Piłkarska Środa

W zeszłotygodniowym numerze Polityki zamieszczono artykuł o sukcesie Euro, który opatrzono dodatkowym komentarzem prof. Środy. Fragment  tekstu zacytuję: „była to podróż w głąb patriarchatu, w którym żyjemy; bieganie za piłką, która musi trafić do celu, jest jak kibicowanie plemnikowi, który powinien odnieść prokreacyjny sukces, by legalizować męską władzę. Piłka nożna to bardzo falliczny sport. Euro było niewątpliwie świętem fallusa i jego potrzeb. Było to obnażenie istoty męskiej, a właściwie chłopięcej polityki, dla której najważniejsze jest: zbudować stadion, dokopać przeciwnikowi i strzelić bramkę”.

Jak to przeczytałem, to nie ukrywam: zagotowałem się – zupełnie, jak obrońca Tura Turek, którego kiwnął napastnik Jaroty Jarocin. Wstąpiła we mnie tzw. sportowa złość, która chciała tylko jednego: przypierdolić pani profesor bez nijakiego względu. Skosić równo z trawą i jeszcze przydepnąć jak Hajto Pauletę na koniec. Ale na szczęście rozum zadziałał szybciej i podsunął taką myśl: nie daj się nabrać. Przecież o to właśnie pani profesor biega, ona prowokuje jak słynny Claudio Gentile, który nieczystymi zagraniami do furii doprowadzał najlepszych napastników. Więc tu trzeba spokojniutko, piłeczka przy nóżce, jak to mówią komentatorzy: po profesorsku. Bo Środa zapewne chciałaby, żebym ujawnił agresję i wtedy by tryumfowała: proszę, zdradził się chłopaczek z kultem władzy fallusa. Na mecze chodził, mecze oglądał, o niczym innym z nim pogadać nie można – ale przecież to czysty okaz patriarchatu.

Piłka nożna to bardzo falliczny sport – powiada pani profesor, a ja robię unik, w polemikę nie wchodzę. W końcu każdy ma swoją wyobraźnię erotyczną. Ale chciałbym profesorkę zapytać: czy zauważa, jak dużo niewiast interesuje się piłką nożną? Przykłady? – proszę bardzo. Byłem na dwóch meczach w trakcie Euro i widziałem bardzo wiele kobiet w różnym zresztą wieku. Nie wyglądało, że przyszły tylko dla towarzystwa swoich mężczyzn. Na mecze Euro wybrały się moje koleżanki z pracy, dla których to były chyba w ogóle pierwsze wizyty na stadionie. W naszym zakładowym totku wygrały Ula z Kingą, co mnie napawa szczególną dumą, ponieważ to są dziewczyny z mojej redakcji. A jest u nas sporo mądrali na czele ze mną, co to niby wszystko wiedzą o futbolu, ale mistrza Europy prawidłowo nie wytypowali. Koleżanki w każdym razie tak samo się emocjonowały jak koledzy. Wiem, że mogły bardziej patrzeć na piłkarzy niż na mecze. Jedna z nich przysłała mi smsa w trakcie meczu Włochy – Niemcy: „Niezłe ciałko ma ten Balotelli”. Jak ja bym sobie przykleił niebieskie plastry na plecy, to też bym fajnie wyglądał bez koszulki. A jeszcze inny przykład kobiecego zainteresowania piłką. Moja blisko 80-letnia ciotka z Turku mówi mi: „Oglądałam, Wojtuś, wszystkie mecze, to było takie ciekawe”. W najmłodszym pokoleniu też już zachodzi, by tak rzec, równouprawnienie piłkarskie. Na podwórkach często widzę dzieci grające w piłkę i co ciekawe dziewczynki kopią razem z chłopcami, wykazując zresztą nie mniejsze ambicje. I dlaczego tak się dzieje, pani profesor? Czyżby to plemnik piłki tak działał na panie?

