W tym tygodniu zaczyna się kolejna edycja Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry”. Władze TVP i PR znowu będą się chwalić „największymi scenami świata”. Padną deklaracje, jak ważna jest ich misja. Ta sama mowa trawa z ust prezesów płynie co roku. Niestety mało kto tę propagandę weryfikuje. Zrobię to bez przyjemności.
- Festiwal odbywa się w czerwcu. Warto zwrócić uwagę, że w tym miesiącu zniknęły z Jedynki i TVP Kultura stałe pasma emisji Teatru TV: poniedziałkowe i wtorkowe. Kultura będzie w czwartki powtarzać spektakle Kobry, co jest sympatycznym odgrzewaniem starych pomysłów na letnie wieczory, ale czy redakcji nie stać na wymyślenie czegoś oryginalnego? Również TVP Historia zrezygnowała ze swojego piątkowego cyklu Teatr Historii, skądinąd przypominającego wiele cennych spektakli z archiwum. TVP wysłała zatem teatr na wakacje jeszcze przed końcem roku szkolnego i rozpoczęciem sezonu urlopowego. Głupio się nawet pytać: dlaczego tak jest? Dlaczego właściwie Teatr Telewizji nie może być emitowany latem w Jedynce? Zamiast poniedziałkowych przedstawień widzowie będą oglądać serial o rodzinie Kennedych i ponownie (który raz? setny raz) przygody porucznika Borewicza.
- W programie konkursowym festiwalu znalazło się 12 spektakli telewizyjnych. 12 – symboliczna liczba. Było wszak 12 apostołów. Jest 12 miesięcy. 12 krzeseł w powieści Ilfa i Pietrowa. No i 12 groszy Kazika. Ale 12 spektakli na Festiwalu „Dwa Teatry” to prawie cała premierowa produkcja Teatru TV w minionym sezonie (miłościwie darowano kompromitujące widowisko, które wyemitowano w poniedziałkowym paśmie na rocznicę norwidowską oraz rejestrację musicalu Metro). 12 nowości to jest bardzo słaby wynik. Przypomnę, że w 2019 roku, gdy działała jeszcze Agencja Kreacji Teatru TV (powołana i następnie zlikwidowana przez obecne władze TVP), w konkursie festiwalowym zaprezentowano 27 tytułów. Co się stało, że liczba premier tak drastycznie spadła? Przecież ambicją kierownictwa TVP, które zainstalowało się na początku 2016 roku, było odnowienie produkcji Teatru TV. Starano się usilnie, żeby w każdym miesiącu w poniedziałki były dwie premiery. Tymczasem ostatni sezon przyniósł na festiwal ledwie osiem nowych spektakli w Jedynce, trzy w Kulturze i jeden rodzynek w TVP ABC (swoją drogą jedno premierowe widowisko adresowane do najmłodszej widowni z okazji Dnia Dziecka to bardziej symbol czegoś, czego Teatr TV nie robi, a powinien). Statystycznie bywało lepiej w czasach, które obecna władza uważa za słusznie minione. A za zapaść tego sezonu nie można obarczać winą pandemii, bo teatry żywego planu od maja ubiegłego roku dają premiery bez przeszkód.
- A może zamiast na ilość postawiono na jakość? Na pewno daje się zauważyć zmianę repertuarową w stosunku do lat poprzednich. O dziwo zabrakło historycznych produkcyjniaków o zasłużonych księżach czy żołnierzach wyklętych, które wcześniej realizowano z zamiłowaniem godnym lepszej sprawy. Gdyby spojrzeć na same tytuły premier Teatru TV, to można by uznać, że lista prezentuje się poważnie, zawiera pozycje wielkiej klasyki (Balladyna, Romeo i Julia, Król Edyp), a jeśli są na niej tytuły ze współczesnej dramaturgii, to również autorów wybitnych (Różewicz, Głowacki, Mrożek). Jakimś cudem nie było w tym sezonie nowych sztuk Wojciecha Tomczyka albo Marka Kochana (choć słyszę, że po wakacjach czeka nas premiera utworu Bronisława Wildsteina, wyreżyserowana przez Andrzeja Mastalerza). No ale każdy dyrektor teatru wie, że nie same tytuły na afiszu decydują o powodzeniu. Chwalebna ambicja Teatru TV, by sięgnąć do najlepszej literatury nie spotkała się z godną jej realizacją. Właściwie o żadnej z premier w Jedynce nie da się powiedzieć, że była wydarzeniem, propozycją, która przetrwa swój czas. Trzeba natomiast stwierdzić, że niektóre inscenizacje klasyki zakończyły się porażką czy wręcz klęską, by wspomnieć nieszczęsną premierę Romeo i Julii.
- Co było przyczyną porażek? Przede wszystkim błędny dobór twórców. Teatr Telewizji przestał być miejscem pracy najlepszych artystów. Pisałem już o tym wielokrotnie, ale jeszcze raz powtórzę: Telewizję Polską rządzoną przez Jacka Kurskiego bojkotuje duża część naszych znakomitych aktorów. Kiedy ostatni raz widzieliśmy w premierowym spektaklu Teatru TV np. Janusza Gajosa? Podpowiem: w grudniu 2015 roku, gdy Kultura transmitowała jego monodram Msza za miasto Arras. Od sześciu lat nie pojawiają się w telewizji także m.in. Maja Komorowska, Jan Peszek, Jerzy Stuhr, Krystyna Janda, Jerzy Radziwiłowicz, Maja Ostaszewska, Magda Cielecka, Andrzej Chyra, Robert Więckiewicz i wielu innych. Ich nieobecność wydaje się nie stanowić problemu dla TVP. Skutek jest jednak taki, że główne role w prestiżowych sztukach grają aktorzy nie mający istotnego doświadczenia teatralnego, nierzadko też tacy, którzy nawet w swoich macierzystych teatrach nie są liderami. Czasami rzecz jasna można zaryzykować obsadę złożoną z młodych czy nieznanych wykonawców i to ryzyko się opłaci. Ale w Teatrze TV obecnie takie eksperymenty wynikają częściej z odmowy angażu albo są swego rodzaju manifestacją zmiany elit.
- Problemem też są reżyserzy. Tu także można spisać całą listę twórców, którzy mogliby pracować dla Teatru TV, a nie pracują. Owszem, w minionym sezonie reżyserował w Teatrze TV Andrzej Barański, który posiada ceniony dorobek filmowy i telewizyjny, choć akurat jego wersję Starej kobiety… Różewicza nie zaliczyłbym do najlepszych osiągnięć artysty (o wiele mocniej w pamięci zachowała się jego adaptacja Mojej córeczki z pamiętnymi rolami Jerzego Treli i Zbigniewa Zapasiewicza). Podobnie swoje zasługi ma Wojciech Adamczyk – niestety jego inscenizacja Balladyny budziła skojarzenia z dawnym Teatrem Młodego Widza. Ale cóż za poronionym pomysłem było powierzenie Romeo i Julii reżyserce, która nie ma żadnego dorobku ani w Teatrze TV, ani w teatrze żywego planu? Gdyby produkcja Teatru TV jak ongiś liczyła sto premier rocznie, można by takie próby przeprowadzać, choć też raczej się nie zdarzało w tych lepszych czasach, aby pozycje z najwyższej półki oddawać w ręce debiutanta.
- Zadziwiający jest również fakt, że przy tak nikłej produkcji Teatr TV nie angażuje reżyserów, którzy choćby w ostatnich latach odnosili sukcesy albo przynajmniej dawali gwarancję profesjonalizmu. Po premierze Wesela Wyspiańskiego (spektakl otrzymał grand prix Festiwalu „Dwa Teatry” w 2019 roku) jego twórca, Wawrzyniec Kostrzewski, nie dostał żadnej propozycji z Teatru TV. Dobrych reżyserów, którzy mają wyczucie formy telewizyjnego teatru, nie zastąpią reżyserujący aktorzy, którym Teatr TV pozwala bawić się swoimi wątpliwymi pomysłami, czego przykładem był Krawiec Mrożka w inscenizacji Marka Bukowskiego.
- Teatr Telewizji powinien być swego rodzaju reprezentacją mistrzowską. Tymczasem stał się instytucją dworską, w której nie autentyczne talenty i kompetencje się liczą, ale mniej lub bardziej wiadome i widome układy. A prawdziwa sztuka tego nie znosi i zawsze zdradzi takie fałsze.
- Ważnym punktem programu Teatru Telewizji były rejestracje i transmisje przedstawień teatralnych. W spektaklach na żywo specjalizowała się przez lata TVP Kultura. Transmisje spektakli Warlikowskiego, Klaty, Augustynowicz, Cieplaka, Głomba, Miśkiewicza, Brzozy, Borczucha, Brzyka, Libera, Rychcika, Kościelniaka, Kiliana, Tomaszuka, Staniewskiego pozwalały szerszej publiczności poznawać współczesne życie teatralne. Tymczasem od listopada 2019 roku Kultura nie zrealizowała ani jednej tego typu produkcji. Nie jest usprawiedliwieniem fakt, że wybuchła pandemia i teatry zostały zamknięte. Mógłbym podać całą listę spektakli, które warto przenieść do telewizji. Nie ułatwię jednak pracy redaktorom Teatru TV, których obowiązkiem powinno być śledzenie tego, co dzieje się w teatrach, nie tylko w Warszawie. W Kulturze nie widać w tej dziedzinie świadomego planowania. Tymczasem w Jedynce w tym sezonie ni stąd, ni zowąd na żywo ze studia na Woronicza pokazano spektakl Akompaniator, który firmuje Kujawsko-Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny w Toruniu i jest typowym przykładem przedstawienia objazdowego. Dlaczego akurat ono dostąpiło zaszczytu prezentacji w poniedziałkowym Teatrze TV?
