Jeszcze w sprawie miesięcznika „Teatr”

9 maja opublikowany został list otwarty do minister kultury i dziedzictwa narodowego, Hanny Wróblewskiej, w sprawie zmian, jakie wprowadziła redakcja miesięcznika „Teatr”, a które de facto zamknęły papierowy druk pisma na rzecz publikacji internetowej. W liście krytykowano tę zmianę, a w konkluzji napisano:

„Decyzja o rezygnacji z papierowej wersji «Teatru» w naszej opinii jest zbyt pochopna. Zwracamy się do Pani Minister, pełniącej wobec tzw. pism patronackich rolę państwowego mecenasa, o przyjrzenie się sprawie w świetle przedstawionych wyżej argumentów na rzecz utrzymania dotychczasowej formuły wydawniczej oraz o weryfikację decyzji obecnego redaktora naczelnego”.

Wśród sygnatariuszy listu znaleźli się byli redaktorzy „Teatru”, członkowie Rady Redakcyjnej, teatrolodzy, dyrektorzy teatrów oraz grono wybitnych artystów – także laureaci nagród im. Swinarskiego i Zelwerowicza, przyznawanych przez „Teatr” – m.in. Maja Komorowska, Irena Jun, Krystyna Janda, Joanna Szczepkowska, Dorota Segda, Agata Kulesza, Jan Englert, Maciej Englert, Andrzej Seweryn, Jerzy Radziwiłowicz, Zbigniew Zamachowski, Krystian Lupa, Mikołaj Grabowski, Janusz Opryński, Anna Augustynowicz, Piotr Cieplak, Grzegorz Jarzyna, Jacek Głomb. Rzadko się zdarza, by w sprawie jakiegoś problemu życia teatralnego wspólnie wystąpili ludzie tak zasłużeni, choć reprezentujący różne doświadczenia. Widać los miesięcznika „Teatr” nie jest wcale kwestią marginalną.

Trzeba było trochę poczekać, ale w końcu nadeszła odpowiedź pani minister na list. Hanna Wróblewska podziękowała sygnatariuszom za zaangażowanie. Zapewniła, że MKiDN „z uwagą śledzi i monitoruje sytuację dotyczącą tego ważnego kulturalnego czasopisma”. W merytorycznej części listu powołała się na informacje dyrektora Instytutu Książki, czyli wydawcy „Teatru”. Przypomniano w niej program Tomasza Platy, złożony w konkursie na redaktora naczelnego pisma, w którym padły deklaracje o potrzebie ożywienia dystrybucji pisma za pomocą Internetu. Zacytuję dalszy ciąg listu pani minister:

„Po objęciu w styczniu 2025 r. funkcji redaktora naczelnego «Teatru» Tomasz Plata poznał kondycję, w jakiej znajduje się wydawnictwo:

– nakład drukowanego wydania miesięcznika w ostatnich latach wynosił 590 egzemplarzy,

– średnia miesięczna sprzedaż to ok. 200 egzemplarzy,

– liczba prenumerat opłaconych na bieżący rok wyniosła 32,

– koszt utrzymania wydania papierowego (zsumowane koszty druku i koszty pracownicze) to ok. 200 tys. złotych w skali roku.

Przeprowadzona analiza potencjału rozwoju pisma w przypadku przeniesienia jego obecności w całości do Internetu skłoniła redaktorów i wydawcę do wniosku, że koszty utrzymania wydania papierowego są nieadekwatne do osiąganych efektów. (…) Podjęta wspólnie przez redakcję i wydawcę pisma decyzja o ograniczeniu liczby wydań papierowych do dwóch rocznie przy jednoczesnym uruchomieniu aktywnej działalności w Internecie była powiązana z koniecznością poprawienia ekonomicznej sytuacji pisma w szerszym wymiarze. W 2025 r. w redakcji «Teatru» doszło do kilku zmian reorganizujących pracę nad poszczególnymi numerami; pracownikom przedstawiono również nowe zakresy obowiązków. Istotnej poprawie uległy także warunki płacowe.