 

1 278 odwiedzin

18 Comments

  1. Pan naprawdę bierze fanatyczne dyrdymały tej Pani serio i do serca? To stanowczo za wysoko. Ja się uśmiałem z tej autoparodii Profesor Środy – ba, autokarykatury – która swoim paranoicznym dogmatyzmem bije na półgłówkę Panią Temidę. To dopiero był mecz – na biusty, na c..ipy, na gicze cielęce, puste wymiona i zwyrodniałe łby et caetera pana pułkownika. Z kolei Madame Szczuka obstaje bezpardonowo, że kobiety mają zazdrość o, ni mniej ni więcej, penisa. Do tak strasznych rzeczy doprowadza patriarchat a uciskane (w dosłownym sensie) przezeń kobiety swą zazdrością go utwardzają. O, przepraszam… Jako fechmistrz nie pamiętam, jak się nazywa ta gra w piłkę o obłym kształcie. Zabawa taką z pewnością przypadłaby do gustu antyfallusowym bojowniczkom. Oj, prr, stary pierniku zbereźniku! Przepraszam, ale kiedy widzę głupią jak kołek w płocie kobyłę u płota, wprost nie mogę jej nie zrobić pater noster. Nawet jeśli dzieweczka nie słucha.A kobiety uwielbiamZ młodopolskim ukłonemStaroświecki Piernik

    Reply

    • I kto tu się bardziej rozsierdził? Gdybym Pana nie znał, to bym pomyślał, że tylko kobieta dla kobiety może być tak miła… Jednego tylko nie rozumiem – inteligencja moja ograniczona – o jakiego pułkownika chodzi?Ściskam po męsku dłoń.

      Reply

      • Pułkownik – De Sica (?) – we włoskim filmie sprzed lat przed wyjazdem w podróż rozkazał swemu adiutantowi wyznaczyć trasę, według, co chce odwiedzić i zrobić. Na końcu listy znajdowały się słowa: Et cetera, et cetera… co znaczyło: Cherchez la femme. Filmu nie pamiętam, bo widziałem go dawno, dawno. Pan tym bardziej nie może pamiętać, z powodu młody wiek.Co się tyczy moich złośliwości pod adresem kobiet, to Stryjkowski Julian stwierdził kiedyś, że Żyd który stał się komunistą, przestał być Żydem. Podobnie z feministką, przestała być kobietą. c.b.d.o.Do zobaczenia dziś wieczór na „Madame” Odściskuję dłoń

        Reply

        • Dziękuję za wyjaśnienia. Filmu poszukam, bo opis brzmi intrygująco. Będę ciekaw Pana wrażeń z premiery, ja się wybieram jutro. Łączę wyrazy szacunku

          Reply

          • Powoli, powoli, wraca coś… Vittorio de Sica na pewno, tytuł „Colonele della Ruggiere”, ale nie wykluczam, że myli mi się z innym, albo zrobiła mi się zbitka dwóch. De Sica na pewno grał kobieciarza, a w innym – albo tym samym – filmie, letkiewicz, który przypadkiem wpada w łapy Niemców, bo wzięli go za partyzanta. W więzieniu doznaje przemiany Gustawa w Konrada i ginie rozstrzelany z patriotycznym okrzykiem. Cieszę się, że film Pana zainteresował, bo dobrego filmu nigdy za wiele. Teatr to teatr, ale kino to KINO. Wróciłem z teatru w gorszym stanie niż poszedłem, z powodu niewystarczającej wentylacji. Kiedy ochłodnę a Pan zaliczy „Madame”, pogadamy et ceatera.Szczyskam dłoniuPański Stary Kinofil

          • To czekamy na relację z „Madame”. Skoro obaj Panowie byli, może każdy z osobna coś opowie tym, co nie widzieli?

          • Powoli, powoli, wraca coś… Vittorio de Sica na pewno, tytuł „Colonele della Ruggiere”, ale nie wykluczam, że myli mi się z innym, albo zrobiła mi się zbitka dwóch. De Sica na pewno grał kobieciarza, a w innym – albo tym samym – filmie, letkiewicza, który przypadkiem wpada w łapy Niemców, bo wzięli go za partyzanta. W więzieniu doznaje przemiany Gustawa w Konrada i ginie rozstrzelany z patriotycznym okrzykiem. Cieszę się, że film Pana zainteresował, bo dobrego filmu nigdy za wiele. Teatr to teatr, ale kino to KINO. Wróciłem z teatru w gorszym stanie niż poszedłem, z powodu niewystarczającej wentylacji. Kiedy ochłodnę a Pan zaliczy „Madame”, pogadamy et ceatera.Szczyskam dłoniuPański Stary Kinofil

