Będzie to może przejaw nadmiernego sentymentalizmu, usprawiedliwionego wszakże nastrojem noworocznej chwili, ale wrócił do mnie blogowy tekst sprzed dokładnie 10 lat, w którym wspominałem rok 1974. Wtedy minęło od niego 40 lat. Posunęliśmy się o kolejną dekadę, a więc dzisiaj to już jest pół wieku. Magia okrągłych liczb jednak działa i trudno mi się oprzeć znowu przypomnieniu, co się działo w 1974 roku.
To był dość spokojny rok. Bardzo chętnie przeczytałbym kronikę tego czasu. Taką, która dzień po dniu przypominałaby, co się wtedy zdarzyło. Jaka była pogoda, o czym pisała prasa, co pokazywała telewizja, jakie piosenki nadawało radio, co grano w kinach, co notowali pisarze w swoich dziennikach, a o czym ludzie pisali w listach.
W Kulturze polskiej po Jałcie. Kronika lat 1944-81 Marty Fik rok 1974 nie należy do szczególnie obfitych w wydarzenia kulturalne. Zdumiewa mnie to, ponieważ jeśli spojrzy się na listę premier teatralnych tylko z pierwszej połowy tamtego roku, to dech zapiera. Zobaczcie po kolei:
12 I – Noc listopadowa Wyspiańskiego w reż. Andrzeja Wajdy w Starym Teatrze.
8 II – Balladyna Słowackiego w reż. Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym.
27 III – Bloomusalem wg Ulissesa Joyce’a w reż. Jerzego Grzegorzewskiego na Scenie Atelier przy Teatrze Ateneum w Warszawie.
5 IV – Ślub Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (prapremiera sztuki w teatrze zawodowym).
26 IV – Dante wg Boskiej komedii w inscenizacji Józefa Szajny w Teatrze Studio w Warszawie.
30 V – Wyzwolenie Wyspiańskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie.
Sześć takich przedstawień w pięć miesięcy. Jak to się teraz mówi: petarda. Wszystkie przeszły do historii. Dobrze byłoby poczytać ówczesne recenzje, czy krytycy mieli świadomość, czego byli świadkami. A może jak zwykle marudzili, że owszem, parę dobrych premier, ale generalnie sezon słaby.
No więc to się działo w teatrze roku pamiętnego 1974. Wtedy również ukazał się Pan Cogito Herberta, Ogrody Iwaszkiewicza, Kronika wypadków miłosnych Konwickiego, W rytmie słońca Kozioł, Świat nieprzedstawiony Kornhausera i Zagajewskiego, Sylwetki polityczne XIX wieku Karpińskiego i Króla oraz trzeci tom Końca świata szwoleżerów (Rewolucja w Warszawie) Brandysa. Odbył się też I Festiwal Filmów Fabularnych w Gdańsku. Grand Prix otrzymał Potop, a nagrodę specjalną Iluminacja Zanussiego.
Na XII Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu nagrodzono takie piosenki, jak: Tyle słońca w całym mieście w wykonaniu Anny Jantar, Zabrałaś mi lato Romana Gerczaka, Radość o poranku Grupy I i Gdzie ci mężczyźni Danuty Rinn.
W Teatrze Telewizji odbyły się premiery m.in.: Trzech sióstr w reżyserii Aleksandra Bardiniego z debiutującymi Krystyną Jandą, Joanną Szczepkowską i Ewą Ziętek, Heddy Gabler w reż. Jana Świderskiego z Aleksandrą Śląską, Romeo i Julii w reżyserii Jerzego Gruzy z Bożeną Adamkówną i Krzysztofem Kolbergerem w rolach tytułowych (wszystkie trzy spektakle pokazano właściwie w odstępie jednego miesiąca).
1974 to był względnie spokojny rok PRL-u. Edward Gierek roztaczał wizje Polski, która rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej. To był rok obchodów XXX-lecia Polski Ludowej, uświetnionych oddaniem do użytku m.in. Trasy Łazienkowskiej. Budował ją, jak wiadomo, inżynier Karwowski w pierwszej serii Czterdziestolatka. W 1974 roku chyba nikogo nie posadzono z powodów politycznych, z więzienia wyszli bracia Czumowie i Stefan Niesiołowski. Ministrem kultury został Józef Tejchma.
Ale nie wspominałbym tamtego roku tylko z wyżej wymienionych powodów. Jeśli 1974 darzę szczególnym sentymentem, to dlatego, że wtedy odbyły się w RFN, czy NRF jak się wtedy mówiło: X Mistrzostwa Świata w piłce nożnej – Fussball-Weltmeisterschaft. A Polska zajęła w nich trzecie miejsce. Ostatni mecz z Brazylią oglądałem w świetlicy domu wczasowego w Świnoujściu w tłumie urlopowiczów. Kiedy Grzegorz Lato w 76 minucie po pięknym rajdzie strzelił bramkę, która dawała nam srebrny medal, nastąpił wybuch nieopisanej radości. Była ona tak ogromna, bo kryło się w niej coś więcej, czego wówczas nie rozumiałem, bo moje życie dopiero się zaczynało. Ale ci, którzy mieli więcej lat, jakby poczuli, że to oni odnieśli niezwykły sukces, a to trzecie miejsce jest właściwie miejscem pierwszym. Piłkarze rodem z Mielca, Zabrza, Chorzowa przecież byli reprezentacją wszystkich, którym może w życiu nie tak wiele się udawało, ale wtedy w lipcu 1974 roku na 30-lecie Polski Ludowej pokazali, że Polak potrafi. I może wprawić świat cały w podziw.
Po tamtych, pięknych wakacjach poszedłem do I klasy szkoły podstawowej nr 62 im. Aleksandra Omieczyńskiego w Szczecinie.
Też dobry powód, by pamiętać o roku 1974.