Najnowszy numer „Pamiętnika Teatralnego” przypomina o 60-leciu pisma. Oczywiście jednym z bohaterów zeszytu jest prof. Raszewski, który kwartalnikowi poświęcił 40 lat pracy. Profesora wspomina Janusz Degler, a o jego relacjach z Grotowskim pisze Zbigniew Osiński. Grotowskiego i Raszewskiego bardzo wiele różniło – to były zupełnie odmienne osobowości, dzielił ich światopogląd i stosunek do sztuki, ale jak twierdzi Osiński: „Nie przeszkodziło im to jednak w nawiązaniu istotnej ludzkiej relacji. Podkreśliłbym zwłaszcza ich konsekwentne dążenie do bezinteresowności tej relacji, którą obaj uważali za podstawę prawdziwej sztuki i prawdziwego badania”. Słynna jest historia, dokładnie zrelacjonowana przez Osińskiego, jak Raszewski wraz z Bohdanem Korzeniewskim przyjechali do Opolu w delegacji, która miała ocenić działalność Teatru 13 Rzędów wobec zarzutów, z jaką się spotykała. Ta wizyta w dużej mierze ochroniła Grotowskiego – artysta zresztą był bardzo wdzięczny za okazaną pomoc. Jeśli z czasem zainteresowanie Raszewskiego Grotowskim osłabło, to chyba przyczyny należy szukać w nieufności, jakiej nabrał do parareligijnych poszukiwań artysty. Przecież Apocalypsis cum figuris nazwał „majakami o zakroju czarnej mszy”. Osiński przypomina, że Raszewski po 1964 roku nie zamieścił w „Pamiętniku Teatralnym” ani jednego tekstu o Grotowskim i Teatrze Laboratorium. „W tym miejscu trzeba postawić trudne i niewygodne pytanie: czyżby jego słynny ‘obiektywizm’ i ‘bezstronność’ kończyły się dokładnie w tym punkcie, w którym wchodziły w konflikt z jego własnymi przekonaniami oraz ich uwarunkowaniami?”. Trudno jest oczywiście odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się czegoś nie zrobiło? Czy zresztą zaniechanie wobec Grotowskiego tak bardzo obciąża Raszewskiego? Przecież sam artysta w pewnym momencie ustawił się poza granicami refleksji o teatrze, które respektował „Pamiętnik Teatralny”. Czy można sobie wyobrazić, że Grot opublikowałby w „PT” jakąś swoją wypowiedź, gdyby nawet Raszewski o to usilnie zabiegał?
Ten jubileuszowy numer „Pamiętnika” przynosi także wybór korespondencji Raszewskiego z Jerzym Gotem – wybitnym historykiem teatru, którego Raszewski wprowadzał do tej nauki, a z którym połączyła go silna więź przyjaźni. Czytałem tę wymianę listów z zaciekawieniem zwłaszcza w tych fragmentach, w których Raszewski udziela Gotowi porad stylistycznych. Są to czasami szczegółowe wskazówki: „Stosuje Pan mianowicie szereg wyrażeń zaczerpniętych z tego strasznego żargonu, którym trują nas codziennie nasi niedowarzeni (jaka to łagodna ocena!) dziennikarze. ‘Podejście do sprawy’ (rusycyzm), to grzech śmiertelny przeciw duchowi języka polskiego. Podejście znaczy po polsku tylko podchodzenie kogoś (okpienie), albo zbliżanie się (w przestrzeni), stosowanie w innych znaczeniach jest nieznośnym chwastem na skądinąd zresztą również niechlujnie uprawianej grzędzie naszych dzienników. ‘Wydaje się być’ – łacina! Po polsku po prostu: ‘wydaje się, że’. ‘Nie to, a to’ – rusycyzm, po polsku: ‘Nie to, lecz to’”. W innym liście Raszewski formułuje taką uwagę: „Dokładne dopasowanie stylu nie tylko do temperamentu autora, ale i do treści pracy, to idea wszelkiego pisarstwa” i dalej: „Nie namawiam Pana (niech mnie Bóg broni) na błyskotliwość snobów. Ale marzę o tym, żeby tej hołocie wytrącić jedyną broń z ręki, jaką jeszcze przeciw nam mają – naszą ‘hermetyczność’. Sprawy, którymi się zajmujemy, to niesłychanej wagi sprawy żywych ludzi. Piszmy więc o ludziach po ludzku”.
