Uroczystość wręczenia nagród miesięcznika „Teatr” odbyła się w tym roku po raz pierwszy w klubie na Chłodnej. Za mojej pamięci ta sympatyczna impreza miała miejsce w redakcji pisma jeszcze na Jakubowskiej, także w siedzibie ZASPu w Alejach Ujazdowskich, gdy stowarzyszenie było wydawcą „Teatru”. Zdarzyło się wręczać nagrody najlepszym aktorom i reżyserom w Teatrze Małym, w Collegium Nobilium i chyba też w Czułym Barbarzyńcy, gdy Tomasz Brzozowski przejął wydawanie miesięcznika. W ostatnich latach spotykaliśmy się w sali estradowej Akademii Teatralnej. Klub na Chłodnej wydaje się miejscem przyjaznym dla teatru, a i artyści są jego stałymi bywalcami, więc być może tradycja wręczania nagród „Teatru” przeniesie się tu na dłużej.
Tegoroczna uroczystość zgromadziła znaczne grono gości, a ich nazwiska byłyby ozdobą kroniki towarzyskiej, gdyby ktokolwiek taką kronikę tylko dla ludzi teatru prowadził. Redaktor naczelny przy wejściu szepnął mi, że na sali znajduje się wiele aktorek, co dało się rzeczywiście zauważyć.
Muszę przede wszystkim na ręce naczelnego złożyć gratulacje za przygotowane laudacje na cześć nagrodzonych artystów. Szczególnie poruszyło mnie słowo o Karolinie Gruszce. Jednak krytyk, które umie o aktorce wypowiedzieć (i napisać) słowa zabarwione szczerym uczuciem, ma kompetencje najwyższe. Młodzi aktorzy odwdzięczali się w podziękowaniu za laury wypowiedziami wcale niebanalnymi i niezdawkowymi. Borys Szyc cieszył się, że dostał nagrodę za rolę teatralną, a nie filmową, jak mu się to ostatnio zdarza. Marcin Hycnar w pierwszym rzędzie podziękował kolegom z zespołu aktorskiego Tanga, co ładnie świadczyło o tym, że aktor rozumie jaką sztukę uprawia. Wybitny scenograf, Jerzy Juk Kowarski, który uhonorowany został nagrodą specjalną za swoje osiągnięcia, życzył wszystkim zgromadzonym, aby byli nagradzani. I były to cenne życzenia, bo przecież radość z otrzymania nagród artystycznych, zawsze się miesza z zazdrością tych, którzy ich nie dostali, oczywiście niesłusznie.
Nie będę relacjonował niezliczonych rozmów, które odbyłem przy okazji spotkania. Mogę jedynie stwierdzić, że panie były urocze, a panowie, jak zwykle, mieli wiele do powiedzenia.
Uroczystości towarzyszyła część artystyczna, na którą złożyło się czytanie Dzienników rowerowych Piotra Cieplaka – czytania dokonał sam autor, a występ zilustrował muzycznie duet SzaZa. Znaliśmy Cieplaka z jego pięknych i poruszających spektakli teatralnych. Ale mało kto się spodziewał, że Cieplak z niemałym talentem wykonawczym przedstawi fragmenty swojej pasjonującej relacji z podróży rowerem do Lizbony. To był prawdziwy koncert słowa, myśli i muzyki. Gdybym był dyrektorem teatru natychmiast zaangażowałbym Cieplaka z SzaZą na stałe do repertuaru i jeszcze zorganizowałbym mu tournee po kraju.
Opuszczałem zatem klub na Chłodnej około północy pełen wrażeń i zadowolony z przebiegu uroczystości.
Ale dlaczego ja to tak dziwnie napisałem?