          • Szanowny Panie, korespondencja z Panem to prawdziwe wyzwanie. Ja nie jestem specjalnie kinomanem, ale lubię zagadki erudycyjne. Spróbowałem więc poszukać Pułkownika. Okazało się, że nie był Pułkownikiem lecz Generałem. Nie nazywał się della Ruggiere, ale della Rovere. Grał go w istocie de Sicca, film jednak nakręcił Rosselini. Z opisu wynika mniej więcej podobna historia, którą Pan opowiedział. Natomiast na razie nie jestem w stanie potwierdzić, czy ten generał miał adiutanta i zlecał mu to, co zlecał – et cetera. Życzę miłego dnia.

          • To już trzecie podejście do wysłania listu http://www.cinemotions.com/Les-Trois-etc-du-colonel-tt6987Mimo zmylenia przeze mnie tropów dotarł Pan do celu. Takiego rezultatu nie powstydziłby się Sherlock Holmes. Z tym, że on miał komputer nie na biurku, jak my kaleki postępu, a w głowie. Znalazł Pan Generała, a mnie wciąż brzęczał w głowie Pułkownik z jego et cetera.Szukałem a znalazłem; przesyłam Panu link z moim znaleziskiem. Widzę na moim zegarze, że „Madame” dobiła końca. I co Pan powie, no otkrawienno?By the way, czy celebryci dopisali a bankiet nie miał niedoróbek w ilości czerwonego wina? Za mojej bytności zauważyłem jedynie hojnego sponsorę i jej vice. Poza tym plaża. O czerwonowinnym niedosycie wolę nie pamiętać, tak było to dla mnie dotkliwe. Pan, jako człowiek zrozumie drugiego człowieka, spragnionego i nienapojonego.Niedługo zegar wybije północ, czy duch jakiś się zjawi? Czy ten świat jest bez duszy?…Oby Pan złych snów nie miałDłoń Pańską ściskamZakapturzony romantyk

          • Panie Pułkowniku, melduję, że sprawdziłem, co Pan zalecił. Film ma polski tytuł: „Et cetera Pana Pułkownika”. Oprócz de Siki grała w nim Anita Ekberg, a co dla mnie szczególnie istotne rozgrywa się w czasach napoleońskich (a musi Pan wiedzieć, że cesarza darzę estymą i zainteresowaniem niczym Rzecki). Gdybym miał okazję film zobaczyć, to na pewno skorzystam.Wczoraj na „Madame” nie zauważyłem celebrytów, choć sala była pełna i publiczności się podobało. A ja, co sądzę, napisałem. Ciekaw jestem Pan opinii.Odmeldowuję się.

          • Panie Kapralu,jasne jest dla mnie, dlaczego mógłby uwielbiać Kaczyński Le petit Caporal, jak zwano Napoleona z powodu jego mizernej postury.Ale Pana nie rozumiem. Jak rozsądny Polak mógłby kochać gościa, który posłużywszy się nim, zrobił go w bambuko. Natomiast w kwestii scenicznej „Madame” zasadniczo, poza szczegółami, widziałem to co Pan. Jednak opinia moja jest odrębna. Wolę czeski humor w odniesieniu do najgorszych sytuacji, od polskiego żałobnictwa straconych pokoleń. Wolę Szwejka od Kordiana. Podzielam Pańskie zdanie, że adaptacja i realizacja nie mają nic wspólnego z oryginałem, ale per saldo sprawia mi to satysfakcję. Żyłem wtedy i mogę stwierdzić z autopsji,że młodzi wcale nie byli tacy tragiczni, znajdowali dla siebie sposoby ucieczki i wentyle od powszechnej szarzyzny. Dlatego bardzo do mnie nskrócie wypowiada ona wszystko. Myli się Pan jednak, szukając przyczyny fascynacji w tajemniczości Madame. Fascynuje uroda stylu, z jakim nigdy się ta młodzież nigdy dotąd nie zetknęła inaczej niż na fotosach. O przedstawieniu powiem, że nie ma powodu do wstydu. Chociaż dałabym inne filmy oddające klimaty przeszłości. Choćby fragmenty „Niewinnych czarodziejów”, do których pokolenia zalicza się Madame. Mam też inne zatrzeżenia, ale że nie jestem recenzentem, nie będę się nad nimi rozwodził. Ktoś tu na tym forum zażyczył sobie sprawozdań ze spektaklu. Niech sam go obejrzy, jeśli nieleniwy. Ja na przykład do niczyich sądów nie mam zaufania, wolę mieć własny, choćby niedoskonały, ale mój. Pozostaję z szacunkiemLe Madame