Nowy, onlinowy, format funkcjonowania miesięcznika stanowi rozwiązanie optymalne: oferuje szeroki i darmowy dostęp do wytwarzanych przez redakcję treści, a jednocześnie gwarantuje ich odpowiednią archiwizację. W pierwszym miesiącu po uruchomieniu miesięcznika w postaci elektronicznej, artykuły «Teatru» czytało 16 tys. tzw. indywidualnych użytkowników (wynik ten osiągnięto w sposób organiczny, bez wsparcia kampanii reklamowej, a tę zaplanowano na jesień br.). Intencją Instytutu Książki jest inwestowanie w coraz lepszą widoczność oraz dostępność jakościowych treści, które pismo bezpłatnie dostarcza jak najszerszemu gronu czytelników. Obecna forma wydawania pisma została zaproponowana przez redakcję «Teatru» w odpowiedzi na zauważalną tendencję spadku znaczenia pisma oraz malejącego zainteresowania czytelników. Wersja elektroniczna przeciwdziała temu trendowi.”

To, co teraz napiszę jest tylko moją osobistą opinią, w żadnej mierze nie należy traktować jej jako odpowiedzi wystosowanej w imieniu sygnatariuszy listu, choć nie wykluczam, że niektórzy mogą ją podzielać.

Co jest istotą sporu o miesięcznik „Teatr”? Czy decyzja o rezygnacji z papierowego druku pisma jest bezwzględnie konieczna, czy nie? Wydawca podaje dane o dotychczasowej sprzedaży, które rzeczywiście mogą wydać się niepokojące, choć liczby są tylko liczbami i analizowane bez kontekstów (np. jak te wyniki prezentują się na tle innych pism patronackich?) też poprowadzą do mylnych wniosków. Ale przyjmijmy nawet sugestię, że „Teatr” miał słaby odbiór w ostatnich latach. Czy żeby to naprawić, trzeba dokonać tak radykalnej zmiany w jego formule wydawniczej? Czy jeśli ktoś złamał rękę, to należy zadysponować jej amputację w ramach kuracji? Owszem, złamania nie będzie, ale ręki trochę szkoda…

Gdyby nowa redakcja „Teatru” podjęła jednak wysiłek walki o jakość pisma w wersji papierowej i zwiększyła sprzedaż do 16 tysięcy…, to by był prawdziwy sukces. Chwalenie się takim wynikiem w darmowym odbiorze internetowym jest mało przekonujące, tym bardziej że właściwie trudno stwierdzić, czym jest nowy „Teatr” – pismem publikowanym w Internecie czy wortalem internetowym? Łatwo to rozpoznać np. w przypadku „Diadaskaliów”, które jako pierwszy periodyk teatralny zrezygnowały z druku papierowego. W wydaniu internetowym „Didaskalia” nadal zachowują wypracowaną formułę redakcyjną. Kontynuują dwumiesięczny cykl wydawniczy, redakcja ogłasza pojawienie się nowego numeru, ma on spis treści (z zachowaniem stałych działów). Udostępniony jest nawet PDF z całą zawartością wydania. Tak, „Didaskalia” czyta się w Internecie jak pismo, a nie jak wortal w rodzaju np. Teatr Dla Wszystkich czy Teatralny.pl.

Zapoczątkowany internetowy „Teatr” ma tylko pozór pisma. Redakcja „wrzuca” artykuły na stronę w sposób swobodny. Opatrzone są miesięczną datą, ale właściwie trzeba codziennie zaglądać, by się przekonać, czy pojawiły się nowe. Dzielą się one na dwa tylko działy: Teksty i Recenzje. W tym pierwszym można znaleźć rozmowy, artykuły publicystyczne, wszystko, co nie jest ewidentną recenzją z premiery. Dziwić może fakt, że Tomasz Plata kompletnie nie wykorzystuje pomysłów, które zgłosił w programie, gdy starał się o zwycięstwo w konkursie na szefa „Teatru” – jeszcze tego papierowego. Przypomnę, że znalazły się w nim m.in. takie propozycje nowych rubryk:

„Po premierze

Na wzór działu funkcjonującego przed laty w «Didaskaliach». Redakcja przepytuje widzów wybranej ważnej premiery z ich wrażeń. Istotny jest dobór komentatorów: powinny to być osoby o znacznym dorobku, choć niekoniecznie ze środowiska teatralnego (pisarze, akademicy, artyści innych dyscyplin). Każdorazowo 4-5 opinii o wybranym spektaklu.

