Zespół aktorski Teatru Dramatycznego napisał list otwarty w sprawie sytuacji, w jakiej teatr znalazł się pod dyrekcją Tadeusza Słobodzianka. List nie jest podpisany przez nikogo z imienia i nazwiska, ale pada w nim sformułowanie, sugerujące, że powstał w imieniu „całego zespołu”. Aktorzy krytykują swojego dyrektora m.in. za to, że w pierwszym sezonie nie stworzył im możliwości współpracy z wybitnymi reżyserami (porównywalnymi do twórców tej miary, co Lupa, Wilson, Moguczij). Twierdzą również, że połączenie trzech teatrów skutkuje tym, że Wola wchłonęła Dramatyczny, „zacierając w konsekwencji jego osobny charakter i poziom artystyczny”. „Dziś wydaje się, że utrzymywanie aktualnego stanu rzeczy prowadzi do stopniowej degradacji jednej z najważniejszych scen teatralnych w Polsce” – piszą aktorzy.
Mamy zatem kolejny odcinek telenoweli pt. Nie lubimy Słobodzianka. Prawdę mówiąc bez wódki chyba nie da się rozebrać akcji tego tasiemca i kto ma w nim rację, jakie interesy reprezentują bohaterowie i do czego to wszystko zmierza. Na trzeźwo patrząc parę faktów wydaje się pewnych:
1. Zarzewiem konfliktu w Dramatycznym była niewątpliwie decyzja o mianowaniu Słobodzianka na dyrektora teatru w wyniku kuriozalnej procedury i przyjęcie wraz z jego nominacją planu połączenia trzech scen: Przodownika, Na Woli i Dramatycznego. Nie da się chyba jeszcze określić, czy pomysł ten wypalił pod względem ekonomicznym. Oczywiście ważniejsza jest ocena artystyczna tego, co się działo w pierwszym sezonie dyrekcji Słobodzianka, choć można by się jeszcze z nią wstrzymać do ostatniej planowanej na początek lipca premiery. Jeśli jej teraz nie liczyć, to w istocie Słobodzianek nie miał ewidentnego sukcesu artystycznego, choć nie miał też wielkich porażek, do jakich w nieprzychylnych recenzjach urosły takie premiery, jak Młody Stalin czy Operetka.
2. Czy Słobodzianek ma prawo dokonywać nawet radykalnych zmian w teatrze, którego jest dyrektorem? W końcu przedstawił projekt, z którego jasno wynikało, że nie będzie prowadził takiego teatru, jakim Dramatyczny był za dyrekcji Pawła Miśkiewicza. Krytycy Słobodzianka często podnoszą argument, że Dramatyczny stracił obecnie swój poszukujący charakter. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że dyrekcja Miśkiewicza nie była oceniana jednoznacznie. Można mieć pretensje do władz Warszawy, że w swoim niemałym przecież gospodarstwie teatralnym nie znajdują miejsca na artystyczne eksperymenty, ale czy należy aż tak żałować, że nie ma ich już akurat na scenie Dramatycznego?
3. Wraz ze zmianą koncepcji poszły też zmiany w zespole twórców, których nowy dyrektor ma prawo dobierać. W teatrze naprzeciwko Dramatycznego nowa dyrekcja również dokonała przetasowań. Niektórzy aktorzy, którzy stracili angaże, nawet wygrali sprawy w sądzie pracy, ale nie podnoszono z tego powodu środowiskowego larum. Jasne jest, że lepiej gdy te trudne decyzje podejmowane są w sposób cywilizowany, z poszanowaniem prawa i szacunkiem dla drugiej osoby. Czym innym jest podziękowanie za pracę, a czym innym z niej „wypierdolenie”, choć sam fakt jej utraty pozostaje bez zmian.
4. Niewątpliwie chwali się aktorom, że chcą pracować z lepszymi reżyserami niż słabszymi. Co prawda zespół Dramatycznego wymienił w swoim liście dwóch twórców, których zaprosił jeszcze Piotr Cieślak, a Robert Wilson, jak pamiętamy, tak bardzo się nie napracował z aktorami. Nie wiem, jakie były kulisy rozstania z reżyserami, którzy podjęli próby w ostatnim sezonie, ale jeśli ich projekty nie rokowały dobrze, to może lepiej, że do premier nie doszło. Najwyżej może dziwić fakt, że stało się to prawem jakiejś serii, za co Słobodzianek jest również współodpowiedzialny.
