„Porozmawiajmy o Instytucie Teatralnym” – zachęca Grzegorz Niziołek w polemice z redakcją „Teatru”, która w ostatnim numerze pisma zamieściła wywiad z Maciejem Nowakiem. Niziołek zarzuca „Teatrowi”, że krytykę działalności Instytutu pod dyrekcją Nowaka zamienił „w atak, który uderzył zarówno personalnie w Macieja Nowaka (i jego medialny wizerunek), jak i prowadzoną przez niego instytucję. Mieszanie tych dwóch porządków nie wydało mi się szczególnie eleganckie”. Nie mam zamiaru występować w imieniu „Teatru”, ale ponieważ mój głos redakcja zamieściła obok rozmowy (upubliczniłem go również na blogu) chciałem się również do sprawy krótko odnieść.
Niziołek, a także Krystyna Duniec w osobnym tekście (oba zostały opublikowane w e-teatrze), bronią Instytut Teatralny podając rozmaite przykłady jego inicjatyw, które przeczą zarzutowi o jednostronności ideologicznej. Akurat „Teatr” w bloku poświęconym 10-leciu Instytutu umieścił przegląd wszystkich tych działań, niektóre odnotowując z uznaniem. Polemiści jednak nie odnoszą się do istoty zarzutów, które pozwoliłem sobie sformułować. Nie przeszkadza im najwyraźniej, że dyrektor IT występuje w wielu różnych rolach, w których nie powinien występować. Czy akceptują np. fakt, że Nowak jako felietonista ocenia działalność niektórych teatrów, i bynajmniej w ocenach tych nie jest ekumeniczny, choć jako dyrektor instytucji służącej promocji polskiego teatru powinien chyba powstrzymać recenzencki temperament? Wizerunek medialny Nowaka znacznie wykracza poza funkcję, którą sprawuje, a przecież obraz ten nie tworzy się sam. Nie bardzo zatem rozumiem, co jest nieeleganckiego w ataku personalnym na Macieja Nowaka, jak i prowadzoną przez niego instytucję, skoro właśnie sam dyrektor IT miesza porządki swojego działania, i to właśnie można uznać za niezbyt stosowne. Jeśli teraz na 10-lecie Instytutu jakaś kontrowersja wokół jego działalności powstała, to jest w tym „zasługa” dyrektora Nowaka, choć wiele osób pracujących w Instytucie wykonuje pożyteczną pracę.
Oczywiście krytykując Nowaka łatwo narazić się na zarzut, że oto, jak to zwykle u nas, zawistnicy deprecjonują niebanalną indywidualność. Że dla nich najlepiej by było, gdyby Instytut Teatralny miał jakiegoś nudnego dyrektora, który nikomu by nie wadził. W ten sposób można rzecz jasna utrącić dyskusję, która jest jednak potrzebna. „Porozmawiajmy o Instytucie Teatralnym” z okazji jego jubileuszu, jak i zbliżającego się końca kadencji Macieja Nowaka. Ten drugi zwłaszcza kontekst, jak się domyślam, buduje podskórne emocje w polemice, która się wywiązała. Choć jestem dziwnie pewien, że zmiany na stanowisku dyrektora IT nie będzie. Jeśli miałaby ona nastąpić, to tylko w wyniku konkursu, który mógłby być prezentacją różnych ofert programowych i sprawdzianem, czy rzeczywiście pomysł Nowaka na Instytut Teatralny nie ma alternatywy. Ale ponieważ nic nie słychać, żeby rozważano organizację takiego konkursu, toteż o Instytucie możemy sobie pogadać, a jego dyrektor na pewno dostarczy niejednego tematu.
PS. Już po napisaniu tego tekstu przeczytałem ciekawą wypowiedź Dariusza Kosińskiego, również broniącą Macieja Nowaka. Jest w niej passus poświęcony mojej osobie: „Zaś Wojciechowi Majcherkowi od lat mam ochotę powiedzieć, że odpowiedź, dlaczego nie ma biografii, jest bardzo prosta: bo Wojciech Majcherek który świetnie zaczął żywotami równoległymi Hanuszkiewicza, Holoubka i Dejmka publikowanymi w ‘Dialogu’, woli pisać bloga i krytykować innych, niż samemu wziąć się serio do roboty, do której ma wszelkie talenta i wiedzę”. Panie Dariuszu, bardzo dziękuję za tę pochlebną dla mnie opinię, ale chyba Pan przecenia moje możliwości w ratowaniu naszej biografistyki teatralnej. A jest jeszcze inna rzecz, która, mam nadzieję, mnie broni: ja od ośmiu lat wykonuję serio robotę gdzie indziej. Jeśli w ciągu tych lat zostało zarejestrowanych dla telewizji 50 ważnych przedstawień polskiego teatru, to jest to efekt mojej, choć niewyłącznie rzecz jasna, pracy. Wierzę, że Pan to docenia jako historyk teatru. A blog? Też jakieś są z niego pożytki, m.in. taki, że o potrzebie biografistyki rozmawiamy, a także o Maciej Nowaku i wielu innych sprawach teatralnych, które wszak nas żywo obchodzą.
