Stuhr

Przeczytałem książkę Jerzego Stuhra. Jedna rzecz mnie szczególnie w niej uderzyła. Jest to dziennik czasu choroby – bardzo ciężkiej choroby, która dotknęła aktora zupełnie niespodziewanie. Mogła też oznaczać wyrok śmierci. Wobec takiej perspektywy wszystkie sprawy ulegają przewartościowaniu. I oczywiście chory Jerzy Stuhr nie kryje, że to doświadczenie wiele go nauczyło, przede wszystkim pokory „wobec majestatu życia i śmierci”. Stuhr w zapiskach nie epatuje jednak opisami swoich stanów fizycznych i psychicznych. Zdecydowana większość notatek poświęcona jest temu, co się dzieje wokół, bynajmniej nie szpitalnej rzeczywistości. Stuhr pisze o tym, co obejrzał w telewizji, co przeczytał, trochę o polityce, sporo o tzw. życiu kulturalnym, które obserwuje z dystansem, ale często z niemałymi emocjami. Nawet można by się zastanowić, czy w jego stanie te irytacje, wzburzenia, rozdrażnienia są wskazane. Bo po co się tak denerwować sprawami w gruncie rzeczy nieistotnymi? A może paradoksalnie te emocje świadczą właśnie o sile pacjenta, w jakiś sposób służą terapii? Żywy stosunek do świata jest oznaką apetytu na życie. Przecież Stuhr wiele swych obserwacji czy refleksji mógłby tak samo sformułować w dzienniku pisanym w nie tak trudnych okolicznościach. Czy dałby inną ocenę filmu Baby są jakieś inne („wielki megalomański Pierd Reżysera”)? Czy nie wyzłośliwiałby się z wywiadu z Danielem Olbrychskim, udzielonego na okoliczność 50-lecia pracy aktora? Czy nie żenowałby się filmem „Małgośki” Szumowskiej? A kąśliwe uwagi pod adresem krytyki filmowej, Instytutu Sztuki Filmowej, który utrącił reżyserski projekt Stuhra?

W dzienniku pojawia się też trochę myśli o teatrze, choć można odnieść wrażenie, że wobec tej sztuki aktor jest najbardziej zrezygnowany. Stuhr kompletnie rozmija się zwłaszcza z tzw. młodym teatrem. Zarzuca mu wprost: „plakatowość kabaretu, estetyczny daltonizm, prymitywizm uproszczeń, formalną miernotę, (…) prowokację tak banalną, że nikogo nie obraża”. O III Furiach w reż. Marcin Libera z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy (oglądanych jak wynika z opisu na żywo w TVP Kultura) pisze: „Porządny alternatywny kabaret megagroteskowy. Spektaklem tego bym nie nazwał”, aktorkom wytyka „histeryczne środki wyrazu”. Przy okazji listu-protestu Teatr nie jest produktem Stuhr zwraca uwagę, że jego publiczne odczytanie w Międzynarodowy Dzień Teatru zastąpiło przesłanie, które na tę okazję przygotował John Malkovich. Stuhr tekst cytuje wraz ze swoimi uwagami w nawiasach: „Niech wasze dzieła będą ważne i oryginalne. Niech będą głębokie (polscy twórcy – czy są?), wzruszające (czy są? – tu pytam usilnie), niepowtarzalne i niech skłaniają do refleksji (polski twórco – refleksji, a nie wkurzenia czy wygłupu). Niech wspierają nas w rozważaniach nad tym, co znaczy być człowiekiem (czy opowiadasz, co znaczy być człowiekiem? I umiesz go z całą jego osobowością pokazać?). I niech w tych rozważaniach znajdzie się wiele serca (a nie wściekłości i buntu), szczerości i wdzięku (czy na wdzięku wam zależy?). Obyście przezwyciężyli przeciwności losu (urzędasy!), cenzurę (pokonujcie ją raczej w sobie)… i nihilizm (uwaga, bo zwykły widz tak często czyta wasze spektakle)… Bądźcie obdarzeni talentem i dyscypliną, które pozwolą wam mówić o biciu ludzkiego serca (polski twórco – LUDZKIEGO!) w całej jego złożoności, jak również z pokorą i ciekawością, by uczynić z tego dzieło swego życia. I niech to, co jest w was najsilniejsze… nada formę temu najprostszemu z pytań: jakie jest nasze życie?”.