Ten ostatni postulat dedykowałbym autorce artykułu otwierającego numer „Pamiętnika Teatralnego” rozważającej, jaka powinna być dalsza rola pisma. Tylko mały fragment wywodu: „Wielki Podział sprawił, że jedynym sposobem zrozumienia przeszłości było zerwanie z nią. Taka podwójność zerwania/zachowania widoczna jest także w twórczości Schillera, co zmienia laminarny przepływ czasu historii na turbulentny, z różnymi wirami i meandrami, a ‘Pamiętnikowi’ nadaje waloru starej antropologicznej matrycy kulturowej, akcentującej jego sprzeciw/obojętność wobec zabsolutyzowanej rzeczywistości wielu ‘R’ – rynku, rozproszenia, rozpadu, relatywizmu, różnicy, reprodukcji (przemysłowej i masowej), reifikacji, rewolucji (naukowych, technologicznych, konsumpcyjnych, ideowych i wszelakich innych)”.
Raszewski też na R.
Wracając jeszcze do korespondencji z Gotem. W liście datowanym 21 II 1972 roku Raszewski wspomina o studentce, która opracowuje portret historyczny w aktorstwie Junoszy. W nawiasie kwadratowym dopisano nazwisko: Jolanta Kowalska. Znając zdolności Joli jestem gotów wierzyć, że biografią Junoszy Stępowskiego zajmowała się mniej więcej 15 lat przed ukończeniem studiów na Wydziale Wiedzy o Teatrze, ale chyba w tym przypadku albo nastąpiła pomyłka w datowaniu listu, albo jednak Raszewskiemu chodziło o kogo innego.
Dosyć znamienne wydaje mi się, że w tym jubileuszowym numerze „PT” zamieszczono także skądinąd interesujące wspomnienie Danuty Kuźnickiej o prof. Grzegorzu Since. O ile mogę sądzić, Sinko ze swoimi teoretyczo-teatralnymi zainteresowaniami był na antypodach tego, czym zajmowała się i czemu hołdowała redakcja „PT”. Autorka przypomniała pośród licznych zatrudnień Sinki jego współpracę z „Teatrem” – w latach 1970-88. Warto pamiętać, o czym Kuźnicka nie napisała, że Sinko publikował regularnie w „Teatrze” omówienia spektakli Teatru TV. To taki, jak to określano w „Pamiętniku Teatralnym”: przyczynek do portretu.
Nie zdążyłem jeszcze przeczytać tekstu Agnieszki Koecher-Hensel pt. Villa dei misteri. Andrzeja Kreutz Majewskiego biografii część pierwsza. Jako nieodwzajemniony miłośnik biografii twórców polskiego teatru powojennego zrobię to jednak z przyjemnością. A jeśli miałbym swoje życzenia złożyć redakcji „Pamiętnika Teatralnego” z okazji jubileuszu pisma, to miałbym dwa:
– niech historia teatru opowiadana przez pismo nadal będzie przede wszystkim historią ludzi;
– i proszę koniecznie nie zapominać o tym, o co dopominał się prof. Raszewski: „Piszmy więc o ludziach po ludzku”.
A poza tym: ad multos annos!
Powieje nudą, ale moje wrażenia z lektury podobne są do Twoich.
Korespondencja Raszewskiego i Gota pyszna. Sporo rzeczy wartych wynotowania, by powtarzać znajomym.
