Przeczytałem książkę Jerzego Stuhra. Jedna rzecz mnie szczególnie w niej uderzyła. Jest to dziennik czasu choroby – bardzo ciężkiej choroby, która dotknęła aktora zupełnie niespodziewanie. Mogła też oznaczać wyrok śmierci. Wobec takiej perspektywy wszystkie sprawy ulegają przewartościowaniu. I oczywiście chory Jerzy Stuhr nie kryje, że to doświadczenie wiele go nauczyło, przede wszystkim pokory „wobec majestatu życia i śmierci”. Stuhr w zapiskach nie epatuje jednak opisami swoich stanów fizycznych i psychicznych. Zdecydowana większość notatek poświęcona jest temu, co się dzieje wokół, bynajmniej nie szpitalnej rzeczywistości. Stuhr pisze o tym, co obejrzał w telewizji, co przeczytał, trochę o polityce, sporo o tzw.