Andrzej Łapicki

Lipiec to paskudny miesiąc dla ludzi teatru. Cztery lata temu zmarł Jerzy Koenig, trzy lata temu odeszli Zbigniew Zapasiewicz i Igor Przegrodzki, a dzisiaj – Andrzej Łapicki. Schodzą ze sceny jakby po sezonie.

Trudno mi jakoś zebrać się na wspomnienie o Profesorze. Przypominam sobie wpis, który zrobiłem 11 listopada 2009 roku z okazji 85 urodzin Andrzeja Łapickiego. Dzisiaj niewiele bym w tym tekście zmienił:

Andrzej Łapicki był moim Rektorem PWST. To on siedział za stołem w auli, gdy 1 października 1986 roku szedłem po odbiór indeksu. Wręczał go Jerzy Koenig jako dziekan WoT-u, ale Rektor Łapicki podawał świeżo upieczonym studentom rękę. Był dla nas kimś. Autorytet – wtedy to słowo wiele znaczyło. Przyszło mu prowadzić Szkołę w trudnym i marnym czasie początku lat 80. Ale jeśli Szkoła była miejscem bezpiecznym i w miarę wolnym, to także, a może przede wszystkim dzięki niemu. Z jakimi się to wiązało obciążeniami – mogę się jedynie domyślać.

Usiłuję sobie teraz przypomnieć, ile razy widziałem Andrzeja Łapickiego na scenie. Nie było tego dużo, bo przecież w początkach lat 90 aktor porzucił teatr i wrócił do niego dopiero tak niedawno i tak sensacyjnie rolą w Iwanowie. Coś pamiętam z Teatru Polskiego w latach 80. Wilki w nocy? Sztukę konwersacji? Potem we Współczesnym Lady i generał z Mają Komorowską. No, powiedzmy szczerze nie były to jakieś wielkie przeżycia. Widziałem lepszych aktorów. Ale też Andrzej Łapicki nieraz mówił otwarcie: nie byłem wielkim aktorem. I nie był to przejaw fałszywej skromności. Jego dawnych popisowych ról nie mogłem widzieć. Owszem, w filmie, w telewizji, u Konwickiego, Wajdy i nawet w tych bardziej popularnych obrazach – te na szczęście zostały.

Zapamiętałem też z dzieciństwa jedną rolę czy raczej wykonanie aktorskie Andrzeja Łapickiego, które nie pochodzi ani z teatru, ani z kina, ani z telewizji. W radiowej Trójce w latach 70. Łapicki czytał kryminał Aksamitne pazurki Gardnera. Jego głos, sposób, w jaki wymawiał nazwiska bohaterów, np. detektywa Perry Masona brzmiał mi w uszach latami. Jakiś czas temu ukazał się audiobook z tym nagraniem. Słuchałem go znów z zaciekawieniem. Na tym nagraniu, jeśli się dobrze wsłuchać, to można dosłyszeć tykający zegarek lektora. Bardzo to zabawne i wzruszające.

Kiedy myślę o Łapickim, to przede wszystkim o jego fantastycznej obecności w naszym teatrze. Około roku 1994 dla Dialogu napisałem cykl artykułów pt. Więksi niż scena. Pretekstem do niego były jubileusze 50-lecia pracy czwórki artystów: Gustawa Holoubka, Kazimierza Dejmka, Adama Hanuszkiewicza i właśnie Łapickiego. Ich biografie w niezwykły sposób się przeplatały. Urodzili się w tym samym roku – 1924 (Holoubek był rok starszy). Debiutowali tuż po wojnie. A potem robili wielkie kariery – aktorów, reżyserów, dyrektorów teatrów, działaczy teatralnych. Ich życiorysy wpisywały się w dzieje polityczne PRL-u. Wszyscy byli świadkami, uczestnikami, beneficjentami i ofiarami historii. Motto tamtych artykułów wziąłem ze Słowackiego – już nie pamiętam z którego wiersza: „Wielcyśmy byli i śmieszniśmy byli”. (…)

Dla mnie Andrzej Łapicki to również świetny felietonista Teatru. Pisał je już dawniej pod pseudonimem Wasz Kolega. A potem po przerwie wrócił z Zapiskami starucha. Jako sekretarz redakcji przepisywałem te teksty z rękopisów do komputera. A potem przestałem być sekretarzem, przepisywaniem zajęła się Kamila… Co by było, gdybym nadal był sekretarzem redakcji Teatru, a raczej czego by nie było? Felietony Łapickiego w lakonicznej formie przypominają dawne teatralne dzieje. Ale to nie są sentymentalne gawędy starego aktora. Wyczuwalny sceptycyzm, ironia, dystans autora jest miarą jego inteligencji.

Wspomnę jeszcze jedną rzecz: Andrzej Łapicki nie zaimponował mi tak bardzo swoimi wspomnieniami o Osterwie czy Węgrzynie, jak opowieścią, którą kiedyś miałem okazję wysłuchać o Erneście Wilimowskim, najlepszym polskim piłkarzu przed wojną, którego Łapicki widział na żywo w tym słynnym meczu Polska-Węgry na kilka dni przed wybuchem wojny. Boże drogi, otrzeć się o taką legendę to dopiero coś.

Na 85 urodziny aktora chcę powiedzieć, co następuje: Andrzej Łapicki należy do najlepszego pokolenia naszego teatru. Pokolenia, które weszło na scenę po wojnie i stworzyło świetność tej sztuki w Polsce nie notowaną wcześniej. Takiego nagromadzenia talentów, osobowości, energii twórczej długo nie będziemy mieli”.

Potem szły urodzinowe życzenia.

Dzisiaj chciałbym w tym miejscu dopisać tylko jedną rzecz. Z tej czwórki muszkieterów: Dejmek, Hanuszkiewicz, Holoubek i Łapicki nie ma już nikogo. W grudniu ubiegłego roku odszedł Hanuszkiewicz. Pamiętam, że w telewizji przed powtórką Apolla z Bellac żegnał go Łapicki. Teraz powinna być jakaś pointa. Ale jaka?

 

715 odwiedzin

One Comment

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.