Spektakle mojego życia

Znana osoba ze środowiska teatralnego (aktor/ka, reżyser/ka) układa listę 10 najważniejszych przedstawień zobaczonych w życiu i pokrótce o nich opowiada.

Portret aktorski

W każdym numerze na ostatnich stronach rozbudowany portret aktorski (konwencja wywiadu amerykańskiego w stylu «New Yorkera» czy «The New York Times Magazine»).”

Plata deklarował też zaangażowanie wybitnych autorów z kręgu szeroko rozumianej humanistyki, niekoniecznie na co dzień związanych ze światem teatru, ale „posiadających rozległą wiedzę, znakomity gust, nieoczywiste spojrzenie, dobre pióro (Agata Bielik-Robson, Piotr Paziński, Adam Lipszyc, Jakub Majmurek)”, a także „wybitnych publicystów i dziennikarzy zdolnych przygotować materiał w konwencji dziennikarskiej, ale z pogłębioną myślą oraz znajomością kontekstu (Magdalena Rigamonti, Jacek Tomczuk, Agnieszka Berlińska)”. Na razie poza Berlińską nikt z tych autorów się nie pojawił.

Niestety nawet to, w czym internetowy „Teatr” powinien przodować, jest rachityczne. Myślę o recenzjach. Zadałem sobie niewielki trud i policzyłem, ile tekstów recenzenckich publikowano w papierowym numerze „Teatru”. Na przykład w ostatnim z lutego tego roku łącznie wszystkich recenzji (z premier teatrów dramatycznych, lalkowych, muzycznych, szkolnych, także festiwali i spektakli zagranicznych) było trzynaście. „Teatr” internetowy w dziale Recenzje (z datą majową) publikuje osiem tekstów. Przy czym wśród nich mamy omówione trzy warszawskie premiery (w tym dwie Teatru Dramatycznego), krakowską (ze Starego Teatru), inne krajowe teatry reprezentują Szczecin, Gniezno, Wrocław (Teatr Lalek), jedna recenzja dotyczy zagranicznego przedstawienia. Nie neguję, że każdy z tych spektakli powinien być zrecenzowany, zwracam jednak uwagę, że Internet daje o wiele większe możliwości reagowania na życie teatralne. Można pisać więcej i szybciej. Korzystają z tego inne wortale teatralne: Teatralny.pl czy Teatr dla Wszystkich. Wypadałoby zapytać: jeśli redakcja miesięcznika „Teatr” zrezygnowała z papierowego druku pisma, to na co idą zaoszczędzone środki? Kto jeśli nie ona powinna stworzyć rozbudowany dział recenzji, wysyłać redaktorów do różnych teatrów w kraju, stworzyć sieć współpracowników lokalnych, którzy dostarczaliby tekstów ze swojego terenu?

Pośród majowych recenzji brakuje także sprawozdań z festiwali. Pierwszy raz w tym roku odbył się Festiwal Lamentacje. Redakcja nowego „Teatru” nie znalazła miejsca na relację, choć wydarzeniem była prezentacja wileńskiego przedstawienia Krystiana Lupy Czarodziejska góra. Chciałoby się też wiedzieć, co ciekawego przyniósł majowy Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi, podobnie Festiwal Sztuki Aktorskiej w Kaliszu. Omówienia tych imprez nie ma. Podobnie z Kontaktu w Toruniu, który wrócił do swojej wysokiej rangi, a jest właściwie jedynym naszym festiwalem o charakterze międzynarodowym.

