Miesięcznik „Dialog” ma nowego naczelnego. Prawdę mówiąc należało się spodziewać, że po przejściu Jacka Sieradzkiego na emeryturę jego następca zostanie przyniesiony w teczce. Woli redakcji, by wydawca, czyli Instytut Książki (placówka podległa Ministerstwu Kultury) przynajmniej skonsultował kandydaturę szefa, nie uszanowano. Trzeba mieć o to pretensję, bo „Dialog” nie jest pierwszą lepszą instytucją kultury, w której można lekceważyć sensowną ciągłość kierownictwa.
Inna sprawa, że moim zdaniem, obserwatora z boku, redakcja chyba też powinna uderzyć się we własne piersi i przyznać, że sprawę zmiany naczelnego rozegrała niezbyt roztropnie. Wszyscy zadają sobie pytanie, czy Jacek Sieradzki musiał odchodzić już w tym momencie? Czy nie mógł zostać w swoim fotelu choćby do wyborów i zapewnić na ten czas stabilność? Może były jakieś argumenty, że nie mógł, ale trudno się dziwić, że przy tej władzy, jaką mamy, wykorzystano sytuację. Oczywiście wybory mogą niczego nie zmienić, ale jeśli tak się stanie, to akurat perspektywa dalszego funkcjonowania „Dialogu” nie będzie szczególnie istotnym problemem, bo wszyscy znajdziemy się, by użyć znanego powiedzenia Kisiela, w dupie i to już bez wyjścia.
Nowego naczelnego „Dialogu” znam jeszcze jako studenta Wydziału Wiedzy o Teatrze. Zapamiętałem go jako dobrego studenta. Potem widziałem jego aktywność na różnych polach. O ile pamiętam „Dialog” publikował jego sztuki. Jedna z nich z powodzeniem została zrealizowana w cyklu Teatroteka. Nie gorszą mnie poglądy młodego jeszcze człowieka, bo jeśli mamy teatrologów, którym bliska jest wrażliwość lewicowa, to dlaczego pozbawiać prawa głosu tych, którzy mają bardziej konserwatywne poglądy? Nieco barokowy styl wywodów Antoniego Wincha może jedynie budzić wątpliwości.
Przede wszystkim jednak Winch znalazł się w fałszywej, jak na mój gust, sytuacji. Oto przejmuje stery zasłużonej redakcji z nadania władzy, która zrobiła wiele złego. Władza ta rzeczywiście ma tzw. krótką ławkę stronników na terenie kultury. Tak krótką, że już wyliczono Winchowi, ile ma posad. Jeśli prawdą jest, że nie chce z niczego rezygnować, ani z szefa działu w „Twórczości”, ani z funkcji kierownika literackiego Teatru im. Jaracza w Łodzi, to znaczy, że nie traktuje nowej pracy z należytą powagą i odpowiedzialnością. Albo nie jest po prostu pewny, jak sobie w niej poradzi.
A perspektywa dla „Dialogu” zapewne teraz jest taka: część dotychczasowych autorów i czytelników podejmie bojkot pisma pod nowymi rządami. „Dialog” może podzielić los wielu zawłaszczonych instytucji – Trójki albo Teatru Polskiego we Wrocławiu – stać się marginalną placówką, która będzie funkcjonować siłą rządowego mecenasa i małego wspierającego środowiska. Bo oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto do „Dialogu” będzie pisał. A jeśli jesienią obecna władza upadnie, to i pan Antoni pożegna się ze swoim stanowiskiem. A jeśli nie…