- Brak transmisji i rejestracji spektakli z kraju skutkuje tym, że odłogiem leżą regionalne ośrodki TVP. A ludzie tam pracujący – producenci, ekipy techniczne – świetnie się sprawdzali przy teatralnych produkcjach. Nie widać też angażowania ośrodków do realizacji oryginalnych przedstawień Teatru TV, co jakiś czas temu nieco się ożywiło. Coraz częściej zdarza się natomiast, że widowiska poniedziałkowego teatru produkują firmy zewnętrze, co jest prawdopodobnie konsekwencją zamknięcia Agencji Kreacji Teatru TV, która zadania producenckie miała też wykonywać (producentów, którzy mieli doświadczenie w Teatrze TV zresztą się pozbyto).
- Jedna rzecz dobra stała się w tym sezonie. Wreszcie emisji telewizyjnej doczekały się spektakle Teatroteki, która jest świetną inicjatywą WFDiF. Cykl ten pokazuje inwencję, z jaką mogą być tworzone widowiska oparte na współczesnej dramaturgii polskiej. Są też sprawdzianem dla młodych twórców, którzy debiutują w telewizyjnej pracy. I mimo skromniejszych możliwości nierzadko zawstydzają to, co oferuje Teatr TV, robiony na Woronicza. Może dlatego Teatroteki nie ma na Festiwalu „Dwa Teatry” – nawet w programie pozakonkursowym.
- Wielkim problemem Teatru TV jest bardzo słaby odbiór jego repertuaru. Zatrważające są wyniki oglądalności premier. Niektóre poniedziałkowe przedstawienia nie zainteresowały nawet 200 tysięcy widzów. Nigdy w swojej historii Teatr TV nie upadł tak nisko. W normalnej sytuacji byłby to powód do bardzo poważnej autorefleksji. Ale widać na Woronicza nikt sobie tym głowy nie zaprząta. W końcu są ważniejsze sprawy. Nie ma zresztą praktycznie żadnej profesjonalnej oceny tego, co się robi teraz w Teatrze TV. Na zewnątrz ogranicza się ona właściwie tylko do tego, co napisze krytycznie Małgorzata Piwowar w Rzeczpospolitej i Piotr Zaremba, któremu na ogół wszystko w Teatrze TV się podoba. Środowisko teatralne premier nie ogląda, nie komentuje, nie tworzy żadnej presji.
- Władze TVP nie mogą usprawiedliwiać obecnej sytuacji Teatru TV brakiem pieniędzy, co było zmorą przez wiele lat „za poprzedniego reżimu”. Jacek Kurski otrzymuje co roku 2 miliardy złotych ekstra z budżetu państwa, a dotacja ta była wszak uzasadniana potrzebami misji, do której TVP jest zobowiązana. Działalność Teatru Telewizji była tu jednym z pierwszorzędnych argumentów. Byłoby ciekawe dowiedzieć się, ile z tych 2 miliardów jest przeznaczane na „perłę w koronie TVP” – jak z emfazą o Teatrze TV powiada prezes? Przy takim budżecie Teatr Telewizji powinien, jak to się mówi, hulać. Wygląda na to, że stanowi tylko alibi.
Piszę o tym wszystkim bez poczucia schadenfreude. Można oczywiście kondycję Teatru Telewizji zaliczyć do tych licznych spraw, które obecna władza spieprzyła w wyniku swojej niekompetencji i co gorsza braku wstydu, że jest się tak nieudolnym. Ale trudno się z tym pogodzić, jeśli się pamięta o wspaniałej historii, którą Teatr Telewizji ma za sobą. Niestety tylko ta historia została.
Dziękuję za nie pozbawioną pełnej prawdy ocenę.Teatr telewizji powinien podnosić „poprzeczkę” bo nie można liczyć na polskie i nie tylko seriale. Kiedyś teatr tv był co tydzień, oglądało z niekłamanym podziwem! Teraz popiera się z układu miernotę, Nie wszystko co za komuny było złe. Pozdrawiam