W ubiegłym tygodniu wybuchła afera w TR Warszawa. Czytając liczne oświadczenia zespołu aktorskiego, dyrekcji, wywiady, teksty na temat – mam wrażenie, jakbyśmy byli świadkami rozwodu znajomego małżeństwa. Niby już od jakiegoś czasu krążyły wieści, że coś niedobrego się w stadle dzieje, ale teraz zupa wykipiała. Jak to zwykle bywa w przypadku takich konfliktów słyszymy niezliczone opowieści o tym, co kto powiedział, kto co zrobił albo nie zrobił. Wniosek z tego jest taki: kiedyś się kochali, teraz nie mogą na siebie patrzeć.
Oczywiście od razu też się ujawniają kibice, którzy z trybun zagrzewają do walki. Bo też nie lubią tej drugiej strony i najchętniej widzieliby ją puszczoną z torbami. „Nie daj się wyrzucić z mieszkania. I niech ci jeszcze samochód zostawi.”
Jaka jest prawda tego konfliktu trudno dociec, każdy ma pewnie swoją. Niewątpliwie prawdziwe są emocje, które się rozpętały. W teatrze w takich sytuacjach emocje często niestety biorą górę nad rozumem.
Sprawa o tyle jest przykra, że TR Warszawa to nie byle jaki teatr, w którym konflikt między zespołem a dyrekcją byłby obojętny. Akurat w tym roku mija 25 lat od słynnej premiery Bzika tropikalnego – debiutu reżyserskiego Grzegorza Jarzyny, który okrzyknięto przełomem w polskim teatrze i który otworzył również nowy rozdział w historii Teatru Rozmaitości. Pamiętajmy, że dyrektorem sceny był wówczas Piotr Cieplak, który sam wiele zrobił, by teatr przy Marszałkowskiej uczynić miejscem głośnym i modnym. Szybko zastąpił go Jarzyna jako beniaminek, objawienie, młody geniusz i nadał Rozmaitościom jeszcze większą dynamikę. Swój udział w kształtowaniu teatru miał także Krzysztof Warlikowski. Ta historia jest oczywiście dobrze znana, ale dla pewnego pokolenia ma ona wciąż sentymentalną siłę.
Dorobek artystyczny TR Warszawa pod przewodnictwem Grzegorza Jarzyny skutkował wymierną korzyścią: władze stolicy zdecydowały się pobudować dla tej sceny nową siedzibę. W Warszawie to będzie pierwszy od dawna, wzniesiony od fundamentów teatr (Nowy Teatr Warlikowskiego to jest jednak przystosowana przestrzeń postindustrialna). TR, sądząc z zapowiedzi, stanie się najnowocześniejszym teatrem w kraju. Wygląda jednak na to, że artysta, dla którego ten teatr powstaje albo przynajmniej z powodu którego jest tworzony, nie będzie korzystał z dobrodziejstw nowego miejsca.
W obliczu konfliktu, jaki wybuchł, historia przestała mieć znaczenie. Dawne zasługi przestały się liczyć. Domyślam się, jak wielkim ciosem dla Grzegorza Jarzyny musiało mieć wystąpienie aktorów przeciwko niemu jako liderowi zespołu. Sytuację sporu komplikuje jeszcze odpowiedzialność dyrektor naczelnej, ale odium spada przede wszystkim na Jarzynę.
Bunty aktorskie w teatrach przeciw dyrekcji oczywiście się zdarzają, ale z trudem znajduję w pamięci analogiczną sytuację, by zespół tak spektakularnie opowiedział się przeciwko dyrektorowi posiadającemu tak mocną pozycją artystyczną. Zastanawiająca jest jeszcze w tej sytuacji postawa władz miasta. Jeśli podjęły się one mediacji w konflikcie, to również ponoszą odpowiedzialność za to, że nie udało się go rozwiązać. Czy rzeczywiście był on tak zaplątany? A może zabrakło sensownych propozycji kompromisu? Jakoś w tym sezonie warszawskie władze w ogóle nie mają szczęścia do zajmowania się swoim teatralnym gospodarstwem. Konkursy w trzech teatrach wzbudziły kontrowersje (jeden z nich trzeba powtórzyć). Teraz konflikt w TR. Na miejscu prezydenta Trzaskowskiego zastanowiłbym się, czy aby ludzie, którzy w jego imieniu odpowiadają za kulturę, mają dobrą rękę.
Ogłoszenie konkursu w TR Warszawa jest krokiem radykalnym, który niby przecina nabrzmiały wrzód, ale wcale nie oczyszcza atmosfery. Zespół przecież domaga się teraz dymisji całej obecnej dyrekcji, czyli co? – na najbliższy sezon ma być powołany dyrektor tymczasowy? Swoją drogą to jest też wyjątkowa sytuacja, aby władze nadzorujące teatr tak skwapliwie przystały na postulat zespołu. Jednego dnia czytamy oświadczenie aktorów domagających się konkursu, a drugiego prezydent już go zapowiada. Tak już teraz będzie w innych tego typu przypadkach? Sam konkurs stwarza wielką niewiadomą. Czy to będzie konkurs na dyrektora, który przejmie nową siedzibę TR? Jeśli tak, to chyba oczekiwania programowe powinny być szczególnie wyśrubowane. A może to ma być tylko konkurs na dyrektora, który załagodzi sytuację w teatrze?
Dobrze by było, żeby wszystkie strony sporu miały świadomość, że to, co robią i mówią śledzi też publiczność TR Warszawa. To są widzowie, którzy zapewne lubią ten teatr ze względu i na Grzegorza Jarzynę, i na zespół aktorski, który tam występuje. Cenią przedstawienia, które są w repertuarze, nawet jeśli zwłaszcza starsi wzdychają, że kiedyś bywało lepiej na Marszałkowskiej. Publiczność TR zapewne nie chciałaby teraz wchodzić w rolę dzieci, na oczach których rodzice się rozwodzą i każe im się, nie daj Boże, jeszcze wybierać – z kim chcecie zostać: z mamusią czy tatusiem?
… a przecież Jerzy Koenig uczył nas (przynajmniej mnie), że teatr – jako żywy i dobry – ma szanse przetrwać nie dłużej niż przeciętne życie psa. Ten czas minął! Naznaczony wybitną produkcją („3Sióstr”), ale z Jarzyną już tylko jako producentem.
To też upadek mitu „młodszych zdolniejszych” wykreowany przez dziennikarzy, z których czołowy klakier, Pawłowski, załapał się tam na ciepłą posadkę – dziś tak spostponowaną!
Nie należy też zapominać o okolicznościach zamachu jaki z udziałem – wtedy SLD-owskich – władz Miasta dokonał Grzesiu na Bogdanie Słońskim, który był jego (wraz z H. Baranowskim) odkrywcą i promotorem (powstał list w obronie Bogdana – zespołu, który podpisywałem)…
To przykre, bo osobiście uważam Grzegorza za człowieka niezwykle utalentowanego, który rozmienił swe umiejętności na drobne repertuarowe, ale jest w tym umoralniająca pointa: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe…