– Jaki teatr jest potrzebny w Zielonej Górze? – zapytał dyr. Czechowski w piątek wieczorem po pierwszym dniu przeglądu spektakli Lubuskiego Teatru. Siedzieliśmy w gronie pracowników teatru, aktorów, ludzi z lokalnych mediów i gości z zewnątrz. Pytanie po części było retoryczne, ponieważ przypuszczam, że Czechowski wie, jaki teatr chciałby robić, ale też zdaje sobie sprawę z ograniczonych możliwości działania. Teatr, który prowadzi w Zielonej Górze, jest przykładem – jednym z wielu – placówki „na rubieży” rozpiętej między własnymi ambicjami a presją zewnętrzną. Ta presja jest banalna: grajcie farsy, grajcie coś dla szkół, grajcie dla ludzi. W czasie rozmowy zdumiały mnie