W sprawie Jolanty Kowalskiej – wydaje mi się, że ZR musiał mieć na myśli słuchaczkę powołanego w 1971 roku Studium Teatralno-Literackiego PWST, a „Żywot Osterwy” Szczublewskiego ukazał się w 1971. (Ostatecznie tom czeski PT ukazał się w 1989 roku – ale już w l. siedemdziesiątych redakcja czyniła starania o jego przygotowanie)
W artykule prof. Ratajczakowej z dziką radością wyczytywałem wszystkie szpilki wymierzone w „wiedzę o teatrze” jako oficjalną, nadającą się do wymiany nazwę teatrologii (wiedzę, więc nie naukę). Ale to mój złośliwy charakter.
Teraz ciut poważniej: Jeśli trochę mnie irytuje nawoływanie o wewnątrzpamiętknikowe „dyskusje warsztatu”, „negocjacje jaką historię (historie) chce reprezentować”, bo mam wrażenie, że ostatnio za dużo czasu poświęca się metodzie badań teatru, a mało czasu zostaje na sam teatr.
Aliści na łamach PT zabrakło gruntownej dyskusji nad książką Dariusza Kosińskiego. I w ogóle jego nieobecność na łamach PT – wobec dorobku historycznoteatralnego – „jakaś taka” zastanawiająca.
Paweł, ale Ty jesteś szybki Bill. Przeczytał wszystko, skomentował od razu. A skąd Ty to wszystko wiesz? Tym czeskim numerem „PT” toś mnie zabił. Dobrochna Ratajczakowa rzeczywiście „pojechała”. Chciałbym zobaczyć minę Raszewskiego, jak czyta o „PT” jako „oazie i podwójnym relikcie – modernizmu i amodernistyczności”. Co do braku Kosińskiego – zgoda. Ale może to jest wynik jakiejś rywalizacji ośrodków naukowych, kto ma nadawać ton? Pozdrawiam Cię serdecznie
Wojtku, jakiś czas temu korzystałem z czeskiego numeru PT i stąd wiem. Natomiast sprawdziłem jeszcze o kim mogła być mowa w liście z 1972 roku – być może tą słuchaczką, piszącą o Junoszy, była Elżbieta Baniewicz. Pozdrawiam!
Do prof. Dobrochny Ratajczak dorzucić prof. Małgorzatę Sugierę, to byłyby jaja!
Przy okazji pozwolę sobie zapytać, gdzie przepadł założyciel PT? Na Jubileuszu pisma, można było go wyciągnąć ze śmietnika dziejów, odkurzyć i przypomnieć. Pewnie do głowy nikomu to nie przyszło; jak Pan myśli, skleroza to czy ubytek przyzwoitości? Człowiek starej daty by tak nie postąpił.
Pozdrawiam z dobrodziejstwem inwentarza
Pański ulubiony korespondent niejaki Piernik
W jubileuszowym numerze PT Leon Schiller jest wspominany, więc redakcja pamiętała o założycielu pisma. Nie wiem, jak było na uroczystości w Instytucie Sztuki, ponieważ mnie ominęła. Zgadzam się, że w tej dziedzinie, którą się zajmujemy, pamięć o przeszłości jest szczególnie ważna, skoro teraźniejszość jest tak ulotna. Pozdrawiam sentencjonalnie
Pan z tą zawodową pamięcią to mnie Pan rozśmieszył. Redakcja Pamiętnika nie pamiętała, żeby pobiec z kwiatkami na miejsce gdzie pogrzebano Schillera. Wystarczyłoby im pamiętać, gdzie pracują dzięki temu, że LS utworzył te stanowiska pracy.
I tu jest pies pogrzebany
Gdyby to chociaż byli urzędnicy, jak ci, którzy nie znajdują miejsca na Muzeum Paderewskiego… Ale żeby zawodowi humaniści?
Kłaniam się Panu
Dinozaurus