Szanowny Panie,
niestety, spektakl zarejestrowany w większości niewiele ma wspólnego z żywym. Nawet mniej niż zapisany dobrym literackim piórem. Reżyser takiego dokumentu archiwalnego musiałby mieć specjalny talent, by przy pomocy ujęć odtworzyć „oko” patrzącego na sali teatralnej widza. Przeważnie te rejestracje to ni pies ni wydra, ani to teatr ani to film. Poza tym trudno mi uwierzyć, że w dzisiejszej telewizji polskiej robi się rzeczy serio. Nawet jeśli by się bardzo chciało. Praca w niej nie należy do przyjemności i nie jest to praca uczciwa, bo być nie może.
Z uczuciem żalu
Pański S.P.
Szanowny Panie
Możemy się spierać, czy rejestracje telewizyjne spektakli teatralnych mają sens, czy nie mają. Oczywiście nie zastąpią one żywego teatru, bo taka jest natura tej sztuki. Ale mimo wszystko jakąś wartość, choćby ułomną mają. Natomiast przykra i niezroumiała dla mnie jest Pańska uwaga, że w dzisiejszej telewizji polskiej nie robi się rzeczy serio i nie pracuje uczciwie. To jest tak ogólnikowa krytyka, że bronienie się przed nią wydaje mi się trochę jałowe. O ile sobie przypominam, przyznawał się Pan do braku telwwizora, więc nawet nie mógłbym Panu udowodnić na wybranych przykładach, że Pan się myli.
Również z uczuciem żalu
Pański W.M.
Szanowny Panie,
czy zastanawiał się Pan, dlaczego nie ogladam telewizji?
Czytal Pan tekst Puzyny o „Sędziach” i „Klątwie” Swinarskiego?
Oglądał Pan spektakl „Mutter Courage” Brechta sfilmowany przy jego udziale?
Przepraszam, ze mam skale porównawczą, ale dlugo żyję, jak Firs
Pozdrawiam z przeszłości
Pański S.P.
Wybaczy Pan, ale spodziewałem się bardziej wyrafinowanych argumentów przeciwko telewizji.
Pozdrawiam, Łopachin.
Przykro mi, ze Pana rozczarowalem, ale zbyt wiele sie Pan po mnie spodziewal. Zrobiłem co moglem, zerknąlem dzis do telewizora, który stoi vis a vis mego łóżka w wakacyjnym pokoju. I co? Jakas przemozna nuda wpila się we mnie, chwycila za gardło. Jaka to byla nuda, z przyzwoitości językowej nie bede sie rozwodzić. W kazdym razie nie była ona smaczna. Czy mozna womitowac w sposob wyrafinowany? Stary jestem, nie znam co to pany, ten akt fizjologiczny mógłby mi sniertelnie zaszkodzic, a to bylaby niepowetowana strata dla mnie. A dla Pana?
Firs
Firs
„Trudna sztuka womitowania” – pamięta Pan? A co Pan w tym telewizorze widział, że witkacowski stan nudy coraz większej Pana ogarnął?
Panowie,
ja ośmielę się przyznać do tego, że jestem gorącym zwolennikiem wszelkich rejestracji spektakli teatralnych. Wolę sobie osobiście wyrabiać zdanie na temat przedstawienia nawet na strzępach, nawet na manipulacyjnych ujęciach operatorskich czy reżyserskich/telewizyjnych/ niż z tego, co wyczytam nawet u geniuszy teatrologów. Żaden opis nie zastąpiłby mi fragmentów dźwięku ze spektaklu „Artura Ui” w wykonaniu Tadeusza Łomnickiego czy jego kreacji w „Ja, Feuerbach”. Żadne słowo. Jego ujęcie. Polot. Finezja. Ładunek emocji i argumentacji. Nawet najnędzniejsze ochłapy są nośnikiem informacji , wybiórczej, ale zbliżonej jednak do oryginału. Wolę się chwytać namiastek obrazu i dźwięku niż słowa. Słowa opisu bowiem w żaden sposób nie zweryfikuję, nie poczuję. Ono może być tylko drogowskazem, informacją, interpretacją poza sceniczną. Słowo może tylko wzbudzić we mnie ciekawość, poczucie straty, dać wiedzę. Ale nie przeżycie, jego namiastkę, nawet okaleczone przekazem.
