Przed meczem

No więc było tak: o trzeciej z Radkiem – kompanem od oglądania piłki, z jego synkiem Jasiem ruszyliśmy na mecz. Jeszcze przed wyjściem sprawdzanie, czy mamy bilety, bo jakbyśmy o nich zapomnieli… Mieliśmy na sobie te same biało-czerwone koszulki: Jasio trochę za dużą, ja trochę za małą, Radek w sam raz. I szaliki. Zanim doszliśmy do stacji Racławicka już zaczęło padać. W metrze sporo ludzi, ale można było wejść. W centrum jedni kierowali się pod Pałac, drudzy w stronę stadionu. Gadżeciarze zaczepiali, by kupić a to nakrycia głowy w przeróżnych fasonach, a to szaliki, a to farbki do malowania. Myśleliśmy, że będziemy musieli iść na nogach, ale okazało się, że jeździły i autobusy, i tramwaje. Ponieważ już mocno padało, więc autobus nas uratował. Opowiadałem chłopakom, jak byłem na ostatnim meczu Polski na stadionie X-lecia. W 83 roku wiosną graliśmy z Finlandią. Był remis 1:1, a Janas strzelił samobójczą bramkę. Do dziś mam to w oczach. Dwa miesiące później byłem na stadionie na mszy papieskiej. To była tak naprawdę wielka manifestacja przeciwko Jaruzelskiemu. Później jeszcze lubiłem czasami przyjechać na stadion i posiedzieć samemu na trybunach – wtedy to były zwykłe, drewniane ławki, które coraz bardziej niszczały. Wielki, pusty stadion ma coś w sobie niepowtarzalnego. Jak pusty kościół. W latach 90. stadion już nigdy nie był pusty. Zamienił się jak wiadomo w gigantyczny bazar. Pracowałem wtedy w redakcji Teatru, która mieściła się przy Jakubowskiej, uliczce biegnącej tuż przy Rondzie Waszyngtona, mogłem więc stale obserwować ludzi z charakterystycznymi płóciennymi torbami spieszącymi, by uprawiać nowy sport. No a dzisiaj jedziemy na pobudowany stadion narodowy, by uczestniczyć w otwarciu Mistrzostw Europy w piłce nożnej.

Radek nie sprawdził którędy mamy wejść. Poszliśmy więc od strony Wisły. Pod wiaduktem się zatrzymaliśmy, bo już lało jak z cebra. Minęliśmy wejście VIP-owskie. Zobaczyliśmy jadący autobus z napisem: Greece. To przyjechali greccy piłkarze. W końcu za nowym dworcem Stadion znaleźliśmy bramę wejściową. Było około czwartej. Ludzi sporo, ale pierwsza kontrola biletów zajęła tylko chwilę. Później druga razem z macanką i już byliśmy na terenie. Trzeba było jeszcze znaleźć wejście do naszego sektora: RED, Gate 16, Block D19. Tu bilety sprawdzał elektroniczny czytnik, który pozwalał przejść przez metalową bramkę. I byliśmy już w środku.

Pierwsze wrażenie jednak imponujące. Ogrom trybun z kolorowymi krzesełkami, a jednocześnie boisko wydaje się być blisko, dobrze widoczne z każdego miejsca. Zasłonięto dach, więc właściwie całość wyglądała jak gigantyczna hala. Oczywiście zrobiło się przez to parno. Pod kopułą znajdowały się cztery wielkie monitory, na których transmitowane były już obrazy ze stadionu, przygotowań, reklamy i Michała Figurskiego, który był kimś w rodzaju wodzireja stadionowego.

Nim znaleźliśmy swoje miejsca stanęliśmy jeszcze w kolejce do baru, by kupić coś do picia. To był oczywiście bar z produktami firm sponsorów. Szło trochę wolno, bo dziewczyny sprzedające przelewały napoje z butelek do plastikowych kubków. Pół litra wody 8 zł. Ta część usługowa wyglądała trochę jak w galeriach handlowych: przestronnie, dość wygodnie. W końcu zeszliśmy do swoich miejsc. Siedzieliśmy niziutko, w trzecim rzędzie, właściwie w rogu boiska, kilka metrów i mógłbym bić korner. Moje miejsce było pierwsze przy przejściu, zatem nikt nie zasłaniał widoku. Pewnie lepiej byłoby siedzieć wyżej, byłby lepszy ogląd całości, ale z drugiej strony wiele rzeczy widać było z bliska.

Było po czwartej, gdy Figurski zapowiedział, że za chwilę na boisko wejdą nasi piłkarze. Zrobił się tumult. I rzeczywiście pojawili się: w ciemnych garniturach, wyglądali nawet elegancko, ale trochę jak grupa żałobników. Tym bardziej że weszli jakoś powoli jakby onieśmieleni tym, co widzą. Oczywiście ludzie śpiewali: Polska biało-czerwoni, bili brawo, piłkarze odwzajemniali pozdrowienia. Do bramki tej blisko nas podszedł Szczęsny, rozejrzał się po polu karnym, kibice krzyczeli: Wojtek, Wojtek.

Korzystając z wolnej chwili zacząłem wysyłać smsy. Drewniak odpisał: „Drzyj się. Musimy wygrać”. Oczywiście podstawowym zajęciem wszystkich właściwie ludzi było robienie sobie zdjęć. Ustawiali się, pozowali, stroili miny. Co chwilę byłem proszony, żeby komuś pstryknąć, bo jak wiadomo ten, kto robi zdjęcia sam na nich nie może być, a przecież chciałby być uwieczniony ze swoim towarzystwem.

Figurski nadal prowadził konferansjerkę. Zachęcał do przećwiczenia meksykańskiej fali, co wszyscy wykonali z ochotą. W pewnym momencie zapowiedział Koko Euro Spoko. Piosenka się zaczęła i rozległy się gwizdy. Ale część ludzi kołysała się do rytmu. Była też grecka piosenka – ich hymn na Euro.

W końcu na rozgrzewkę wyszli piłkarze. Najpierw Grecy. Przywitały ich gwizdy razem z brawami. Potem nasi już nie w garniturach. Więc znowu wzmożony entuzjazm.

Figurski odliczał czas do rozpoczęcia uroczystości otwarcia. W pewnym momencie na boisku pojawiła się duża grupa na czarno ubranych chłopaków, stanęli wzdłuż linii autowej. Piłkarze zeszli z rozgrzewki, a chłopcy zaczęli rozwijać wielkie błękitne płótno, które w całości przysłoniło boisko. Na wielkich monitorach pojawiła się informacja: 3 minuty do uroczystości otwarcia Euro. Było około w pół do szóstej.

Cdn.

 

 

521 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.