5. Zespół Dramatycznego w liście wielokrotnie powołuje się na swojego patrona – Gustawa Holoubka. „Wartość i siłę naszej sceny miał wedle Gustawa Holoubka reprezentować zespół kształtowany poprzez współpracę z wybitnymi reżyserami”. Bardzo pięknie, choć należałoby pamiętać, że podwaliny pod najlepszą tradycję Dramatycznego stworzono także w latach 1955-61, kiedy nowo otwarta scena w PKiN zgromadziła świetnych aktorów, reżyserów, scenografów, kierowników literackich i stanęła w awangardzie odwilżowego repertuaru. Trudno też stwierdzić, żeby w ostatnich latach Teatr Dramatyczny miał cokolwiek wspólnego z pamięcią o Gustawie Holoubku poza faktem, że teatr zyskał jego imię. I trzeba by strawestować powiedzenie Jerzego Koeniga: wolałem chodzić do Teatru Dramatycznego Gustawa Holoubka niż do Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka. Czy członkowie zespołu Dramatycznego nie mają w tej sprawie nic na sumieniu?
A teraz luźne dywagacje:
Słobodzianek oczywiście był, jest i będzie atakowany, ponieważ jego dyrekcja jest nie w smak części środowiska. Każdy pretekst będzie dobry, by do dyrektora Dramatycznego strzelać, a nuż jakaś kula go w końcu trafi. Już przypięto mu łatę artysty reżimowego, ponieważ wszedł w alianse ze znienawidzoną władzą (która w istocie wiele sobie nagrabiła także na terenie kultury). Ponieważ Słobodzianek ma paskudny charakter na pewno niełatwo mu rozwiązywać konflikty. Może niepotrzebnie je eskaluje. Obawiam się, że na ziemi tak zaminowanej trudno będzie uprawiać pole. Nie wygląda na to, żeby znalazł się saper, który zdoła niebezpieczeństwa usunąć (a już na pewno nie jest nim Biuro Kultury m.st. Warszawy).
Zawsze oczywiście można liczyć na cud, że dobry teatr powstanie na przekór ludziom, którzy się nie lubią.
Nie mam nic przeciwko telenowelom, wódce, niejednej beczce soli, drodze przez mękę i innym sposobom, by ocalić teatr. Wszystkie chwyty dozwolone. Ale obawiam się, że w tej konfiguracji niczego to nie zmieni. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. Najlepiej byłoby tę słobodziankową pierestrojkę przechodząca w destrojkę szybko zakończyć. Uciąć, choćby jedną decyzją.
Ad 1. Prawda, co do okoliczności powołania nowego dyrektora. Ale też obietnica ekonomicznego sukcesu, wynikającego nie z osiągnięć artystycznych a pełnej sali, była głównym powodem tej nominacji. To, co pokazał na scenie, to jednak artystyczny danse macabre. Tym tragiczniejszy, że zostały wycofane z repertuaru spektakle poprzednich sezonów albo drastycznie ograniczono częstotliwość grania pozostałych. Czy zwiększyła się ilość wystawianych sztuk? Być może zwiększyła się frekwencja, zmieniła publiczność, na pewno ograniczono koszty. Ale jakim kosztem? Aktorów, widzów, samego teatru? Nie sądzę, by WST i DA DA DA były spektakularnym sukcesem finansowym, bo frekwencyjnym i artystycznym na gołe oko nie były.
