Przy okazji 20 rocznicy śmierci Tadeusza Łomnickiego uświadomiłem sobie, że on zmarł w wieku 65 lat. To właściwie brzmi niewiarygodnie, ale to fakt. Gdyby nie chore serce wielkiego aktora moglibyśmy w tym roku obchodzić jego 85-lecie. On mógłby nadal grać. Na chwilę spróbujmy sobie wyobrazić, co by Łomnicki robił, gdyby żył?
Czy grałby w teatrze Krzysztofa Warlikowskiego?
Czy grałby w Teatrze Polonia Krystyny Jandy?
Czy wystąpiłby w roli pacjenta w serialu Na dobre i na złe?
Czy zagrałby w pierwszym polskim filmie 3D w reżyserii Jerzego Hoffmana?
Czy wszedłby w skład komitetu honorowego jakiejś partii lub polityka startującego w wyborach?
Czy wystąpiłby w programie Moniki Olejnik Kropka nad i?
Czy uczyłby aktorstwa i gdzie?
Czy nadal uważalibyśmy go za największego aktora?
To są oczywiście pytania retoryczne. Ale odpowiedzi na nie służą również refleksji o tym, kim my jesteśmy bez Tadeusza Łomnickiego?
Sądzę, że z Krzysztofem Warlikowskim byłoby Tadeuszowi Łomnickiemu po drodze, zważywszy na to, że ten inscenizator daje aktorom wspaniałe pole także do indywidualnego popisu. Łomnicki zaś na pewno umiałby z takiej możliwości skorzystać. Warto też zwrócić uwagę, że obecnie z Krzysztofem Warlikowskim – ku ogromnej satysfakcji nas-widzów – wspólny język znajdują również najlepsi uczniowie Tadeusza Łomnickiego.
Tak, to jest do wyobrażenia.