          • Szanowny Panie,tamten ktoś, który prosił o relację z natury swej leniwy nie jest. Dlatego na pewno obejrzy spektakl, bo jest nieleniwy, a i teatr lubi oglądać, poglądy wyrabiać — całkiem własne. Nawet tu mogę zdradzić jedną cechę tych trzech iksów, ten ktoś to ona. (Ha!)Jako jednostka nie podległa służbie wojskowej żegnam się zwyczajnie, pozdrowieniem.

          • Moje zamiłowanie do małego kapralu datuje się z czasów dzieciństwa i pozostaje raczej niegroźnym sentymentem. Zgadzam się w kwestii humorystycznej tonacji „Madame” na Woli. Czy decyduje o tym czeskość reżysera? Może. Proszę jednak porównać dwie opowieści o dojrzewaniu i dwóch młodocianych bohaterów – chodzi mi o słynne „Pociągi pod specjalnym…” oraz „Madame”. Właściwie nie ma co porównywać, bo „Pociągi” są genialne, a „Madame” ma pretensje do genialności. Może ten Krofta powinien zrobić Hrabala?Coś mi jeszcze nie pasuje w spektaklu na Woli, co oczywiście jest kwestią subiektywną: jakoś nie bardzo mnie fascynuje tytułowa bohaterka w takim, by tak rzec, scenicznym wcieleniu. Co Pan sądzi jako znawca kobiet?

          • Moje zamiłowanie do Czechów datuje się od czasów, kiedy czytałam o Szwejku, utrwaliło się Hrabalem i przyjaciółmi Czechami. Czeski humor wyzwala, polski dobija, czeski jest po stronie życia, polski po stronie śmierci, nie bez przyczyny nazywa się wisielczy. Nie może a oczywiście spektakl jest śmieszny po czesku, bo reżyser jest Czechem. Oczywiście „Pociągi pod specjalnym nadzorem” spółki Hrabal & Mencel są genialne, a „Madame” spółki Libera&(nie zapamiętałem), niegenialne. Dalsze Pańskie wywody można interpretować prawniczo to znaczy wykręcać kota w wielu kierunkach. Rada, by reżyser lepiej zabrał się za Hrabala, jest wieloznaczna, hm, nawet dwuznaczna wobec autorów spektaklu. Nie będę tu robić analizy, nie jestem „papugą” ani prokuratorem, poza tym Morfeusz mnie woła.Co się tyczy scenicznej Madame, nie jest ona żywą kobietą a wylizaną ikoną wolności politycznej w oczach dojrzewających chłopaków. Mnie w ich wieku fascynowała Gradisca i Anita Ekberg. Tutaj potrzebny jest znawca mężczyzn, który zbadał dlaczego takiemu podoba się taka kobieta a innemu inna. Pana na przykład Madame nie bierze, dlaczego? Bóg stworzyciel to wie, nie ja.Jeszcze męski uścisk dłoni i luluPiernik, dziś młodszy wspomnieniem

          • Co do Czechów zgoda. Miałem taki okres w życiu, że czytałem tylko Hrabala, a wraz z nim innych Czechów. Przechowuję ich we wdzięcznej pamięci i pewnie do tej wspaniałej lektury kiedyś wrócę. Ta sugestia, żeby Krofta zrobił Hrabala jest raczej rzucona od niechcenia. W końcu czy każdy czeski reżyser musi robić Hrabala, zwłaszcza w Polsce? Ahoj

          • W chwilę po zapytaniu, czy świat ma duszę, zagrzmiało ciskając błyskawice. Usłyszał i zagrzmiał…

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.