Werdykt jury Feliksów Warszawskich, ogłoszony wczoraj w hotelu Bristol, chyba w pozytywny sposób zaskoczył. Nagrodzono przede wszystkim teatralną młodzież i pewnie słusznie, choć można domniemywać, że nie kryterium wieku decydowało o wyborze laureatów. Niejaką sensację sprawiła nagroda za reżyserię dla twórców spektaklu Kompleks Portnoya w Teatrze Konsekwentnym. Wygrać w tej kategorii z samym Jerzym Jarockim to nie bagatela. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej aż dwa Feliksy (bo również za debiut) powędrowały do teatru nieinstytucjonalnego, co dobrze świadczy o jury, które wyszło poza swoje opłotki. Inna rzecz, że gdyby nie spektakle Teatru Narodowego oraz przedstawienie Sztuki bez tytułu w Teatrze Współczesnym, to nie byłoby większości nominowanych i nagrodzonych. Bracia Englertowie ratowali honor stołecznych scen.
Czy kogoś nie doceniono? Z pewnością. Ale takie jest prawo nagród w dziedzinie tak niewymiernej. W regulaminie Feliksów być może to i owo należy zmienić (np. nagroda za debiut powinna być rzeczywistą nagrodą za pierwszą rolę, bo debiut jest tylko jeden albo jeśli tak jak obecnie nagradza się aktorów za role zagrane w ciągu trzech lat od wejścia na scenę, to po prostu powinna to być nagroda dla młodych aktorów). Nie zmieniałbym jednak generalnej zasady Feliksów, że są to nagrody przyznawane przez środowisko teatralne Warszawy. Bo one też mówią, jakie to środowisko jest, jakie hierarchie tworzy, co się dla niego liczy. Dobrze jest to wiedzieć, nawet jeśli wybory miałyby budzić kontrowersje.
Z pobytu na gali zanotowałem:
Wojciech Malajkat z wdziękiem prowadził konferansjerkę. Może ten talent należałoby spożytkować dla dobra Teatru Syrena?
Basia Osterloff jako przewodnicząca jury przedstawiła werdykt z takim taktem, że chyba nikomu do głowy nie przyszło kwestionowanie wyboru laureatów.
Waldemar Dąbrowski, który otrzymał Super Feliksa za swoje zasługi, przemawiał tak jakby wciąż pamiętał, że był ministrem kultury.
Na sali widziany był kandydat na prezydenta Warszawy, Czesław Bielecki. Nie słyszałem jednak by składał jakieś obietnice wyborcze.
Jerzy Jarocki swój list do uczestników gali zakończył zwrotem do fundatora nagród, prezesa Allianzu Pawła Dangla: „dasz wór”.
Jan Englert w rozmowie kuluarowej jak zwykle narzekał na krytykę teatralną. Kiwałem głową ze zrozumieniem.
Iwan Wyrypajew wystąpił w gustownym nakryciu głowy, ale Karolina Gruszka i tak bardziej zwracała uwagę.
Przekonałem się ponownie, że urok Kai Stępkowskiej łagodzi moje pretensje do jej dyrektora.
Tomek Mościcki opowiedział mi dowcip, którego nie zrozumiałem oraz kolejny raz zapowiedział rozstanie się z teatrem.
Wiceprezydent miasta Paszyński życzył środowisku teatralnemu Warszawy: oby tak dalej. Środowisko sądzi jednak, że chyba tak dalej być nie może.