Jako sygnatariusz listu Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem otrzymałem bodaj tydzień temu mailowe zaproszenie na spotkanie uczestników protestu, które miało się odbyć 28 czerwca w Instytucie Teatralnym. Zaproszenie uzupełnione było informacją: „Podczas spotkania omówione zostaną ostatnie działania samorządów oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego względem teatrów publicznych. Planowana jest także dyskusja na temat dalszych działań ruchu i współpracy z już istniejącymi organizacjami. Obecni będą przedstawiciele ZASP”. Nie mogłem uczestniczyć w spotkaniu, ale byłem ciekaw jego rezultatów. Spodziewałem się, że po zakończeniu zebrania wydany zostanie jakiś komunikat. Byłoby oczywiście doskonale, gdyby można się było zapoznać z protokołem, a wprost idealnie, gdyby spotkanie zostało zarejestrowane w formie audiowizualnej (w końcu w dzisiejszym teatrze nie jest to takie trudne) i zapis udostępniono. Pamiętam, że inicjatorzy listu chwalili się liczbą podpisów (ponad 4 tysiące), domyślam się, że tyle osób nie stawiło się w Instytucie Teatralnym, a chyba wszystkie sprawą są zainteresowane. Niestety jak dotychczas nigdzie nie znalazłem żadnego oficjalnego dokumentu, który zawierałby omówienie zebrania, a przede wszystkim wnioski z niego płynące. Na facebookowym profilu sygnatariuszy listu, który jest chyba jedynym źródłem informacji, znalazło się podziękowanie za liczne przybycie oraz link do relacji ze spotkania, którą opublikowała Polska Agencja Prasowa. Nie wiem, czy należy rozumieć, że depesza ta oddaje stanowisko inicjatorów ruchu? Jeśli tak, to chyba sporo trzeba jeszcze wyjaśnić.
Z informacji PAP wynika, że tematem zebrania stała się współpraca sygnatariuszy listu ze Związkiem Artystów Scen Polskich. Prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz zachęcał do wstępowania do stowarzyszenia w nadziei, że nowi, aktywni członkowie ożywią i wzmocnią organizację. Liderzy ruchu (sądząc przynajmniej z zacytowanych wypowiedzi Moniki Strzępki i Jacka Poniedziałka) odpowiedzieli pozytywnie na propozycję Łukaszewicza, widząc w niej szansę na instytucjonalizację swoich działań. Wiadomo, że już nie jedna inicjatywa społeczna rozbiła się o prozaiczne kłopoty związane z brakiem siedziby, adresu, pomocy biurowej etc. ZASP tym wszystkim dysponuje – ma wprost doskonałe warunki materialne. Przede wszystkim jednak pozostaje formalnie wciąż najważniejszą organizacją środowiska teatralnego, cierpiąc wszak od lat na problem niereprezentatywności. Rozumiem, że na spotkaniu wyrażono wzajemne intencje, ale czy określono konkretny plan i kalendarz działań? Czy inicjatorzy protestu oficjalnie apelują do jego zwolenników o zapisywanie się do ZASPu i to ma być krok do realizacji postulatów wyrażonych w liście? Załóżmy, że apel poskutkuje. I co dalej? Prezes Łukaszewicz zapowiedział zwołanie nadzwyczajnego zjazdu, ale kiedy i co ma się na nim stać? Dojdzie do wymiany kadry działaczy? Czy Olgierd Łukaszewicz dopuszcza możliwość ustąpienia ze stanowiska i poparcie np. Moniki Strzępki na fotelu prezesa ZASP? Mniejsza jednak o personalia. Politycy zawsze przy takich okazjach mówią, że najważniejszy jest program. Czy taki program łączący ruch Teatr nie jest produktem… i ZASP w ogóle jest dyskutowany? Czy jest szansa, by były wypracowane jakieś konkretne postulaty i priorytety działania? Jaką rolę ma odegrać powstała już komisja do spraw monitorowania teatrów publicznych przy ZASP, której członkami w przeważającej mierze są liderzy ruchu (swoją drogą w jaki sposób wybrani?). Na stronie internetowej ZASP nie znalazłem żadnej informacji na temat tej komisji – więc nie wiadomo, czy stowarzyszenie traktuje ją poważnie.
