Pieśni Leara

Jak na razie najlepszym przedstawieniem Warszawskich Spotkań Teatralnych są Pieśni Leara Grzegorza Brala. Obserwatorzy, którzy z góry przekreślili tegoroczną edycję WST, bo nie lubią Słobodzianka, oczywiście udają, że spektaklu Pieśni Kozła nie ma. Pieśni Leara nie pasują do obrazka, na którym namalowany jest tylko jeden rodzaj teatru. A Bral? – co tam Bral, poznaliśmy się na nim w Warszawie i wiemy, że nic ciekawego już nam nie pokaże. Chwali się nagrodami z Edynburga? Przecież my sami wiemy, kto z naszych jest dobry i kto umie zadziwić świat.
Napisałem, że Pieśni Leara są najlepszym jak do tej pory spektaklem WST i głupio napisałem. One są w ogóle poza konkurencją WST. To być może jedno z najbardziej poruszających dzieł naszego teatru ostatniego czasu. Niby jest zbudowane z elementów, które są charakterystyczne dla teatru Pieśń Kozła. Ale tym razem Bral doprowadził formę przedstawienia – koncertu do emocjonalnej esencji, która wyraża się przez śpiew aktorów. Jest mniej ruchu niż np. w Makbecie, ale gdy się wyzwala w ciałach aktorów to czujemy w nim nieprawdopodobną energię. To widowisko jest trudno opisać, bo jego odbiór w dużej mierze zawiera się we wrażeniach, stąd pokusa używania uczuciowo nacechowanych przymiotników. A sytuacja sceniczna jest bardzo prosta. Bral wychodzi przed publiczność i w paru zdaniach opowiada o genezie spektaklu (pomysł zrodził się na wystawie Kandinsky’ego w Tate Gallery). Reżyser pełni w nim funkcję narratora, zapowiadacza kolejnych scen – pieśni. Prosi więc aktorów, którzy w czarnych kostiumach wychodzą i siadają na dziesięciu krzesłach. Z boku usadowi się kompozytor Maciej Rychły, który będzie przygrywał na instrumencie, przypominającym dudy. W przedstawieniu użyto jeszcze dwa inne instrumenty, którego rodzaju, a tym bardziej nazw nie umiem określić. Ale najważniejszy jest śpiew aktorów. W kolejnych pieśniach (skomponowanych także przez Jeana-Clauda Acquavivę) do różnych tekstów (wykorzystano np. ewangeliczne apokryfy) rozegra się tragedia Leara, Kordelii, Błazna. A w śpiewie wyrazi się wszystko: uczucie zawiedzionej miłości, rozpacz, samotność, szaleństwo. Wszystko to, o czym Szekspir napisał. Głosy aktorów doskonale zostały zgrane i brzmią w sposób przejmujący. Są też poruszające partie solowe, w szczególności Moniki Dryl jako Kordelii.
To jest teatr, który łączy maestrię formy z silną emocjonalnością. Jest prosty, a jednocześnie bardzo głęboko docierający do widza. Jest czysty i piękny.

2 442 odwiedzin

12 Comments

  1. Tak – po 11. (na 14) przedstawieniu 33. WST to nadal najlepsze przedstawienie tych WST. Potem długo nic, potem węgierska „Nasza klasa”, potem znowu długo nic…

    Reply

  2. Oczywiście nikt nie bierze na poważnie tego, co tu Pan pisze. W końcu to jest tylko blog, a Pan nie dostaje za to pieniędzy/Bóg zapłać. W obfitości łask i po wielokroć/.
    Oczywiście ten tekst jest „nie tylko o teatrze”. W końcu pisze Pan o wszystkim, co najważniejsze. Od samego początku.
    Oczywiście ocena spektakli i WST miała być po ich zakończeniu. W końcu kto by się tym przejmował i dawał szansę publiczności.
    Oczywiście jest Pan poza konkurencją. W końcu kto pierwszy, tym lepszy.

