Zimne chianti dla Bieńczyka

Nagroda Nike dla Marka Bieńczyka mogła zaskoczyć, choć Książka twarzy z pewnością warta jest uwagi (oczywiście szczególnie sobie cenię rozdziały poświęcone piłce nożnej). Tadeusz Nyczek, przewodniczący jury, na koniec laudacji powiedział: „W czasach znacznego niechlujstwa, powierzchowności, bylejakości i pospieszności fraza pisarska Marka Bieńczyka przypomina kwintet Schuberta słuchany późnym lipcowym popołudniem na tarasie kawiarni przy Campo de’Fiori. W ręku koniecznie kieliszek zimnego chianti.” Ta akurat pochwała wydaje mi się kłopotliwa. Nie wiem, jak brzmi kwintet Schuberta zagrany w letniej porze na słynnym rzymskim placu. Z pewnością nie znam się tak dobrze na winach, jak laureat Nike. Ale skromna moja wiedza w

Czytaj dalej

Parady

Nie wiem, czy Parady w Teatrze Polskim są najlepszym w tej chwili warszawskim spektaklem (bo jak taki ranking układać?), ale wiem, że na pewno nie ma takiego drugiego przedstawienia. Są wyjątkowe, ponieważ operują stylem, konwencją, ściśle określoną formą, co się już rzadko spotyka na naszych scenach. Owszem komedia dell’arte występuje od czasu do czasu w wersji nadwiślańskiej, która zwykle jest nieudatną podróbką. Parady w Polskim przywracają wiarę, że zabawa w tak konwencjonalny teatr może łączyć prawdziwe umiejętności z radością gry, która wytwarza się w naturalny sposób. Obcowanie z tym teatrem daje absolutnie bezinteresowną przyjemność. I wzbudza podziw dla twórców dzieła.

Czytaj dalej

Love me do

Mija 50 lat od dnia, w którym ukazał się pierwszy singiel Beatlesów z piosenkami Love me do i PS. I love you. Czy ktoś, kto 5 października 1962 roku kupował tę płytkę mógł przewidzieć, że oto rodzi się niezwykła historia geniuszy? Jestem bowiem absolutnie pewny, że byli artystami genialnymi, których umieściłbym wśród największych z wielkich. A mieli jeszcze to szczęście, że ich sztuka trafiła do ludzi w swoim czasie, tak silnie oddziałała i pozostała na zawsze. Wiele o nich napisano i powiedziano, choć dla mnie wciąż pozostaje nieodgadnione pytanie: jak to się stało, że tacy byli? Jakie było tajemne źródło

Czytaj dalej

Weekendowe plotki

W piątek wieczór zostałem zaciągnięty do sali kameralnej Filharmonii Narodowej na koncert Warszawskiej Jesieni. Myślałem, że uszy moje wystawione będą na jakieś osobliwe dźwięki, a tu jaka niespodzianka: koncert nie był tylko do słuchania, ale i do patrzenia, a nawet można rzec, że w pewnej mierze był spektaklem teatralnym. W pierwszej części Agata Zubel wykonała partię Pierrota z klasycznego już utworu Arnolda Schoenberga. Jej bardzo piękna melorecytacja wsparta była gestami i mimiką aktorską, które tworzyły wyrazistą całość. Po przerwie byliśmy za to świadkami czegoś, co można by nazwać wariacją na tematy Schoenbergowskie. Na scenie pojawił się Sławek Pacek, które odegrał

Czytaj dalej

Publisia

Sezon się dopiero zaczął, a ile już przedstawień obejrzanych. Po kolei: Jak się kochają w niższych sferach w Kamienicy (tylko połowa, bo więcej nie zdzierżyłem), Burza Studia Teatralnego Koło, Squat Fabryka Wolność w Studio, My w finale w Bagateli w Krakowie, Pożegnania w Narodowym, Zbrodnia Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Nietoperz w TR Warszawa, Czynne do odwołania w Powszechnym, Wąsy w Och Teatrze. O każdym z tych przedstawień mógłbym powiedzieć coś dobrego (z wyjątkiem Jak się kochają), choć oczywiście pochwały nie byłyby jednakowo rozdane. W każdym też znalazłbym mniejsze lub większe mankamenty. Ale nie chcę zajmować się wystawianiem cenzurek. Patrzę na