Osobną kwestią pozostaje sprawa przedstawicielstwa ruchu. Rozumiem, że inicjatywa nie ma formalnych władz, skoro nie posiada struktury organizacyjnej. Ale czy na tym spotkaniu w Instytucie Teatralnym nie można było powołać kogoś w rodzaju rzecznika, który przynajmniej służyłby informacjami o działaniach sygnatariuszy? I sformułowałby oficjalny komunikat po spotkaniu?
To wszystko są sprawy ważne, które trzeba rozstrzygnąć, jeśli mamy ten ruch powstały w marcu traktować poważnie i nie utopić go w środowiskowych animozjach (do czego już zresztą nie jest daleko). O ile pamiętam, ponad dwa lata temu zrodziła się inicjatywa młodych twórców teatru, którzy również zgłaszali rozmaite postulaty, wiele zapowiadali. Nie wiem, czy dzisiaj oni sami coś z tego pamiętają.
Zwróciłbym też uwagę na drobny fakt. List Teatr nie jestproduktem… podpisało jak wiadomo 4 tysiące osób – tę lakoniczną informację o spotkaniu w Instytucie Teatralnym, używając języka facebookowego, „zalajkowało” siedem osób i nikogo, jak na razie, nie skłoniła do komentarza.
(…) Partnerzy pasują do siebie, jak wół do karety, ponieważ ci drudzy podjęli działania rzekomo reformujące to, co przez lata psuli ci pierwsi: ustawę, uprzywilejowanie związkowych krów niegrających, reprezentację aktorów etatowych przeciwko reszcie świata…”ZASP uchodził dotąd za ostoję konserwy i organizację walczącą o zachowanie status quo” – pisze Pawłowski, i nie wiem skąd bierze czas przeszło-radosny?”Ta zasłużona organizacja umiera” – to też wiemy, ale moim zdaniem jej problemem nie jest wiek członków i reprezentatywność, tylko brak WIARYGODNOŚCI. Niegodne zachowania niektórych prominentnych członków (np. w komisjach konkursowych, np. w Poznaniu, np. w Łodzi), którzy bez szemrania podpisywali komunikaty za ustawionymi kandydatami: ofiarą tego mechanizmu padł nawet sam Prezes (trzeba publicznie stwierdzić, że ostatnio w Białymstoku takiej grze przeciwstawił się skutecznie Staszek Biczysko, i to pierwszy znak tego o czym piszę: dbania o przyzwoitość).Ale pobudki ZASPu są jasne. Zupełnie nie są jasne pobudki „aktywistów”. Aktywistów czego? Reprezentantów kogo?Przypominam: list był anonimowy, apele do władzy – też, choć w sposób sprzeczny z prawem i faktami były podpisane „sygnatariusze”. Twierdzę, że nie ma żadnych „czterech tysięcy”, ponieważ ludzie podpisywali się w odruchu solidarności nie wiedząc, o co chodzi, a potem masowo wypisywali, lub machali ręką (poczytajcie Joannę Szczepkowską – także w sprawie działania zaspu).Tych, którzy, tak wczoraj, jak i dzisiaj, biegają do telewizora NIKT NIE WYBRAŁ – nie upoważnił do niczego, więc wstępują i monitorują sami siebie…Ilu ich (sekretarz Pożarowszczyk, pełniący tu funkcję psa łańcuchowego, policzy, ilu wstąpiło, ilu się rozstało i opublikuje wyniki, nieprawdaż)?Zresztą, co by z tego wstąpienia miało wynikać? ZASP ma chronić interesy aktorów etatowych, a „buntownicy”, aby był dla nich jeszcze większy dostęp do pieniędzy. Gdzie w tym wspólnota celów?ZASP nie akceptuje procedury wyboru kandydata na dyrektora, której tamci pozornie się domagają – więc Kraszewski ogłasza postępowanie, a nawet program, czyli to, o czym napisali buntowszczycy – i wynik jest taki sam (zresztą d