    Proponuję więc, by na stałe „Pieśni Leara” zagościły gościnnie np. w teatrze Dramatycznym /raz w miesiącu, raz na pół roku/ , tak byśmy to bez wątpienia interesujące przedstawienie mieli szansę, po uciułaniu na bilet, obejrzeć. Nawet kolejny raz. A tak /ex post /wielu z nas widzów dowiaduje się, że ten wybitny spektakl jest już poza jego zasięgiem. Będąc poza konkurencją przez konkurencję zwalczany pomijaniem. Na pohybel tym, którzy polityką pomijania uderzają w Słobodzianka i Brala. Więc i w nas, widzów. Na pohybel! Ale właściwie po co? Jeśli wszystkie szczegóły o spektaklu znajdujemy w recenzji. Z sugestywnym opisem, które pobudza skutecznie w nas , co prawda wtórne a jednak, odczuwanie. Już wszystko wiemy , wszystko poczuliśmy. Przeżyliśmy. Po co wydawać pieniądze? No chyba, że chcemy zrobić na złość tym, którzy robią na złość Słobodziankowi, Bralowi i nam widzom. A nie dlatego, że ten spektakl” Jest czysty i piękny”. I nigdy nie zaspokoimy pragnienia, by przestać czerpać z tego źródła.

    Reply

    • Trochę się gubię w Pana wywodzie i nie wiem, czy dobrze zrobiłem pisząc o „Pieśniach Leara”, czy niedobrze?

      Reply

  3. Panie Wojciechu. Wydaje mi się, ze trafił się Panu pasożyt blogowy („widz” ), dla którego Pana wypowiedzi stanowią okazję do wylania oceanu niewiele, a niekiedy nic nieznaczących słów. Gdyby Widz szczypał Pana sensownie, można by to czytać. Wolę poczytać o „Pieśniach Leara”, a jeszcze chętniej – obejrzeć i wysłuchać je.

    Reply

      • To oczywista nadoczywistość, ze Pan woli. Chyba najbardziej jednak święty spokój. Kto by nie wolał. Ja jednak czytam i pamiętam, co i jak Pan pisze. Nie przyszło mi jednak do głowy, że ta funkcja pod Pana tekstem >komentarz< to dla zmyły, to rzeczywiście martwy punkt i należy go ignorować. A może wszystko trzeba tu ignorować. Wszak te teksty nie wywołują, nie są pretekstem żadnej dyskusji. Świętego spokoju życzę w Święto Pracy i nie tylko. Ja pasożytuję, więc nie świętuję. Pozdrawiam

        Reply

    • Cóż z tego, ze czytacie, oglądacie i wysłuchujecie czytacze, oglądacze i wysłuchiwacze, gdy zniecierpliwiacie się dopiero wtedy, gdy zostajecie sprowokowani. Te Majcherkowe teksty są tak dobre, tak domknięte i ostateczne , że aż dech zapiera, umysł poraża a klawiatura spod palców wam ucieka. Zaledwie wystarcza sił na wejście, ogarnięcie wzrokiem i.. rezygnację z …np. wystukania pod tekstem dwóch liter „OK”. No, po ochłonięciu dwóch słów, np. „zgadzam się”. Aj tam, dobrze, zaszalejmy, trzech słów, np. „nie zgadzam się”. To nie jest jakieś tam cicho sza. Po cichcu wchodzi się tu na blog i po cichaczu czmycha. Ze zwieszoną głową, zaciśniętymi ustami i gotowcem do puszczania w obieg. Żadnej tam jakiej burzy mózgów, ferii emocji czy cienia kontrowersji. Żadnych wątpliwości czy śladu buntu. To jest pasożytowanie. W czystej bezśladowej formie.

      Niech się zniecierpliwiona nie zniecierpliwia. Nikt komentarzy nawet nie otwiera. Bo po co. Majcherek waszystko wyłożył, ułożył, zaakcentował. Nie ma o czym gadać, czego się czepiać. No , chyba że internautów. Pasożytów. Pozdrawiam czule

      Reply

  4. Sorry, widzu: po pierwsze jesteś trolem. Po drugie – grafomanem, zakochanym we własnym pisaniu…

    Reply

  5. Sorry, Rola. /Macham też łapkami z robotniczo kulturalnym priwietem do zniecierpliwionej, by ją uspokoi/.Po pierwsze, dobrze, ze mi o tym napisałaś/ ale , wybacz, chyba chodziło ci o słowo troll?/ . Po drugie- tyle serdeczności i to 1 Maja, trudno mi to znieść . Naprawdę napracowałaś się- tyle słów/prawdy/. Po trzecie- Pan Wojciech Majcherek na pewno jest Ci wdzięczny. Ja już dziękuję. Pozdrawiam. Nie ma to jak ludzie kulturalni, znają się na rzeczy.

    Reply

  6. Dzięki Pana blogowi zawalczyłam o bilet i obejrzałam, a raczej wysłuchałam, „Pieśni Leara” w ramach Festiwalu Szekspirowskiego. To nadzwyczajne przedstawienie, pokazujące m.in. jak zwielokrotnia przekaz dramatyczny warstwa muzyczna. Dziękuję.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.