Pradziadek

12 maja 1935 roku, 90 lat temu, zmarł marszałek Piłsudski. Tego samego dnia swoje życie zakończył również Leon Lubomir Kruszyński. Wikipedia podaje, że był polskim doktorem weterynarii, społecznikiem, historykiem regionu i dziennikarzem związanym z Turkiem. W nocie biograficznej nie ma informacji, że był naszym – moim z bratem – pradziadkiem, dziadkiem naszej mamy.

Z Wikipedii można się dowiedzieć o innych faktach z życia Leona Lubomira. Urodził się w 1857 roku. Nie jestem pewien, czy ta data jest prawdziwa, ponieważ Wikipedia dalej informuje, że w 1874 roku współorganizował Straż Ogniową w Turku. Chyba niemożliwe, żeby to robił w wieku 17 lat. Albo więc urodził się kiedy indziej, albo strażą pożarną zajmował się później. Nie urodził się zresztą w Turku, lecz w Łowiczu w zamożnej rodzinie właścicieli fabryki cygar. W połowie XIX wieku na ziemiach polskich w różnych miejscach działały tego typu przedsięwzięcia. Ale jak to się stało, że rodzina Kruszyńskich tym akurat interesem się zajęła?

Leon Lubomir nie wciągnął się jednak w rodzinny biznes, ponieważ wybrał studia weterynaryjne w Wilnie. I kolejne pytanie: dlaczego po studiach osiadł i podjął pracę w małym miasteczku Turek? Może skusił go fakt, że dopiero co powiat turecki został wydzielony z guberni kaliskiej i włączony do warszawskiej? Turek jednak bardzo mu się spodobał, skoro związał się z nim do końca życia (z przerwą tylko w latach 1912-14, gdy pracował w Warszawie, w ministerstwie rolnictwa). Co więcej: stał się wielkim patriotą Turku, jak odmieniają nazwę miasta jego mieszkańcy, w przeciwieństwie do ludzi z zewnątrz, którzy powiedzieliby: Turka. O jego zaangażowaniu w organizację Straży Ogniowej była mowa. W 1912 roku zainicjował działalność progimnazjum męskiego, pierwszej szkoły średniej w Turku. Oczywiście poświęcał też czas teatrowi amatorskiemu. Po odzyskaniu niepodległości, w 1924 roku założył gazetę „Echo Turku”, której był redaktorem naczelnym. Był również współzałożycielem klubu sportowego Tur Turek. Zajmował się historią miasteczka i regionu. Zbierał na jej temat materiały, publikował prace. Już w 1892 roku wydał książkę pt. Turek, monografja miasta.

Leon Lubomir mógłby służyć za typowy przykład polskiego małomiasteczkowego inteligenta, który nie tylko pracował na rzecz lokalnej społeczności, ale angażował się bezinteresownie w różnego rodzaju działania jej służące.

A życie prywatne pradziadka? W Turku kupił i zaadaptował do mieszkania budynek dawnego szpitala cholerycznego (miasto przeżywało parę razy epidemię choroby) przy obecnej ulicy 3 Maja. Obok powstało wspomniane gimnazjum. Idąc dalej ulicą 3 Maja dojdzie się do cmentarza. Wikipedia podaje, że w 1906 roku urodził się doktorowi weterynarii syn, Tadeusz, czyli ojciec mojej mamy. Nie ma informacji, że żoną Leona Lubomira była Czeszka, Sabina Kaun. Skąd się znalazła w Turku? Nie wiem. W miasteczku osiedlali się czescy tkacze, bo Turek w XIX wieku był ośrodkiem tkactwa. Ale czy Sabina miała z nimi jakiś związek? Podobno była pianistką. Jedno jest pewne: nie była rodzoną matką Tadeusza. I to jest historia jak z romansu tamtej epoki. Tadeusza urodziła gosposia pracująca w domu Kruszyńskich – Wiktoria, zwana Wikcią. Legenda rodzinna głosi, że Sabina przyjęła dziecko jak swoje. Tajemnicą pozostaje, czy taki był plan małżonków, czy też Leon Lubomir w przerwach między swoimi licznymi zajęciami uwiódł dziewczynę, jak to było przecież w zwyczaju w niejednym pańskim domu. A w Sabinie zwyciężyła silna potrzeba macierzyństwa, którego natura ją pozbawiła. Tak czy inaczej Sabina była dla Tadzia matką, a Wikcia dalej Kruszyńskim służyła, a do swojego syna mówiła: młody pan. Sabina zmarła po jakimś czasie. Tadeusz dopiero po latach dowiedział się, kim była naprawdę jego mama. A Wikcia wyszła za mąż, miała kolejne dzieci, a ich dzieci pozostają naszą rodziną. Z niektórymi utrzymujemy sympatyczne relacje.

Ta historia pokazuje, że nie jest tak, aby dzisiejsi Polacy pochodzili tylko ze szlachty czy mieszczaństwa, albo tylko z ludu. Czasami to pochodzenie jest mieszane, czyli mówiąc dosadniej: skundlone. Ale może taka mieszanka krwi i genów nie jest zła. Chociaż szkoda, że w naszych nie ma w nich nic czeskiego… Sabinę Kaun nasza mama zawsze wspomina ze szczególną czułością.

Nie ma już śladu po domu Kruszyńskich. W czasie II wojny  światowej zajęli go Niemcy i potem zniszczyli. Leon Lubomir leży na cmentarzu w Turku. Miasto pamięta o nim, zasłużonym społeczniku. Jakiś czas temu wydana została przez miejscowe muzeum książka, zbierająca wszystkie prace Kruszyńskiego poświęcone historii Turku. Jedna z ulic nowego osiedla domów jednorodzinnych zyskała patrona w osobie pradziadka. Powstała też wśród młodzieży tureckiego liceum inicjatywa, by Miejski Dom Kultury zyskał imię Leona Lubomira Kruszyńskiego. To miły gest, ponieważ w latach 60. ubiegłego wieku kierowniczką tej placówki była nasza mama.

 

107 odwiedzin

One Comment

  1. Sabina Kaun rzeczywiście była pianistką. Zostało po niej stare pianino, na którym w dzieciństwie ćwiczyłem różne wprawki dla początkujących. Z upodobaniem przeglądałem też stertę starych, pięknie wydanych nut z początku XX wieku, z których i ona musiała korzystać – dla mnie wtedy za trudnych. Sabina jako Czeszka była kalwinką, więc dziadek, żeniąc się, zmienił dla niej wyznanie.Ślub wzięli w Warszawie w kościele reformowanym na Lesznie. Nie mam pojęcia jak się poznali, ale o ile wiem, w okolicach Łowicza, z którego pochodził pradziadek, istniało skupisko Czechów, więc może tam się zetknęli.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.