o b r y , co trzeba paradoksalnie podkreślić) i NIC SIĘ NIE ZMIENIA: obowiązujące prawo nie jest dotrzymane. A nawet gorzej, bo listonosze występują od roku (pamiętacie listy młodych twórców), a władza z udziałem ZASP (kaprysi przy ustawie, ale podpisuje) robi swoje pozorując rozmowy i konsultacje (np. przy uchwalaniu PRK w stolicy)… Status quo zyskuje legitymizację.Więc, dla „przełomu” i „otwarcia” (bo nie chodzi o wejście do salonu?) trzeba nowych metod!Nie n o m e n k l a t u r o w e j spółki bez odpowiedzialności, a RUCHU obywatelskiego (na wzór ACTA) skupiającego ludzi o różnych światopoglądach, różnych temperamentach i działających od dołu – artykułującego autentyczne potrzeby obywateli nie aktywistów; potrzeba demokracji przedstawicielskiej i akcji bezpośredniej (szkoda, że ta „lewicowość” jest taka pozorowana i nieoświecona, bo powinni wiedzieć lepiej, jak to się robi).To jest robota do wykonaniawww.jacekrzysztof.blog.onet.plna facebooku:TEATR (PO)WINIEN BYĆ DOBRYM PRODUKTEM, A WIDZ KLIENTEM NIEPOZBAWIONYM SWOICH PRAW”.
Wojtku, jak zwykle trafiasz w „przysłowiową dziesiątkę”. Wypunktowałeś wszystkie niejasności i sprzeczności, które swoimi działaniami wywołuje ruch, związek oraz komisja do spraw. Przydałoby się jeszcze, żeby ktoś zwrócił uwagę Jackowi Poniedziałkowi, że jako członek poważnej komisji związkowej powinien wygłaszać opinie bardziej oparte na faktach (to co ostatnio mówi o działaniach ministra kultury budzi bardzo mieszane uczucia). Pozdrawiam z obczyzny.
Bardzo dziękuję. Co do Poniedziałka – zgoda. Jacek tłumaczy się, że jako aktor wypowiada się emocjami. Ale niestety nie służy to sprawie. Rozumiem, że można nie lubić obecnej władzy, są pewnie ku temu różne powody, można uważać, że lepszym ministrem kultury byłby Waldemar Dąbrowski, ale jeśli coś chce się zrobić konkretnego, to niestety trzeba gadać z władzą – tą, która jest i z ministrem, który jest (w końcu z demokratycznego nadania). I przekonywać siłą argumentów, a nie strojeniem min. Pozdrawiam
Specyfika ruchu obywatelskiego jakim jest inicjatywa „Teatr nie jest produktem …” powoduje, że po informacje o działaniach tej niesformalizowanej grupy jej uczestnik musi się często sam pofatygować choć odrobinę. Jednym z większych problemów jakie napotykamy w swoich działaniach jest właśnie fakt, że ogromna część z 4 tysięcy sygnatariuszy czeka, aż jacyś bliżej nieokreśleni liderzy „coś zrobią”, wszystko „jakoś zorganizują”. Pytania, które pan stawia i problemy, które pan zauważa są często zasadne ale nie ma wśród nas wybranego koordynatora działań ani rzecznika i wszystko co się dzieje, dzieje się tylko dlatego, że ktoś, komu nikt za to nie płaci i nikt nie formułuje obowiązków poświęcił chwilę i napisał tekst, wysłał maila, zorganizował sale … etc. Główną platformą komunikacji jest obecnie grupa mailngowa, do której pana i wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszam. Można tam zadać pytania lub zainicjować działania. Można też zobaczyć kto co dotychczas pisał i co się działo.Proszę o wysłanie wiadomości z prośbą o dodanie do grupy mailingowej i swoim adresem na stronę facebookową „Teatr nie jest produktem …”.Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia.