Glosa do Bonda

W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” Andrzej Franaszek analizuje Skyfall i zwraca uwagę na to samo, o czym również pisałem po obejrzeniu filmu: na melancholię Bonda. Franaszek nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie rozsnuł sieci literackich skojarzeń, które sytuują agenta wśród „wydrążonych ludzi” Eliota i jednocześnie obok bohaterów Conrada. Tekst zatytułowany jest: W smudze cienia i posiada jeszcze nadtytuł: James Bond, jeden z nas. Powiada więc Franaszek: „The Hollow Men opatrzył T.S. Eliot mottem z Conradowskiego Jądra ciemności, gdzie w postaci Kurtza sportretowany został człowiek zbliżającego się XX wieku, który poznał czającą się w nas grozę i przeszedł na stronę bestialstwa i

Czytaj dalej

Bond ogląda Turnera

Miałem się wybrać do Studia na spektakl Wyrypajewa. Zachodzę do foyer i widzę dziwne pustki, ale w szatni wiszą płaszcze. Pytam panią z obsługi, o której zaczyna się przedstawienie? – Już się zaczęło o 18.30. Trwa od 20 minut. No to niemiła niespodzianka. Pamiętam, że kiedyś we Współczesnym spektakle zaczynały się o 19.15, ale kto u licha wpadł na pomysł, żeby zapraszać do teatru na w pół do siódmej? Co to w ogóle jest za godzina? Czy coś, co zaczyna się o w pół do siódmej może się dobrze skończyć? Rad nie rad oddaliłem się z teatru, rozważając, co zrobić

Czytaj dalej

Nagrody Teatru

Uroczystość wręczenia nagród Teatru odbyła się tym razem w restauracji Skwer przy Krakowskim. Gospodarzem wieczoru jak zwykle w ostatnich latach był redaktor naczelny, Jacek Kopciński, który stworzył ciepłą i przyjazną atmosferę wieczoru, a swoimi laudacjami na cześć laureatów musiał sprawić im prawdziwą przyjemność. A też podziękowania artystów nie były zdawkowe, przeciwnie – mogły nawet wzruszyć. Oto Małgorzata Hajewska-Krzysztofik opowiedziała, jak swego czasu przeczytała informację, że Nagrodę im. Zelwerowicza otrzymała Alicja Bienicewicz. – Wtedy pomyślałam, że ja też chciałabym dostać tę nagrodę – wyznała. Czekała na nią rzeczywiście dość długo, mając już przecież w dorobku role, które mogły laur Teatru jej

Czytaj dalej

Pożegnanie Jerzego Jarockiego

Po południu na Wierzbowej pożegnanie Jerzego Jarockiego. Na pustej, wyciemnionej scenie wystawiono urnę z jego prochami. Stała na katafalku Babci z Tanga. Obok paliły się świece. Jan Englert powiedział, że to pożegnanie odbywa się w „obrządku teatralnym”, bo teatr był religią Profesora. Powiedział też, że choć reżysera nie ma z aktorami, to jednak będą oni czuli jego wzrok. Wtedy odezwała się Danuta Maksymowicz: – Jego okulary są w urnie. Aktorki występujące w Sprawie – ostatniej inscenizacji Jarockiego – zaśpiewały pieśń z przedstawienia. Przemówił jeszcze Olgierd Łukaszewicz w imieniu ZASPu. Potem już każdy w ciszy sam dla siebie wspominał Jerzego Jarockiego.

Czytaj dalej

Jeszcze w sprawie osławionego „felietonu”

Wczoraj na e-teatrze ukazał się już osławiony „felieton” Michała Kmiecika. Nie zamierzam wdawać się z nim w jakąkolwiek polemikę. Wywołał on zresztą oburzenie, wyrażone w różnych miejscach i przez różne osoby, a stosunek do sprawy dobrze sformułował jeden z komentatorów: „Odnieść się do tego bełkotu to znaczy uznać jego wartość. Nie odnosić się, znaczy zgadzać się na takie chamstwo”. Dlatego też publicznie zgłosiłem do redakcji e-teatru następujące pytania:1. Na jakiej zasadzie dobierani są autorzy działu „Felietony”?2. Czy teksty kierowane do tego działu przed publikacją są w jakikolwiek sposób oceniane i redagowane? Tym samym, czy redakcja zgadza się z treścią dzisiejszej