Czytaj dalej

My w finale

We wtorek krótki wypad do Krakowa na spektakl My w finale w Bagateli (grany jest na scenie przy Sarego). Przedstawienie miało premierę w czerwcu podczas Euro, więc doskonale korespondowało z ówczesnymi nastrojami. Tekst napisał Niemiec, Marc Becker, ale dla potrzeb spektaklu został spolszczony (przez reżyserkę Iwonę Jerę i Michała Olszewskiego z Tygodnika Powszechnego, znanego ze świetnych Zapisków na biletach) tak, że gdyby ktoś nie wiedział, to byłby święcie przekonany, że to nasza dramaturgia współczesna. Niby to jest rzecz o piłce nożnej, o piłkarzach i kibicach, trwa tyle, co mecz z przerwą, ale to wszystko jest z wierzchu. A pod spodem

Czytaj dalej

Pan Tadeusz w Ogrodzie Saskim

Wczorajsza akcja Narodowego czytania Pana Tadeusza, choć odbywała się pod oficjalnymi auspicjami prezydenta RP, co zwykle u nas budzi nieufność (bo ci, co są przeciw i tak będą przeciw, więc Mickiewicz niczemu nie pomoże), wydała mi się wydarzeniem ciekawym. Nie wiem, jak przebiegała w innych miejscach (podobno udział zadeklarowało 60 miejscowości), mogłem przyglądać się początkowi i zakończeniu czytania w Ogrodzie Saskim. Pierwsze wrażenie: nie była to impreza tłumna, choć kolejne księgi poematu czytały aktorskie gwiazdy. Ale czy należy się temu dziwić? Przecież żyjemy w kulturze, która nie uznaje kanonu, więc dlaczego miałyby działać zaklęcia w rodzaju: arcydzieło, narodowa epopeja, my

Czytaj dalej

Miron na Wiśle

W różnych miejscach oglądało się już teatr, ale na Wiśle jeszcze nie. Scenę zrobiono na barce, przycumowanej do prawego brzegu opodal Mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Do miejsc dla widzów trzeba było kawałek dojść właściwie niemal po plaży obok wędkarzy. Z lewej strony jakby na małym półwyspie znajdowała się estrada dla zespołu muzycznego, który już przygrywał lekki jazz, nim się spektakl zaczął. Po przeciwnej stronie roztaczał się widok na Wisłostradę. W takich okolicznościach przyrody pokazano spektakl oparty na tekstach Białoszewskiego, a całe to zdarzenie było częścią festiwalu Przemiany zorganizowanego przez Centrum Nauki Kopernik. „Główne hasła Przemian to: miasto, lokalność, sąsiedztwo, komunikacja między ludźmi

Czytaj dalej

Kukła. Księga blasku

Ja mam dosyć pozytywny stosunek do mistyki, więc doceniam sztukę, która zgłębia różne tajemnice, kontaktuje się z duchami i duszami, Panem Bogiem i ogólnie jest niesamowita. Ale przyznam szczerze, że tyle mistyki, ile jest w najnowszym przedstawieniu Pawła Passiniego, które wczoraj oglądałem w Teatrze Żydowskim w ramach festiwalu Warszawa Singera, przekracza moją tolerancję na mgliste nastroje. Reżysera skądinąd cenię, bo idzie swoją drogą, pamiętając jednocześnie (a nawet usilnie przypominając), że było paru ważnych artystów teatru przed nim. Czyni to również w Kukle. Księdze blasku, w której występują wyraźne odwołania do Kantora i Grotowskiego. Refleksy ich teatru odbijają się szczególnie w

Czytaj dalej

Allen w Rzymie

Pewnie nie jest szczytem wyrafinowania gustu zamiłowanie do filmów Woody Allena. Mam zresztą wrażenie, że ostatnio do dobrego tonu należy wykrzywianie się na dźwięk nazwiska reżysera. Czytam recenzje z Zakochanych w Rzymie i w większości te same marudzenia: że kolejny turystyczny film Allena, pocztówka, powtórka z rozrywki, ale nie taka dobra, jak… i tu padają tytuły wcześniejszych filmów. Może recenzenci mają rację, ale co z tego, skoro Zakochani i tak mi się spodobali. Jestem skłonny zgodzić się z Vargą, który twierdzi, że zły film Allena i tak jest dobry. A pretensje o powtarzanie się? Czy one mają sens w przypadku

Czytaj dalej