Inny problem: dobór treści. Jak wiadomo wszyscy kochamy teatr progresywny, poszukujący, przekraczający granice. Ale dobrze byłoby pamiętać, że życie teatralne nie wypełnia tylko to, co najbardziej lubimy. Są teatry, które nie idą przed postępem. A co więcej: jest publiczność, która, o dziwo, jednak woli te teatry. Akurat „Teatr” ze względu na swoją uprzywilejowaną pozycję pisma w pełni dotowanego z publicznych środków mógłby wziąć na siebie trud rejestrowania również tego, niemałego wcale, segmentu współczesnego teatru, w którym znajdują się z jednej strony publiczne sceny, adresujące swą ofertę do dużej widowni, a z drugiej różnego rodzaju prywatne antrepryzy, których działalności nikt z profesjonalnej krytyki właściwie nie śledzi. Powiem prowokacyjnie, że obok kolejnego tekstu o rewolucyjnych dokonaniach Florentiny Holzinger chętnie bym w „Teatrze” przeczytał dobrą analizę premier także w takich teatrach, jak Polonia w Warszawie (która właśnie obchodzi 20-lecie i wpisała się mocno w życie teatralne), ale również Garnizon Sztuki, Scena Relax czy Capitol, które prezentują swoje produkcje (oprócz własnych siedzib) w miejscach, gdzie nie ma stałego teatru. Jeśli „Teatr” będzie pisał tylko o tym, co interesuje teatrologów, to stanie się taką samą niszą, jak inne periodyki, które jednak mogą sobie pozwolić na działanie na swój rachunek.

Jako długoletniego czytelnika i redaktora papierowego jeszcze miesięcznika „Teatr” zastanawia mnie również fakt, że nowa redakcja nie korzysta z dobrych tradycji pisma. Dawny „Teatr” miewał na przykład świetnych felietonistów. Nierzadko byli nimi praktycy teatru, jak choćby Erwin Axer, Andrzej Łapicki, w bliższych mi czasach (choć też już odległych): Jan Polewka jako Kurier z Krakowa czy Maciej Wojtyszko, który obecnie komentuje sprawy teatru na wortalu Teatralny.pl. A nie ma dobrego pisma bez dobrego felietonisty. Tymczasem internetowy „Teatr” nie publikuje w ogóle felietonów, brakuje nawet edytorialu redaktora naczelnego, który mógłby zawierać stanowisko redakcji w bieżących sprawach. Czy na przykład „przewał”, do jakiego doszło w konkursie na dyrekcję Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, nie domaga się stanowczej reakcji? Próżno jej szukać w internetowym „Teatrze”.

Rzecz jasna można w nowym „Teatrze” znaleźć teksty interesujące i sensowne. To są jednak rodzynki, z których całego ciasta jeszcze nie ma. Ktoś powie, że może za wcześnie na krytykę, że może trzeba dać redakcji czas na rozwój. W odpowiedzi na list otwarty pani minister informuje:

„W drugiej połowie 2025 roku Instytut Książki zaplanował badania, które pozwolą poznać opinie obecnych i potencjalnych czytelników «Teatru» oraz dokonać oceny zmian zachodzących w pozostałych pismach patronackich. Wyniki posłużą do przygotowania wspólnej strategii dla czasopism wydawanych przez Instytut Książki. Dobrze zaplanowana i konsekwentnie realizowana obecność jakościowych treści online jest szansą na przełamanie wieloletniego impasu w dialogu pism patronackich z nowymi pokoleniami czytelników”.

Można oczywiście czekać na te „badania”, ale początek jakiejś zmiany zawsze budzi większą ciekawość. Jeśli nastąpiła tak radykalna rewolucja w formule wydawniczej zasłużonego czasopisma (przypominam, że „Teatr” będzie wkrótce obchodził 80-lecie istnienia), to za nią powinna iść feeria nowych pomysłów, form z atrakcyjnie podawanymi treściami, udowadniającymi naprawdę istotny i zauważalny wysiłek, żeby przekonać odbiorcę do zmiany.

W poprzednim wpisie poświęconym temu, co się stało z „Teatrem”, stwierdziłem, że Tomasz Plata, przejdzie do historii jako ten redaktor naczelny, który zadał miesięcznikowi „Teatr” śmierć. Na razie wygląda na to, że jeśli po zgonie miało nastąpić zmartwychwstanie, to cud się nie zdarzył.

 

225 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.