Oko widza też jest zawodne. Zmienia się z zbiegiem lat, bagażem wiedzy, doświadczeń i wrażliwości. Przedstawienia kilkakrotnie obejrzane, po latach w teatrze. Są takie spektakle. I to też są ciekawe doświadczenia.
Ja bardzo dziękuję za rejestracje spektakli. Bardzo.
Jacek Zembrzuski
5 godz. temu
Szanowni Państwo,
polemizować też trzeba umieć…
W dyskusji o Instytucie Teatralnym pojawiły się głosy pozbawione przyzwoitości i fałszywe metodologicznie. Oba pochodzą od państwa profesorstwa, niestety!
Zarówno Krystyna Duniec jak i Dariusz Kosiński są współpracownikami Macieja Nowaka i brali pieniądze z Instytutu Teatralnego, więc o obiektywnym sądzie mowy tu być nie może.
W sytuacji ewidentnego konfliktu interesów należałoby zachować co najmniej milczenie. Widać jednak, że głosy o obniżeniu instytutowych standardów skutkują – tak oto…
Poza tym kiepsko z metodologią. Polemika zakłada odniesienie się do postawionych zarzutów, nie jest merytorycznym zabiegiem wyliczanie, którą książkę Instytut wydał, a o której zapomniał, i walenie się w cudze (teatrologiczne) piersi…
Zarówno wywiadowcy „Teatru”, jak i punktujący to (ja sam wspominałem wielokrotnie dwa lata temu) Wojciech Majcherek podnosili kwestę uwikłania się dyrektora Nowaka w całkowicie nieprzejrzyste pomieszanie ról: producenta i krytyka, decydenta i producenta, polityka i „artysty”.
Pozwolę sobie nazwać to – od siebie – korupcją „teatrologiczną”.
I o tym u polemistów ani słowa…
Nie dziwię się. Dżentelmeni o faktach nie rozmawiają.
Więc? Pozwalam sobie życzyć obojgu Państwu więcej…
Z uszanowaniem
Jacek Zembrzuski
Wiktor Kuptel lubi to.
Jacek Zembrzuski: „Jeśli teatrologia polska umarła, to stało się to na wiele lat zanim powstał Instytut, a umarła z nudów i bezczynności, z personalnych układów i dobrego samopoczucia oraz przekonania, że publikowanie fiszek i kronik to nauka – pisze prof. Dariusz Kosiński”… A KIEDY UMRZE PRZYZWOITOŚĆ I CZY PROF. BĘDZIE PRZY TYM Z ŁOPATĄ?
5 godz. temu · Lubię to! · 1
Jacek Zembrzuski: IT (red. Monika Brand) inicjuje specyficzną „dyskusję” – laurek. Mój list przepadł, jak to w bywszych epokach się działo. I to też jest problem instytuta.
7 minut(y) temu ·
Widzowie obserwują od dawna śmierć przyzwoitości i mieszania ról, łamania i niszczenia wszelkich standardów i, niestety, też temu przyklaskują w standing ovation. Tu zaszła zmiana. I wszyscy, no prawie wszyscy, nastawiają swój target na ładowanie się w nieswoje role. Po prostu widzą, że to się opłaca, jest bezkarne a nawet staje się pożądane. Atrakcyjne i skuteczne. Jedna rola wspiera drugą i następną. Łańcuszek szczęścia, piramida finansowa. To już nie korupcja a p…cja zawodowa. Bo przecież dla własnego interesu, promocji i za pieniądze. Nikt nie oponuje skutecznie. Fala wchodzenia w nie swoje role nasila się i staje się normą. W gruncie rzeczy akceptowaną, promowaną , wykorzystywaną. Przez kogo się da. Bo się daje. A jak dają ,to się bierze.
Właściwie o co chodzi? Nowak to człowiek nowoczesny, otwarty i wszechstronny. Hej do przodu kolorowy ptak. Ma smak nie tylko teatralny ale i kulinarny. A apetyty wielkie. I to , i tamto wymaga wyostrzonych, wyrafinowanych zmysłów . Sztuka teatralnego brylowania i sztuka kulinarnego rozpoznania. Sztuka smakowania sztuki.Rozpoznawalność medialna to przecież cel sam w sobie. Magnes, atrakcyjność, powód zainteresowania i zazdrości. A ideologiczne parcie na zaparcie ortodoksów? Ojej, a od kiedy to sztuka/również krytyki/ wyprana była ze stronniczości, zaangażowania ideologicznego, politycznego, parawanu poprawności? Każdy walczy własną wrośniętą w swe ramię zaangażowaną szabelką. Jeden sprawniej, drugi bez żenady. Nihil novi.
W sumie same plusy rozpadające się na minusy. I na odwrót.
