Na urodziny Krystyny Jandy

Krystyna Janda zagrała tyle wspaniałych monodramów, począwszy od Białej bluzki przez Shirley Valentine, Kobietę zawiedzioną, Małą Steinberg, Ucho, gardło, nóż, Danutę W. po Zapiski z wygnania. Na swoją urodzinową premierę też wybrała formę monodramu czy dokładniej: stand up’u, ale wypełniła ją tym razem opowieścią o własnym życiu. Był to pomysł genialnie naturalny.

Dotychczasowe role robiły wrażenie, ponieważ aktorka nasycała je prawdą własnych emocji i naznaczała siłą swojej osobowości. W tej najnowszej premierze sama stała się rolą na scenie swojego teatru – rolą Krystyny Jandy, może najlepszą, jaką przyszło jej wykonać. Bo Janda nie jest tylko aktorką. Nawet gdybyśmy powiedzieli, że jest wybitną aktorką, to jeszcze byśmy jej nie zdefiniowali w pełni. Trzeba by raczej mówić o fenomenie Jandy, który wyraża się przez aktorstwo, ale działa też samą jej obecnością.

Trudno jest streszczać opowieści i anegdoty, które opowiada aktorka, podczas urodzinowego spektaklu. Spisane oczywiście są nadal zabawne (jak wspomnienie o gosposi Honoracie, które zamieściła dzisiejsza „Gazeta Wyborcza”), ale życia nabierają tylko wypowiedziane przez Krystynę Jandę, z jej emocjami, z jej śmiechem i z jej wzruszeniami. A te emocje natychmiast udzielają się widowni, bo dotykają spraw, które wszystkim są bliskie. Rozumiemy dobrze, gdy aktorka mówi o swoich lękach płynących z dzisiejszej rzeczywistości, podzielamy złości, ale też słuchając Krystyny Jandy czujemy się mimo wszystko mocniejsi.

Agnieszka w Człowieku z marmuru jak pamiętamy była dziewczyną w dżinsach, w nieustannym biegu. Pani Krystyna w swoim urodzinowym monologu stoi w eleganckiej sukni na scenie blisko dwie godziny. W tej statycznej z pozoru sytuacji jest też wielka siła. Tak wielka, że publiczność nie ma wrażenia upływu czasu. Występ kończy evergreen Franka Sinatry My Way, który w interpretacji Krystyny Jandy jest jeszcze jednym dowodem na prawdziwość stwierdzenia profesora Aleksandra Bardiniego: co aktor nie może powiedzieć, powinien wyśpiewać. Ten finał jest pięknie zaaranżowany, choć chciałoby się, aby jeszcze nie wieńczył wieczoru z Krystyną Jandą.

Czasami o niektórych osobach mówi się, że gdyby ich nie było, to trzeba by je wymyślić. Trudno w ogóle sobie wyobrazić, że Krystyna Janda by się nie urodziła i moglibyśmy jej nie poznać. Ale całkowicie niemożliwe jest, abyśmy potrafili tę akurat aktorkę i kobietę wymyślić. Jaki scenarzysta czy dramatopisarz miałby taką inwencję, by napisać jej historię? To ona stworzyła samą siebie jako jedyną i niepowtarzalną. Krystyna Janda jest geniuszem czegoś, co nazywamy sztuką i czymś jeszcze więcej: cudem życia. Możemy tylko do szczęścia, które nas spotkało, dodać to, że Krystyna Janda urodziła się dla nas. Niech to szczęście trwa.

946 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.