Czytaj dalej

Zimne chianti dla Bieńczyka

Nagroda Nike dla Marka Bieńczyka mogła zaskoczyć, choć Książka twarzy z pewnością warta jest uwagi (oczywiście szczególnie sobie cenię rozdziały poświęcone piłce nożnej). Tadeusz Nyczek, przewodniczący jury, na koniec laudacji powiedział: „W czasach znacznego niechlujstwa, powierzchowności, bylejakości i pospieszności fraza pisarska Marka Bieńczyka przypomina kwintet Schuberta słuchany późnym lipcowym popołudniem na tarasie kawiarni przy Campo de’Fiori. W ręku koniecznie kieliszek zimnego chianti.” Ta akurat pochwała wydaje mi się kłopotliwa. Nie wiem, jak brzmi kwintet Schuberta zagrany w letniej porze na słynnym rzymskim placu. Z pewnością nie znam się tak dobrze na winach, jak laureat Nike. Ale skromna moja wiedza w

Czytaj dalej

Parady

Nie wiem, czy Parady w Teatrze Polskim są najlepszym w tej chwili warszawskim spektaklem (bo jak taki ranking układać?), ale wiem, że na pewno nie ma takiego drugiego przedstawienia. Są wyjątkowe, ponieważ operują stylem, konwencją, ściśle określoną formą, co się już rzadko spotyka na naszych scenach. Owszem komedia dell’arte występuje od czasu do czasu w wersji nadwiślańskiej, która zwykle jest nieudatną podróbką. Parady w Polskim przywracają wiarę, że zabawa w tak konwencjonalny teatr może łączyć prawdziwe umiejętności z radością gry, która wytwarza się w naturalny sposób. Obcowanie z tym teatrem daje absolutnie bezinteresowną przyjemność. I wzbudza podziw dla twórców dzieła.

Czytaj dalej

Love me do

Mija 50 lat od dnia, w którym ukazał się pierwszy singiel Beatlesów z piosenkami Love me do i PS. I love you. Czy ktoś, kto 5 października 1962 roku kupował tę płytkę mógł przewidzieć, że oto rodzi się niezwykła historia geniuszy? Jestem bowiem absolutnie pewny, że byli artystami genialnymi, których umieściłbym wśród największych z wielkich. A mieli jeszcze to szczęście, że ich sztuka trafiła do ludzi w swoim czasie, tak silnie oddziałała i pozostała na zawsze. Wiele o nich napisano i powiedziano, choć dla mnie wciąż pozostaje nieodgadnione pytanie: jak to się stało, że tacy byli? Jakie było tajemne źródło

Czytaj dalej

Weekendowe plotki

W piątek wieczór zostałem zaciągnięty do sali kameralnej Filharmonii Narodowej na koncert Warszawskiej Jesieni. Myślałem, że uszy moje wystawione będą na jakieś osobliwe dźwięki, a tu jaka niespodzianka: koncert nie był tylko do słuchania, ale i do patrzenia, a nawet można rzec, że w pewnej mierze był spektaklem teatralnym. W pierwszej części Agata Zubel wykonała partię Pierrota z klasycznego już utworu Arnolda Schoenberga. Jej bardzo piękna melorecytacja wsparta była gestami i mimiką aktorską, które tworzyły wyrazistą całość. Po przerwie byliśmy za to świadkami czegoś, co można by nazwać wariacją na tematy Schoenbergowskie. Na scenie pojawił się Sławek Pacek, które odegrał

Czytaj dalej

Publisia

Sezon się dopiero zaczął, a ile już przedstawień obejrzanych. Po kolei: Jak się kochają w niższych sferach w Kamienicy (tylko połowa, bo więcej nie zdzierżyłem), Burza Studia Teatralnego Koło, Squat Fabryka Wolność w Studio, My w finale w Bagateli w Krakowie, Pożegnania w Narodowym, Zbrodnia Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Nietoperz w TR Warszawa, Czynne do odwołania w Powszechnym, Wąsy w Och Teatrze. O każdym z tych przedstawień mógłbym powiedzieć coś dobrego (z wyjątkiem Jak się kochają), choć oczywiście pochwały nie byłyby jednakowo rozdane. W każdym też znalazłbym mniejsze lub większe mankamenty. Ale nie chcę zajmować się wystawianiem cenzurek. Patrzę na

Czytaj dalej