecz (sam obraz), obok na scenie grał sekstet (muzycy mieli przed sobą swoje monitory). Ludzie sobie siedzieli na trawce (nomen omen), popatrywali, pogadywali, posłuchiwali. Obraz co i rusz na ekranie się zacinał – piłkarze się zatrzymywali w biegu, by za chwilę dostać nagłego przyspieszenia, piłka nie dolatywała do bramki, by nagle znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Muzycy grali swoje w ogólnym stylu free, trudno było odkryć jakiś szczególny związek między ich sztuką a akcjami meczu, no może poza tym, że gdy atak był szybki i nieprzerywany muzycy również przyspieszali tempo. Przy rzucie karnym perkusista na bębnach po prostu odegrał emocje oczekiwania na strzał. Nie wiem, dlaczego, ale mecz wydał mi się dość słaby. A może po prostu jednak zabrakło głosu Dariusza Szpakowskiego.

498 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.