Ad 2. Oczywiście, że dyrektor Słobodzianek ma prawo do wszelkich, nawet radykalnych zmian w teatrze, którego jest dyrektorem. Ale jak na kulturalną jednostkę sfery publicznej nie zachowuje się kulturalnie. Jeżeli ma aktorów , tam gdzie ma, to mam prawo się spodziewać, że również mnie, widza, tam ma. I dziękuję aktorom za to, że mi to uświadamiają. Choć po repertuarze, którego nie ma, premierach, których nie ma , poziomie artystycznym teatru, którego nie ma , profilu teatru, którego nie ma, też się domyślam, gdzie jest moje, widza, miejsce zaszeregowania u dyrektora Słobodzianka. Ciemność widzę, ciemnogród teatralny widzę. Tak, żałuję, że Dramatyczny nie jest sceną eksperymentu. Bo przy innym podejściu do dyrektorowania, po wprowadzeniu zmian, możliwe byłoby utrzymanie młodej publiczności, która, jak nigdzie indziej tak licznie, była w tym teatrze obecna. I to jest najbardziej bolesna strata, bezsensowna, po prostu głupia.
Ad 3. Może na to środowiskowe larum przyszedł po prostu czas. Aktorzy wzięli przykład z ich koleżanki Joanny Szczepkowskiej i postanowili się wypiąć na wypięcie. Taka ludzka reakcja na dyrektorską akcję.
Ad 4. To prawo serii niezrealizowanych premier to porażka dyrektora ale i teatru. Trzy premiery to bardzo duża strata. Czasu, kasy, zaufania. To coś nowego, oszczędności na premierach. Pytam się więc :po co teatr? Zlikwidować! Nie będzie żadnych kosztów. Same zyski. Dla miasta, innych teatrów.
Ad 5. A co aktorzy mogliby mieć na sumieniu?
A teraz luźne dywagacje:
Nie można dyrektora Słobodzianka atakować. Bezwzględnie nie należy. Bez względu na to, gdzie ma teatr a więc aktorów, repertuar, widzów. Nic nie mówmy, nic nie piszmy. Nie myślmy. Milczmy. Ale, gdy się tak milczy , milczy , milczy, to apetyt rośnie wilczy na.. , która rośnie w nas. Trzeba stłumić to w sobie. Jak trzeba dobić. Zniszczyć. Choćby to była też miłość do teatru. Teatru Houlobka, teatru szalonego deficytowego permanentnie Miśkiewicza, tej, okupującej do niedawna Dramatyczny, młodej, cudownej publiczności. Tego mi żal i o to mam żal do WIECIE KOGO. A saperów ci u nas w Polszcze bez liku. Szukajcie, a znajdziecie. To kraj szalonych możliwości.
Wszyscy liczymy na cud w teatrze. Ja zawsze. Dlatego tam wracam. Z nadzieją, na przekór wszystkim przeciwnościom.
Nie dramatyzowałbym tak bardzo, choć również niepokoi mnie przyszłość teatru, który wciąż nie może ustabilizować swojej sytuacji i artystycznie odżyć. Nie krytykowałbym Słobodzianka argumentem, że za Miśkiewicza było lepiej. Być może program, który realizował Miśkiewicz miał swoich zwolenników, ale też dużą część publiczności z Dramatycznego wypłoszył. I na pewno nie był to teatr, hołodujący wartościom, które głosił jego patron. Dosyć groteskowe wydaje mi się, że teraz zespół aktorski Dramatycznwego tak przypomniał sobie o Holoubku. Słobodzianka można atakować i robi się to ostro. Mam wrażenie, że przeciwników ma więcej niż obrońców. Oczywiście po jego stronie stoi władza. Ale też tak naprawdę chodzi o to, że nominacja Słobodzianka przeszkodziła planom, które snuto w zespole Dramatycznego na temat dalszych jego losów (aktorzy mieli przecież swojego kandydata na dyrektora), i nastąpiła wbrew oczekiwaniom opinii wpływowej części środowiska. Walka ze Słobodziankiem będzie trwała dalej. Byłoby dobrze, żeby broniąc się nie popełniał niepotrzebnych błędów, a przede wszystkim, aby przeciwnikom udowodnił, że może robić dobry teatr. Nic innego go nie uratuje.
Szanowny Panie,
chciałam jedynie podziękować za to co Pan napisał o całej sytuacji, za głos rozsądku, po prostu.
Pozdrawiam najserdeczniej.