Na razie publika przyklaskując zaklaskuje wszelką krytykę. Swój chłop, ten Nowak. Ciągle to samo, w koło Macieju! /W koło Macieja a właściwie IT/ A tam, chłop nie chłop swój swemu krzywdy nie zrobi. Połaskoczą , pogilgoczą i jakoś to będzie. Tak dla przyzwoitości pokrytykują, potykają. Przecież nie dotkną. Te argumenty, jakieś anachroniczne, zaprzeszłe. Młodzi tego nie ogarną. Już nie ogarniają. I się dziwią. O co chodzi?
Na razie prztykacie się na prostych równoległych.
Niestety wydaje mi się, że większej dyskusji na temat konfliktu interesów dyrektora IT a równocześnie czynnego krytyka teatralnego – chłostającego wrogów i chwalącego przyjaciół – nie będzie. Świat teatralny trzęsie po prostu portkami przed zbrojnym ramieniem Macieja Nowaka czyli krytykiem Witoldem Mrozkeim, czy Tomaszem Jacykowem polskiego teatru czyli niejakim Mikiem Urbaniakiem. No i jeszcze politrukami z Dwutygodnika. Pan Wojciech jest jedynym odważnym i chwała mu za to, bo wyraża poglądy większości środowiska.
Pan jest geniuszem matematyki wirtualnej czy większością środowiska? A może wręcz wróżką? Tak czy siak gratuluję tupetu pańskiej głowie.
Dziękuję Panu Erykowi za tę opinię, ale komplement w niej zawarty jest nieco dla mnie kłopotliwy. Nie chciałbym wyrażać poglądów większości. Wystarczy mi jeśli wyrażam poglądy swoje. Można oczywiście je podzielać albo nie.
Odpowiedź Blogersowi:
Obejrzalem wszystkiego po trochu z dostepnych przez dekoder programow TVP. Rownież jakieś gadajace mlodziezowe glowki w TVP Kultura. Ani Nowaka ani rejestrowanego teatru akurat nie było. W Polonii powtorka z patriotycznej rozrywki czyli telenowela Powstanie Warszawskie. Poslusznie hlasim, że w TVP coraz większa nuda.
Czech
Trzeba zatem czekać aż zabiją arcyksięcia Ferdynanda. Szwejk zacznie swoje przygody. Pozdrawiam, jednoroczny ochotnik Marek.
Zamiast arcyksięcia Ferdynanda Powstanie Warszawskie trzeba zabić, zanim się na dobre zaczęło… przypominać. Tym paskudnym passe patriotyzmem i nudną telenowelowatością. Następnych obchodów nie będzie. Nie będzie komu oponowć, bo kombatanci skutecznie śmiertelnie zostali ugodzeni telenowelą ostatnich ponad 60-ciu lat oczekiwań na uroczyste obchody pamięci. Widać przedwojenna, ekologiczna żywność nie służy Alzheimerowi. Trzeba zmodyfikować, tę pamięć. U nich i u nas. Dobić się nie daje.
Nawet Szwejk Garbaczewski w tandemie z Cecko zagięli parol i też zaczęli swoją przygodę z Powstaniem . Na horrory moda , to powstańcze Zombie powstaje mocą zła powstańczego wskrzeszane i co i rusz zabijane w „Kamiennym niebie zamiast …”zdrowego rozsądku i prawa moralnego w nas. Nijak tego Powstania nie mogą dobić. Takie to patałachy. Ani TV, ani teatr okolicznościowy. PRL nie dobił, globalna demokracja zawodzi, kosmici pozostają. Tylko czy zechcą interweniować? My się nie dogadamy. To pewne. Może Szwejki inne jakie za nas , w naszym imieniu i interesie.
Szwejk Słobodzianek już zaczął swoje przygody w silnym składzie słowacko- czeskich bratanków, niestety w Dramatycznym tonie klapy. Jak jaki taki byle obwiesiowy, jarmarczny „Absolwent” a nie car wodzirej teatralny. Pokazał swoją, oj nie tylko swoją , ale i „Naszą klasę”. I multiplikuje się skutecznie z ta klasą po świecie, Szwejk wesołek!
Niemiecki teatr okropny, angielski też, francuski skostniały,amerykański na szczęście nie istnieje, dobrze, że możemy sięgnąć po posiłki, po Czechów i Słowaków. Swego nie znacie i nie kształcicie, cudze łatwiej promujecie, Szwejku kochany.
Szwejk Nowak kontynuuje swój drang nach dolce vita. Ciasteczka, malinki, konfiturki, słowne ideowo- papierowe koafiurki. IT czy ET , co za różnica. Kosmiczna nietykalność gwarantowana. Szach mat. W końcu Szwejk.
Tak, poczekajmy. Jakoś to będzie. W końcu lato, lato czeka..
A Warszawa walczy. Przedwojenno-powstańcza. Dzisiejsza nie potrafi. Szwejkiem się śmieje. Zachłystuje.