Janusz Gajos obchodzi 80 urodziny. Z tej okazji oprócz stosownych życzeń należałoby aktorowi złożyć podziękowania – za to, że jest i że należymy do szczęśliwego pokolenia, które może z jego sztuką obcować i ją podziwiać. Kiedyś Boy wspominając wielkich aktorów, pisał jakby do wnuka: „Cóżeś, ty durniu, widział. Niceś nie widział”. Moglibyśmy mu odpowiedzieć: „Widzieliśmy Janusza Gajosa”.
Dla pewnej generacji Gajos prawdopodobnie był pierwszym aktorem, który stał się idolem, który zawładnął wyobraźnią i tak się zrósł z postacią, że nie chciało się go widzieć innym. O przekleństwie popularności Janka z Czterech pancernych aktor wielokrotnie opowiadał, ale przecież była ona prawdziwym fenomenem społecznym. Moja mama do dziś wspomina, jak będąc kierowniczką Domu Kultury w Turku organizowała przyjazd pancernych z psem Szarikiem do naszego miasteczka. Spotkanie z aktorami odbyło się na stadionie Tura, bo przecież żadna sala by nie pomieściła chętnych. Podobno też tam byłem, nieświadom niczego leżałem w dziecięcym wózku. Natomiast brat rozdawał później kolegom w szkole zdjęcia pancernych, nie przyznał się im jedynie, że podrobił autografy idoli.
Usiłuję sobie przypomnieć, kiedy Janusza Gajosa po raz pierwszy zobaczyłem na scenie. Myślę, że musiało to być w Teatrze Dramatycznym, prawdopodobnie w Weselu Figara, gdzie grał rolę tytułową. Początek lat 80. Gajos cieszył się już wtedy drugą falą popularności, jaką dała mu postać Tureckiego z Kabaretu Olgi Lipińskiej. Widziano wówczas w Gajosie przede wszystkim aktora komediowego, co było też efektem jego pracy w Teatrze Kwadrat Edwarda Dziewońskiego, ról w Teatrze Telewizji, także drobnych epizodów, które jednak pamięta się do dziś, jak brata Madzi Karwowskiej w Czterdziestolatku – tego, który ma fermę kurczaków i cytuje Norwida.
Właściwie nie potrafię powiedzieć, która rola Gajosa jest dla mnie tą numerem 1. Co też jest miarą jego dorobku. Ile tych wielkich kreacji Gajos stworzył tylko w Teatrze TV. Opowieści Hollywoodu, Przedstawienie „Hamleta” we wsi Głucha Dolna, Żabusia, Samobójca, Kolacja na cztery ręce, Ławeczka, Igraszki z diabłem, Zapomniany diabeł, Kean, Rip van Winkle, Odbita sława, Wielka magia, Miłość na Madagaskarze, Herbatka u Stalina, Norymberga, Czwarta siostra, W roli Boga, Boulevard Voltaire, Saksofon. Znakomity był w trochę zapomnianej Mgiełce według Hena, gdzie zagrał nie tak częstą w jego karierze romansową rolę faceta zakochanego w młodej dziewczynie.
No i Bigda w adaptacji prozy Kadena Bandrowskiego, którą zrealizował Andrzej Wajda 20 lat temu. Wtedy wydawało się, że Wajda w obrazie degrengolady przedwojennej demokracji czyni wielką aluzję do współczesności i przestrzega przed typem polityka, jakim jawił się już Andrzej Lepper. Gajos stworzył tyleż fascynujący, co odrażający portret chama, który idzie po władzę bez najmniejszych skrupułów, wykorzystuje w tym celu słabości wydawałoby się „lepszego” otoczenia, manipuluje nim z finezją cepa, lecz skutecznie. Mateusz Bigda nosił kostium chłopskiego działacza (pierwowzorem bohatera był Witos), ale czy istota jego działania, którą Gajos tak brawurowo ukazał, nie pozostaje uniwersalna?
Mówi się, że po Łomnickim i Holoubku on przejął tę pierwszą lutnię. I to jest prawda, choć przecież jest aktorem innego zupełnie stylu i wizerunku. Zaryzykuję też stwierdzenie, że Janusz Gajos miał więcej szczęścia do pokazania swojej sztuki w filmie i w Teatrze TV, niż w teatrze. Na scenie grał świetne role, ale w spektaklach, które nie przeszły do historii. W teatrze nie zawsze miał także okazję pracować z reżyserami tak wybitnymi, jak to się mu zdarzało w filmie i telewizji. Rzadko mierzył się też z kreacjami postaci z klasycznego kanonu.
W rozmowie, która ukazała się w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”, aktor zwierzył się, że omijały go wielkie role szekspirowskie i wymienił jako przykład króla Leara. To wyznanie przypomniało mi spotkanie sprzed czterech lat w bloku B Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza, w gabinecie ówczesnego dyrektora Programu 1. W spotkaniu uczestniczył Janusz Gajos oraz Agnieszka Holland. Zapadła wówczas decyzja, że Król Lear będzie robiony dla Teatru TV. Odniosłem wrażenie, że aktor miał naprawdę na to ochotę, choć jego powściągliwość nakazywała mu tego nie zdradzać. Historia tak się później potoczyła, że plan nie został zrealizowany.
Jeśli więc mogę złożyć osobiste życzenie Januszowi Gajosowi w dniu jego urodzin, to żebyśmy go jeszcze w szekspirowskiej roli zobaczyli.