To rozczarowanie teatrem jest chyba najsmutniejszym wrażeniem, jakie wypływa z lektury dziennika Jerzego Stuhra. Trudno pogodzić się z myślą, że taka jest kolej losu – bo tu nie chodzi o naturalną zmianę w sztafecie teatralnych pokoleń. Stuhr nie ukrywa, że tradycja teatralna, która go ukształtowała, przeszła do historii. Ale czy można tak łatwo pozbyć się tego ogromnego doświadczenia, a przede wszystkim systemu wartości, który stanowił o sile twórczości Jerzego Stuhra? Czy jest jakaś szansa, by po stoczeniu wspaniałej walki o życie aktor odnalazł mimo wszystko miejsce dla siebie również w teatrze? Może to jest bardziej pytanie do teatru.

1 626 odwiedzin

13 Comments

  1. To nie jest pytanie do teatru, to pytanie do historii. Malraux powiedział „cywilizacje też umierają”. Kończy się pewna epoka, z tradycji pozostaje nam tylko gra szklanych paciorków a Hesse nazwał trafnie naszą epokę epoką felietonów. Nic sie na to nie poradzi, nie zawrócisz kijem Wisły. Nowe słowa – kalki z angielskiego – absurdalne w polszczyźnie, np. interesariusz, co nie oznacza bynajmniej osoby czymś zainteresowanej ani interesanta. Abstrakt zamiast streszczenie; po polsku abstrakt to pojęcie abstrakcyjne. I taksto razy pod rząd, na każdym kroku.Nie tylko w Polsce, wcześniej dopadło to Europę, tę zachodnią. Co dalej? A czy ja prorok jestem? Sądzę, że nikt nie potrafi dziś przewidzieć. Co do mnie, pozostaję przy patrzebookach z papieru i ojczyźnie polszczyźnie.Jak na Starego piernika przystałoŚlę ukłony

    Reply

    • W kwestiach, o których Pan pisze, również jestem starym piernikiem. Mam wrażenie zresztą, że nie jest nas tak mało mimo wszystko. Zaryzykuję jednak myśl, że polszczyzna będzie się bronić dopóki będzie miała wielkich poetów (nie tylko piszących wiersze). Proszę zauważyć, że mieliśmy jednak szczęście żyjąc w czasach, w których pisali: Miłosz, Herbert, Białoszewski, Szymborska i jeszcze paru innych, wśród nich także Przybora, Osiecka, Młynarski, Kaczmarski także. Za sto lat, jeśli ludzi takie rzeczy będą zajmować, to nie będą się mogli nadziwić, jakim cudem to było możliwe. Co Pan uważa na ten temat?

      Reply

      • Pisze Pan, że za sto lat, jeśli ktoś będzie piękną literaturą i polszczyzną piękną interesował… Z całym dla Pana szacunkiem, już dziś nikogo to nie interesuje, trwających – jak długo jeszcze -dinozaurów wyjąwszy. A jeśli cudem jakiś papier przetrwa, jak te rękopisy w jaskini Israela, będą dla ludzi, o ile to jeszcze będą ludzie, hieroglifami, i nikogo kogo by kusiło je odszyfrować. Odchodzi pewna generacja wraz z jej epoką. Po wojnie był Różewicz. Potem jeden wielki poeta wśród urodzonych po wojnie, Rafał Wojaczek. Jeden na pokolenie to nieźle, choć kiedyś bywało ich więcej.Teraz jest Dorota Masłowska, talent z Bożej Łaski, jednak ze względu na akrobatykę językową na poprzeczkach mowy potocznej, nie przyda się jako wzór polszczyzny. Czy z wiekiem stanie się wielka nie wiadomo. Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma… Teraz inne Hamlety.Ma Pan rację, mieliśmy szczęście i ono nie przemija, ono z nami pozostajeŚiskam dłonie po staroświeckuJak na Starego Piernika przystało

