Po meczu

Powinienem dzisiaj opisać to, co się zdarzyło wczoraj wieczorem. Ale nie potrafię tym razem zrobić tego tak detalicznie jak piątkową inaugurację. Wtedy obserwowałem wszystko z wytężoną uwagą, ciekawiły mnie szczegóły, nawet z pozoru nieistotne. Ale wczoraj liczyły się tylko emocje – nieprawdopodobny stan napięcia, który mi się udzielił, choć przecież niejeden ważny mecz widziałem. Oczywiście na stadionie atmosfera była szczególnie naelektryzowana – przy tym wbrew temu, co działo się na ulicach pozbawiona złowrogich elementów. Nie ma co ukrywać: Euro na stadionie narodowym nie oglądają kibole z żylety Legii. Te pięćdziesiąt parę tysięcy ludzi pewnie było reprezentacją „lepszej” Polski, mniej sfrustrowanej, tym samym pozbawionej chorej agresji. Owszem hymn rosyjski został wygwizdany, ale być może była to także reakcja na wielką flagę, którą rosyjscy kibice rozwinęli w swoim sektorze. Zresztą trochę groteskowo wyglądał ten komiksowy obraz Dymitra Pożarskiego z podpisem: This is Russia. Polacy mogli odpowiedzieć wyśpiewanym na całe gardło Mazurkiem Dąbrowskiego. Ale w trakcie całego meczu nie było ani jednej przyśpiewki, ani jednego skandowanego hasła zwróconego przeciwko Rosjanom. Ich kibice siedzieli zresztą również wśród Polaków i chyba nikt z nich nie spotkał się z niesympatycznymi gestami. A propos haseł – najbardziej mnie rozbawiło, gdy gdzieś po 60 minucie meczu kibice zaczęli wołać pod adresem trenera Smudy: „Dawaj zmiany”.

Przez obie połowy meczu nie usiedliśmy ani razu, co jednak zdarzało się w piątek. Doping był intensywniejszy. Nie osłabł, gdy straciliśmy bramkę, choć gdzieś z tyłu głowy pojawiło się to okropne przeczucie, że może znowu skończy się tym, co zwykle. Przebieg drugiej połowy, fantastyczny gol Błaszczykowskiego, wreszcie wynik końcowy sprawił jakąś ogromną ulgę. Że jednak nie stało się to, czego można było się spodziewać. Że ta niezwykła zabawa (choć czy to rzeczywiście jest tylko zabawa?) trwa nadal. Że może emocje jeszcze wzrosną (choć trzeba realnie ocenić, że nasza drużyna ma wciąż wiele słabości). Nie daliśmy się pokonać Ruskim, co podtrzymało narodowe morale, a to również było stawką tego meczu.

Zapewne ludziom o chłodnych umysłach wszystko to może wydawać się głupie, śmieszne, naiwne, wprost dziecinne. Oczywiście, że futbol oddala od rzeczywistości, tak jak każda używka. Ale emocje, które mecz wywołuje, są prawdziwe. Gdy widzimy piłkarzy swojej drużyny atakujących bramkę przeciwnika ogarniają nas autentyczne dreszcze podniecenia. Tak samo rzeczywisty jest strach, gdy atak sunie na naszą bramkę. Jedno i drugie odczuwaliśmy wczoraj ponad zwykłą miarę.

Kiedy późnym już wieczorem wróciłem do domu obejrzałem ten mecz jeszcze raz w telewizji. Myślałem, że będę mógł go oglądać na spokojnie, porównując wrażenie ze stadionu z przekazem telewizyjnym. Ale emocje nadal żyły.


952 odwiedzin

3 Comments

  1. Po dzisiejszym meczu wolę zdecydowanie zostać przy teatrze. Przynajmniej tak się nie frustruję. Ale muszę też przyznać, że o ile mecz otwarcia i dzisiejszy z Czechami oglądałam „jednym okiem”, o tyle we wtorkowy mecz z Rosją bardzo się kolokwialnie rzecz ujmując „wkręciłam”. I wreszcie zrozumiałam, co to jest spalony i dlaczego wszyscy piłkarze biegają z jednej połowy boiska na drugą… Pozdrawiam serdecznie ;)

    Reply

    • To miłe, co Pani pisze. Chyba bardziej od porażki frustrująca jest satysfakcja tych, którzy krytykują Euro i teraz cieszą się, że zabawa się popsuła.

      Reply

      • Nie wydaje mi się, żeby było wiele takich osób. Taką przynajmniej mam nadzieję. Nie ma też chyba ” żałoby narodowej”, ale trochę żal…

        Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.