Stała czytelniczka
Bardzo Pani dziękuję, nie wiem co prawda, czy rozsądek w tej sprawie, jak i w innych, jest dzisiaj najbardziej cenioną rzeczą. Pozdrawiam
Ależ jest, ależ tak. Aż nadto. Miasto wykazało się politycznym rozsądkiem, kiedy teatru być albo nie być rozstrzygnęło na mieć kasę wyciśniętą z publiczności. Słobodzianek to konsekwencja ratuszowego rozsądku. Zwolniono nierozsądnego zastępując rozsądnym. Żebrowski wykazał się życiowym rozsądkiem, kiedy rozstrzygnął swoje być albo nie być artystą, wybierając mieć teatr. Bardzo rozsądnie zdecydował, mimo że miał/ma/ talent miary gigantów sceny. Teatry komercyjne to już rozbuchany rozsądek. Pan, to już wiemy, rozsądnie pisze, tj. rozsądnie rozkłada racje. Rozsądek praktyczny. Strategiczno taktyczny niepozorny, racjonalny, podstępny zabójca wielkości.
Proszę wybaczyć, ale użycie określenia „telenowela”, ocena sezonu jako dającego nadzieję, choć nikt inny niż Pan wiedzieć powinien najlepiej, jaki jest jego poziom artystyczny naprawdę, sugeruje Pańskie duże pokłady zaufania do nowej dyrekcji Dramatycznego.
Słobodzianek powinien znów zapuścić pazury, wyostrzyć je i wbić mocno w naszą rzeczywistość, tak, byśmy poczuli, że przynajmniej mu na teatrze zależy. Na dzień dzisiejszy palcami z obgryzionymi ze strachu i niemocy paznokciami gmyra tam, gdzie ma teatr: aktorów, widzów i spuściznę wielkich poprzedników/przecież nie kontynuuje jej/. O czym bezpruderyjnie mówi. Pan ma na myśli Słobodzianka, którego nie znamy. Dawnego kreatora, mocarza. Dziś absolutnie niczego nowego Słobodzianek nie proponuje. Odcina kupony od tego, co wcześniej wymyślił/np. ostatnio letnie granie w Dramatycznym, było letni przegląd Sceny Przodownik/. Siła rozsądku. Ale nie siła wielkości, która by miała siłę wiarygodności.
Jest taka anegdota: Konwicki słucha jak w Oborach peroruje Kazimierz Brandys. Gada, gada, aż w końcu Konwicki mu przerywa: Kaziu, ty to powinieś pisać…
i bez wódki widać, że chodzi o socjalizm!
Czy się stoi czy się leży… Autorem listu jest związkowiec, roku w teatrze i trzy po szkole – i garstka od Miśkiewicza, a nie wszyscy.
Jaki „eksperyment” i jaka „młoda publiczność”? Do tamtego Dramatycznego nikt nie chodził (ja chodziłem), a poziom był taki, że tylko na doktoraty u Sajewskiej.
Słobodzianek znakomicie prowadził Wolę i nic nie wskazuje, żeby w jego Dramatycznym było inaczej. Jeśli polegnie, to razem (w wyniku) z panią Hanią, bo co by nie powiedział będzie kojarzony… Tylko nie tym niezdolnym to krytykować, bo sami robili zadymę (z listem) dla opcji lewicowej (Nowak / Łysak).
A, że Slobo nie w smak indywidualności reżyserskie też prawda (z Czechami zjadł beczkę soli i to długo trwało), więc nie ma wyjścia, bo robić porządki powinien.
Referendum dużo wyjaśni…
Słobodzianek ma pełnię władzy, poparcie władzy, dorobek, doświadczenie, fanów. To on nadaje ton, rozgrywa i decyduje. I co widzimy? Czego doświadczamy?
A Nalepa wyreżyserował całkiem porządny spektakl „Czarownice z Salem” w Teatrze Wybrzeże . Idealnie skrojony do slobo imagu Dramatycznego. Szkoda, że nie powstał taki spektakl w Warszawie. Dla młodych i starych. Z doskonałym tekstem, interesującą muzyką na żywo, zadawalającą grą aktorów, interesującym ruchem scenicznym,itd. Nadkomplet na widowni. U Slobo szansa stracona.