        Reply

        • Niechcący sprowokowałem dialog jak z Czechowa. U niego też oficerowie martwili się, co będzie za sto lat, choć byli chyba trochę bardziej optymistyczni. My rzeczywiście nie mamy już żadnej wiary. Ale proszę pomyśleć, czy Ci nasi wielcy nie zmagali się z różnymi przeciwnościami, które przeszkadzały ich sztuce? Pomijam doświadczenie wojny, które w ogóle zniszczyło wiarę w sztukę, a w każdym razie w tzw. piękno. Miłosz na emigracji oderwany był od żywej polszczyzny, na co często narzekał. Poeci i pisarze w kraju otoczeni byli przez oficjalny język, który przecież wpływał na świadomość ludzi i czynił znaczne szkody (nie tylko z powodu propagandy). Jednak tworzyli na przekór. Dzisiejsze skarlenie języka być może jest jeszcze większe i gorsze. Pytanie, czy wyzwoli sprzeciw, który jak wiadomo bywa źródłem sztuki. Kłaniam

          Reply

          • Ciąg dalszy dialogu:- Pozwoli Pan, że zacytuję Czechowa: Nasi ojcowie byli głupsi od naszych dziadków, my jesteśmy głupsi od naszych ojców i to nazywa się postęp.-

          • Nie wiem skąd mi się to bierze, ale ostatnio jak wracam do lektury „Pana Tadeusza”, to aż przeraża mnie ogromne pragnienie usłyszenia całego „Pana Tadeusza” ze średniówką. Zaczęło to przybierać u mnie formę obsesji i zaczęłam martwić się o swoje zdrowie. Jak Panowie sądzą, czy to jest uleczalne? Czy warto się z tego leczyć? Bo jak raz usłyszałam „Wesele” mówione wbrew rytmowi wiersza, to w zasadzie straciłam na chwilę sens życia. Wrócił dość szybko, po przeczytaniu kilku zdań z Mrożka, jak na przykład „Tanga”. Zastanawiała mnie jednak ta zawiść Mrożka w stosunku do Pintera. Ja rozumiem i zazdroszczę Mu (tj. Panu Mrożkowi), że widział „The Homecoming” w kanonicznej wersji, ale czy Pan Sławomir Mrożek zapomniał na jakim świecie żyjemy? Jak ktoś napisał o środowisku żydowskim (u nas zawsze jest tylko taka Rachela zagubiona owieczka, albo jakieś „Ja jestem Żyd z Wesela”) no to nijak nie mamy szans na to, żeby te środowiska nas polubiły. Do tego z ubogich dzielnic północnego Londynu wywodzi się dużo osób, dużo więcej niż tej naszej prowincji, zapyziałej Polski. Jeden Gombrowicz z bycia wieśniakiem z sandomierskiego zrobił atut i na tym daleko zaszedł, ale jak wiemy – do Nobla nie dane mu było. Miałam o średniówce, a Gombrowicz sam wskoczył do komentarza, jak ten Królik:. nie wiem tylko z jakiej bajki; może „Alicji z Krainy Czarów”?Uczmy dzieci poezji, uczmy wierszy na pamięć, zadawajmy im wiersze w szkołach podstawowych i gimnazjalnych na pamięć, zaczynajmy od Konopnickiej, później Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Wyspiański. Zaszczepmy im trochę polskiej poezji, to może kiedyś, w dorosłym życiu odczują bliskość tych myśli. Może zatęsknią za pięknem, harmonią, rytmem niezmąconym – zgodnym z dawnymi poetykami. Pokażmy jeszcze, że piękno jest piękne, bo jest piękne… I zachwyca, bo zachwyca. Bo piękno jest pięknem, dlatego że zachwyca. Żadnego Pimki nawet już opłacić nie będzie trzeba, ani z kasy państwa polskiego, ani z sakiewki ciężko zarobionych pieniędzy, ani z tych kradzionych bezczelnie i na widoku przez naszych zdeprawowanych do cna i szpiku kości polityków. Piękna nam trzeba Panowie, piękna!

          • Jeszcze tylko tytułem wyjaśnienia, gdyby ktokolwiek próbował pomówić mnie o antysemityzm, często chodzę na kirkut z kwiatkiem, światłem lub kamyczkiem, więc oddalam wszelkie zarzuty.