Slobo traci węch, wyczucie miejsca i chwili. Z ludźmi mu nie po drodze. Nie ma wyjścia. Musi być człowiekiem orkiestrą. Pisze, reżyserował. Czas, by zaczął grać na scenie. Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie. Ale czy dogada się sam ze sobą?
co Ty pleciesz, jakie reżyserował? Mylisz Słobodzianka z kim innym. Nie wiem, co Nalepa* zrobił ostatnio, ale widzialem, co robił wcześniej – i to było słabe. Powtórzę: Wola to był najlepiej prowadzony teatr w Warszawie.
„Operetka” to spektakl wybitny, a Stalin bardzo ciekawy.
Słobodzianek, to jedyny dyrektor, który od lat prowadzi rozsądną i na wysokim poziomie dzialalność edukacyjną, wychował sobie dramaturgów i aktorów, tylko nie tęskni za indywidualnościami reżyserskimi (Krofta i Spisak to nie ułomki), bo „król może być tylko jeden” (polegnie, jeśli się zmieni władza w Warszawce – a na pewno się zmieni!). Na razie to tylko bolszewicka zadymka w środku lata. Kompletnie nieuzasadniona merytorycznie.
* miał robić „Edypa” z Chyrą, ale Andrzej nie mógł. Teraz słyszę, że jednak robią, tylko pewnie będzie kto inny reżyserował (?)
Proszę sprawdzić na e-teatrze w personaliach. Reżyseria teatralna i telewizyjna. Debiut aktorski też ma za sobą.
Nie Czech tylko Słowak, ale Pan Zembrzuski wszystko wie najlepiej
„Nie da się chyba jeszcze określić, czy pomysł ten wypalił pod względem ekonomicznym. Oczywiście w a ż n i e j s z a jest ocena artystyczna tego, co się działo w pierwszym sezonie dyrekcji Słobodzianka (…)”
Ważniejsza dla kogo? Bo chyba nie dla Ratusza warszawskiego.
Uderz w stół, a informacje o spektaklu w reż. Andrzeja Nalepy, który będzie grany w wakacje w Dramatycznym, a dokładniej na scenie Przodownik, ukażą się natychmiast /dziś, http://www.e-teatr.pl/. I bardzo dobrze. I bardzo chętnie. Najlepiej osobiście przekonać się , jak to jest z tym Nalepą na dzień dzisiejszy.
Chętnie podpisałbym się pod panegirykiem jkz. Ale nie mogę. Żałuję, nie mogę.
… i dopiero, jak napiszesz dlaczego to pogadamy…
Nalepa to kiepski reżyser, ale S. go chce, a o przyczynach konfliktu nikt nic nie wie, więc po co bić pianę?
I co z tego, że Słowak? Co to zmienia (bo o skrótach myślowych nie słyszałaś)?
Abstrahujecie od faktów (dzieciucha umocowanego związkowo!) na rzecz wydumanych dywagacji. Zaleca się rozmowę o fakciorach.
„Wolę” robiła Agnieszka, która jest nie do zastąpienia przez p. Aldonę i Bogajewską. Powtarzam: TS jako silna osobowość źle znosi inne osobowości, ale jest inteligentny i szybko się uczy (np. ode mnie). A Dramatyczny był prima sort, tylko mało. Czyli nic nie wiecie, łącznie z tym, że władza się zmieni, i wtedy będzie o czym gadać.
Skrót myślowy?… Zaraz, zaraz… Aha, to jak Macierewicz powiedział, że wszyscy ministrowie MSZ (? bo nie pamiętam) to zdrajcy. Gratuluję pokrewieństwa – to tylko taki skrót myślowy.
Co tam, Panie , w polityce, to my wiemy. Warszawa huczy i gdyby miała kosy, dawno na sztorc by były postawione. Jedną widziałem na „Jakubie Szeli” Strzępki, Demirskiego. Grabie w plecach kobity też mogły zainspirować lud Warszawy.Ja mam jedną ale zardzewiała i tępa. Pewnie jak ja, co nic ze słobo lekcji sezonowej nie rozumiem. Asy w rękawach, poker w kartach a jednak ręka w nocniku. Niech on pójdzie jednak po rozum do głowy i coś zrobi. Nie dogaduje się z najmłodszymi/ może z Eweliną Marciniak? tu mosty nie spalone, może z Dudą-Gracz, może z kobietami mu lepiej wychodzi?/, Glińska na swoim w piętkę goni, to na ten przykład niech dogada się z Kutzem, co by go poratował w tym sukcesie nieosiągniętym a tak dla Pana oczywistym. Tylko może niech ze sobą nie rozmawiają. Może w ogóle Słobo niech z nikim nie rozmawia, tylko przez jaką muzę, albo medium się porozumiewa. No trzeba go ratować! No może Pan co wyreżyseruje. Tylko tu może być kolejne zarzewie wielkiego zwarcia. Kutz byłby doskonałym kontynuatorem spuścizny wielkich poprzedników. Ale czy on jeszcze może? W politykie poszedł i prawie dla teatru przepadł/sztukę napisał, a ta dostała nagrodę/ No, Słobo sam rady nie da.
Kurde, człek z miasta myli grabie z widłami. Oczywiste, to widły były wbite w plecy kobiety, widły. Nic dziwnego, że te kosy rdzewieją. Nic dziwnego, że te przemiany tak opornie idą. Papierowe rewolucje.
Owszem, TS rozmawia. Np. ze mną rozmawia. A ja „wyreżyseruję”, jak będę miał ochotę i warunki, a nie że się Panu podoba (Panu się kiepsko podoba), bo Panu się podoba pogaworzyć, ale nie o faktach, tylko o zmyśleniach.
Owszem, S. reżyserował (raz – Calderona) i ja to widziałem, ale powiedział, że nie umie i słowa dotrzymuje. Na Miśkiewiczowy repertuar ludzie nie kupują biletów (poprzedni pupil pana Mareczka narobił przeszło milion długów, z których TS skutecznie wychodzi). Owszem, na Strzępkę – z widłami tak, ale to koszmar. Proszę poczytać, co Horubała pisze o ostatniej premierze duetu w Starym. Domaga się odebrania teatru Klacie – tak, jak ja. I zobaczycie, że ta grafomania do tego doprowadzi.
A w Dramatycznym pracują. I jestem przekonany, że się uda (prem. za da dni).
Co do Pana. Ja tylko strzelam , Pan Bóg kule nosi.
Klata w Narodowym jeszcze na pewno podyrektoruje. U nas wszystkim się udaje lawirować, a krytyka się walnie do tego przyczynia. Nie ma autorytetów. Nie ma jednego sprawiedliwego, który by nadał właściwą miarę rzeczom. Nie ma takiego, co by miał tę siłę fatalną a wiarygodną, żeby miarodajnie i pięknie prawdę między oczy sieknąć. Z klasą, talentem, z pazurem. Więc jest, jak jest. Byle jak. Niby źle, ale nie do końca. Jedni krytycy mieszają artystów z błotem, drudzy przyznają im niby prestiżowe nagrody. Następni dają szansę. Jeszcze inni przymykają oczy. Reszta czeka i pisze , nie, opowiada, nie, paple, co w spektaklu zobaczymy, tak dokładnie, że nie mamy czego już w teatrze szukać. Wszystko kawa na ławę. Wartościujący misz masz. Kogel mogel. Aż mdli od tej byle jakości. Horubala rzeczywiście jest wyrazistą, inteligentną osobowością. Lubię go czytać. Lubię. Ale..
Cieszę się, że w Dramatycznym pracują. Ale „Absolwent”?
A co do mnie. Sam jestem zmyśleniem, hologramem słów.
Pozdrawiam i życzę powodzenia, cokolwiek Pan postanowi. Zawsze interesuje mnie sukces w teatrze.
czyli jest JEDEN. I jego nazwisko Pan wymienił. A ja też jestem, tylko nie krytyk i z talentem do czego innego. I chwatit.