    • W kwestiach, o których Pan pisze, również jestem starym piernikiem. Mam wrażenie zresztą, że nie jest nas tak mało mimo wszystko. Zaryzykuję jednak myśl, że polszczyzna będzie się bronić dopóki będzie miała wielkich poetów (nie tylko piszących wiersze). Proszę zauważyć, że mieliśmy jednak szczęście żyjąc w czasach, w których pisali: Miłosz, Herbert, Białoszewski, Szymborska i jeszcze paru innych, wśród nich także Przybora, Osiecka, Młynarski, Kaczmarski także. Za sto lat, jeśli ludzi takie rzeczy będą zajmować, to nie będą się mogli nadziwić, jakim cudem to było możliwe. Co Pan uważa na ten temat?

      Reply

  2. Zapisałam aż sobie myśl Pana Jerzego Stuhra następującą (niestety, musiałam oddać pożyczoną książkę). Ta myśl w sumie sięga prawie do Conrada i tych dylematów moralno-kapitańskich… Takie uwagi, to chyba można do wielu osób odnieść, tutaj dostało się konkretnej osobie.Tu cytat ze stron 166-167:”Jeszcze uwaga do Pana Reżysera, który w dyskusji po spektaklu nieumiejętność odpowiedzenia na pytanie prowadzącego zasłaniał – zmęczeniem. Kochany, kapitan statku, pilot, trener, nauczyciel, dowódca, dyrygent, reżyser nie mogą być zmęczeni, a jeśli są, to za Boga nie mogą tego nikomu pokazać. Tego powinni Was uczyć na reżyserii. Twoja siła i pewność, umiejętność znalezienia rozwiązania w każdej sytuacji jest siłą zespołu, którym kierujesz. Ty musisz wiedzieć, choćbyś nie widział. Pamiętam jak Jurek Trela (przeczytałem dzisiaj, że kończy siedemdziesiąt lat – Jurku, aleśmy już kawał życia przeżyli – gratuluję!), a więc Jurek kiedyś na próbie „Wyzwolenia” w scenie finałowej miał kwestię z mitycznym Automedonem. I pyta się Swinarskiego:„Konrad, powiedz mi, co to ten Automedon, po co tu, o co chodzi”.A Konrad: „Jak na dzisiaj, to mi się kojarzy ze środkiem do mycia samochodów, ale jutro ci powiem”.Więc nawet jeśli nie wiesz, Młody Reżyserze, to wybrnij z tego z dowcipem.”A brak odczytania myśli Malkovicha, rzeczywiście dotkliwy. Dobrze, że Ktoś (tu p.Jerzy Stuhr) o to się dopomniał.Żeby mój post był już do końca kompetentny to Mała Encyklopedia Kultury Antycznej, Warszawa 1968 niesie informacje:Automedon1. mit. syn Dioresa, przyjaciel i woźnica Achillesa, a po jego śmierci — Neptolemosa.2. Przywódca stronnictwa macedońskiego w Eretrii, w r. 342 p. n. e., razem z Hipparchem i Klejtarchosem, przy pomocy Filipa II Macedońskiego otrzymał władzę tyrana w Eretrii.3. A. z Kyzikos, epigramatyk z I w. n.e., naśladowca Leonidasa z Tarentu (zob.); zachowało się 12 jego epigramów (zob. antologia).

    Reply

    • Jednak bym bronił trochę Reżysera, bo byłem blisko tej sytuacji – spotkanie po spektaklu „III Furii” transmitowaliśmy w Kulturze. Łukasz Drewniak, który rozmowę prowadził, zaczął jakoś tak z grubej rury – pytanie było dobre, tylko może nie na sam początek. Marcin Liber był lekko skonfudowany, a chyba jeszcze odczuwał emocje spektaklu i wcześniejszych przygotowań równiez do transmisji. Pewnie się czuł jak piłkarz, który zszedł z boiska tuż po meczu, a dziennikarz zadał mu tzw. mądre pytanie. Więc odpowiedział, co odpowiedział.