Ale ja uparcie o czym innym. O faktach.
Słobodzianek objął (drugi) teatr w szemranych okolicznościach. Gdyby był uczciwy konkurs to z jego dorobkiem i umiejętnościami miałby szanse.
Na dużej scenie zrobił bardzo ciekawe przedstawienia, tylko mało – ale tonął w długach Miśkiewicza.
Prowadził rozmowy sezonowe, bo mu wolno i należy (ma ciekawych aktorów sprawdzonych na Woli, którzy nie jęczą o etat, tylko grają, rozwijają się i zarabiają). Taka Figura to rozumie i odeszła za porozumieniem stron. Innych nie będę sądził, ale nie może być tak, że aktor jest przywiązany do ziemi, bez względu na to, czy jest dla niego praca czy nie. Tylko wypraszam sobie, by szczeniakowaty związkowiec (zapomnijmy jego nazwiska, bo niczym sobie nie zasłużył na to, by je pamiętać) kłamał, że przemawia w imieniu wszystkich – i formułował insynuacje. Zarzuty się stawia pod nazwiskiem – konkretnie. Co to ma być, że niby „Słobodzianek ma trudny charakter”? Ja bym mógł coś na ten temat powiedzieć, ale mówię, że widzę efekty jego pracy i rozwoju. Dla publicznego dobra… I to, mimo, że nie zgadzam się z wieloma jego wyborami artystycznymi.
Dlatego proszę go nie traktować poufale, bo to jest k t o ś …
A czy przetrwa wymianę ekipy, która go do władzy wyniosła?
Gdyby mnie ktoś pytał o zdanie, to bym powiedział, że mu się należy z efektów… I czekał, że wyciągnie wnioski z własnych błędów. Jest inteligentny.
Jeśli pożyjemy to chętnie zobaczymy. Mnie zależy na teatrze. Bo wierzę w teatr, wierzę w sztukę. Kreację. I wszystkim życzę sukcesu, bo to będzie i mój, widza naszego powszedniego, sukces, radość, satysfakcja. Jeśli reaguję, to znaczy, że mi zależy. Zależy też mi na tym, by inni widzowie ruszyli z posad własnego milczenia i przemówili. Byli bardziej aktywni, obecni nie tylko na widowni, w teatrze. By się odważyli mówić, pisać, znaleźli na to czas, chęci. Bo o dialog chodzi, bo o sztuką świętych obcowanie chodzi.
Bloger Majcherek, przywoła mnie tu zaraz do porządku. Za dużo, za długo, za często tu piszę. Tu powinni pisać krytycy, aktorzy, reżyserzy, jacyś super widzowie, itd., po prostu SUPER LIGA TEATRALNA. Żegnam się więc, bo muszę pomyśleć o blogu/jak mi radził Pan Wojciech uczenie/: trollowym, grafomańskim, pasożytniczym, nieprofesjonalnym, kopiuj/wklej, hochsztaplerskim, sążnistym. Rozpasanym i wolnym. Otwartym. Bo takim tu zostałem spostrzeżony. Dla teatru warto? Może warto. Jednak warto. Pakt z diabłem podpisać warto. A potem niech rozdziobią mnie kruki, wrony.
Szanowny Widzu, nigdy nie sugerowałem, że mój blog powinni komentować tylko profesjonaliści. Pana komentarze są dowodem na to, że nikomu nie ograniczam prawa wypowiedzi. Nigdy zresztą nikogo nie zbanowałem, bo też nikt nie przekroczył granic mojej tolerancji, chociaż oczywiście nie ze wszystkimi wpisami zgadzam się co do treści i formy. Jeżeli Pan w sposób wyrazisty prezentuje swoje stanowisko w różnych sprawach, to musi się Pan liczyć również z krytyką. I nie ma się co na to obrażać. Oczywiście potwierdzam, obserwując Pana zaangażowanie, pasję i temperament, że byłoby bardzo dobrze, gdyby Pan uruchomił własny blog. Zapewniam Pana bez krztyny ironii, że chętnie będę go czytał. Ale oczywiście zrobi Pan, co Pan zechce. Pozdrawiam