      Reply

      • Szanowny Panie,był Pan tam na miejscu, ja nie znałam kontekstu sytuacyjnego, więc pewnie jest Pan bliżej racji.Ale ogólna zasada, która wynika z tego fragmentu książki moim zdaniem słuszna. W zasadzie – trywialna, ale tutaj przyznając rację Sz. P. Staremu Piernikowi, odchodzi się teraz od znaczeń słów — tych tradycyjnie, słownikowo przyjętych.Pana uwaga o Poetach, tak — na pewno oni chronią język ojczysty. Jednak nie zapominałabym tutaj też o roli prozy, choćby wielkich powieści. Albo nawet małych, wielkich powieści. Bo choćby taki Witold Gombrowicz pisał dość krótkie, ale ważne formy. A takie opowiadania Iwaszkiewicza, ile w nich ładnych słów — są, skłaniają nawet czytelnika do sięgnięcia po trzytomowy słownik języka polskiego i dalej: ki diabeł, co to znaczy? Można też próbować domyślać się z kontekstu, tak jak przy lekturze powieści w obcym języku, ale przyjemność obcowania ze słownikiem też warta zachodu.A Żeromski… Ktoś zaraz krzyknie: „nie wyjeżdżaj mi tu z żeromszczyzną!”. Ale czemu nie, skoro to był ulubiony pisarz mojej babki? A ja lubię i „Przedwiośnie”, a „Ludzie bezdomni” weszli na stałe do rozmów moich i korespondencji, to pytam — czemu nie? (Pytanie jest rzecz jasna retoryczne.) A i wspomnienia Moniki Żeromskiej od dawna na półce stoją i czekają na lepsze czytelniczo czasy, bo w dziecieństwie tylko fragmentami się uraczyłam.A taka „Ziemia obiecana” Władysława Reymonta, Rejmenta? Jaki piękny początek powieści, aż chce się czytać. „Faraon” Bolesława Prusa niby w Egipcie, ale jak daleko stąd, jak blisko.Nie będę już przywoływać „Lalki”, bo z Wokulskim ciężko sobie poradzić — co za charakter, ciągle chodzi po Warszawie, co prawda trudno go spotkać, ale nie myśleć o krokach Wokulskiego podczas spacerów po Warszawie — to grzech!A żeby bardziej ku rzeczom współczesnym, taki Tadeusz Konwicki… Ile tam piękna…Fakt, nie ma za wielu pisarzy czynnych, że tak powiem, ale zawsze taki Myśliwski choćby napawa nadzieją. Albo taki Pilch, co będzie pisał do „Tygodnika Powszechnego”. Z tej okazji chyba warto przywołać piwniczną pieśń o „Tygodniku” i powoli się żegnać, bo pora późna. Dobranoc Panom!

        Reply

        • Ja też pisząc o obrońcach polszczyzny nie mam na myśli tylko poetów piszących wiersze (takie wtrącenie uczyniłem). Prozaicy w jakimś sensie również są poetami, bo przeciez chodzi o sztukę posługiwania się słowem. Oby trwała ona jak najdłużej i oby wydawała następnych mistrzów. Pozdrawiam lekko patetycznie

          Reply

          • A komuż to zależy na sztuce posługiwania się słowem? Politykom, edukatorom wszelkich poziomów, może literackiej i poetyckiej arystokracji spychanej do narożnika anachronizmu i wszelkiej maści dziwadeł? Ogólna wulgaryzacja,jazgot i bełkot, chaos komunikacyjny, dominacja uproszczenia i skrótu zdobywa kolejne przyczółki odzierając piękno z wszelkiego uroku, tajemniczości i znaczenia w naszym życiu powszednim. W sztuce posługiwania się słowem nie chodzi o piękno ale o manipulację, skuteczność zwodzenia, mamonę. Teatr jest tu doskonałym przykładem. III Furie jazgoczą, klekoczą, wywracają pojęcia i znaczenia. Aktorzy nie grają ale parodiują, naigrywają się, wyrzucają z siebie słowa, kwestie, bełkoty. Nic nie służy tu pięknu. Ani pięknu prawdy, ani pięknu poszerzania pola widzenia, czucia i rozumienia. Wszystko jest zbrukane, z pięknem romantycznej poezji łącznie. I nie można w tym wypadku mowić o pięknie grozy, jaką jestem porażony, widząc skutki posługiwania się słowem w obrębie sztuki. Sztuki nagradzanej, promowanej, wyznaczającej trendy, wyrażającej tendencje w nurcie politycznej nowej poprawności.Pięknie pozdrawiam miłośników piękna. Nie tylko w sztuce. Nie tylko więc w poezji i prozie.Miłośnik piękna

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.