Mój Dramatyczny (4)

Do moich obowiązków w Teatrze Dramatycznym należało przygotowanie programu Warszawskich Spotkań Teatralnych. Na organizacji festiwalu również odbiła się pandemia. Jubileuszowa 40. edycja imprezy nie mogła się odbyć wiosną 2020 roku, tak jak planowano, ponieważ wszyscy byliśmy wtedy zamknięci w domach. Przełożono ją na grudzień, ale została zrealizowana w nadzwyczajnym trybie. Teatry po raz pierwszy w dziejach festiwalu nie przyjechały do Warszawy. Zaproszone spektakle pokazano na żywo w formie internetowych transmisji z poszczególnych scen, ale bez udziału publiczności. Widownia siedziała przed komputerami. Aktorzy grali do kamer. Było to pewnie jedno z najtrudniejszych doświadczeń, z jakim przyszło się zmierzyć w historii WST. Pewną osłodę dała życzliwa reakcja widzów. Dla wielu z nich transmisje stwarzały jedyną szansą, by przedstawienia zobaczyć. Było to jednak „coś za coś, pani Żeniu”.

Następna edycja Spotkań odbyła się w czerwcu 2021 roku już w Teatrze Dramatycznym, gdy tylko zezwolono na granie spektakli. Można było co prawda zaprosić jedynie połowę widowni – dla tych, którzy nie mogli przyjść do teatru, rejestracje festiwalowych przedstawień udostępnione zostały w Internecie. Była więc to tzw. hybrydowa edycja.

Dopiero tegoroczne Spotkania wróciły do tradycyjnej formuły. Sądząc po zainteresowaniu publiczności, po reakcjach komentatorów, atmosfera festiwalu przypominała coś z dawnych czasów. Może stało się to za sprawą Dziadów z Teatru im. Słowackiego w Krakowie w inscenizacji Mai Kleczewskiej – najgłośniejszej premiery sezonu, którą Warszawa bardzo chciała zobaczyć, więc spektakl zagrano czterokrotnie, więcej niż to było początkowe planowane. Może też inne przedstawienia, pozbawione takiej famy, ale nie mniej interesujące, przyczyniły się do powodzenia tej edycji. Jako selekcjoner WST mogłem się przekonać kolejny raz do banalnej prawdy, że siłą festiwalu są dobre przedstawienia, choć nie da się wybrać jednakowo dobrych. Do takiej imprezy jak Spotkania nie ma sensu jednak dorabiać ideologii, a już na pewno tworzyć program pod z góry przyjęte tezy. WST mają od lat sprawdzoną formułę, która jest jego najlepszą tradycją: na festiwalu są pokazywane przedstawienia, które warszawska publiczność powinna zobaczyć, by mieć orientację, co ważnego i ciekawego dzieje się w życiu teatralnym kraju. I to właśnie zainteresowanie widzów jest miernikiem sukcesu. Festiwal nie miał nigdy jury, które by przyznawało nagrody, bo wystarczającą nagrodą jest już sam fakt zaproszenia do Warszawy, co wciąż teatry sobie cenią. Jeśli zaś ich występy trafią do publiczności, a na Spotkaniach zawsze można rozpoznać, kiedy to się dzieje, to ten efekt liczy się bardziej niż statuetki na wielu innych imprezach.

Byłem selekcjonerem WST, ale przy ich organizacji pracował cały zespół na czele z Kingą Latusek, Magdą Romańską, Kingą Strzemińska, Weroniką Doboszyńską, Natalią Mołodowiec, Kamilą Smętkowską, Mariuszem Guglasem. Bez nich impreza pozostałaby na papierze, na którym zapisałem listę tytułów.

Tej ostatniej edycji WST w szczególny sposób towarzyszyła refleksja o ich historii. Spowodowała to publikacja, którą Teatr Dramatyczny wydał wspólnie z Instytutem Teatralnym: WST x 40 + Warszawskie Spotkania Teatralne 1965-2021. Miałem przyjemność współtworzyć to wydawnictwo wraz z Dorotą Buchwald, Agnieszką Górnicką, Jadwigą Majewską i Tadeuszem Słobodziankiem oraz z Filipem Zagórskim, który pięknie książkę zaprojektował graficznie. Powstała rzecz do czytania i do oglądania, zawierająca pełną, bogato ilustrowaną dokumentację wszystkich edycji festiwalu, ale także teksty o jego historii i wspomnienia osób, które miały w niej udział – przede wszystkim artystów goszczących na WST, organizatorów, selekcjonerów, obserwatorów. Dział wspomnień otwierał tekst Jerzego Treli, który jako aktor Starego Teatru wielokrotnie występował na Spotkaniach. Pisał m.in.:

„Z wyjazdów na Warszawskie Spotkania Teatralne mam kilka szczególnych wspomnień. Pamiętam na przykład, jak po świetnie przyjętym pokazie Wszystko dobre, co się dobrze kończy w reżyserii Konrada Swinarskiego w siedzibie Prezydenta Miasta Warszawy odbywał się bankiet. Dyrektorem Teatru Dramatycznego, prezesem SPATiF-u (obecnego ZASP-u) i gospodarzem Warszawskich Spotkań Teatralnych był wówczas Gustaw Holoubek. W pewnym momencie, kiedy zakończyła się część oficjalna przyjęcia, muzycy, którzy występowali w przedstawieniu Swinarskiego, poprosili o możliwość zagrania kilku utworów dla gości bankietu. Nie wiadomo było, czy można to zrobić, bo jednak Ratusz rządzi się swoimi zasadami. Próbowano skontaktować się z urzędnikami, ale była noc i nikt nie odbierał telefonu. W pewnym momencie Gustaw Holoubek podjął samowolną, ale wspaniałą decyzję i pozwolił muzykom grać. Wszyscy, dotąd poważni goście ruszyli do tańca. Wrażenia z tego wspaniałego, wystawnego przyjęcia, na którym zgodnie bawili się ludzie o różnych poglądach i o różnych przekonaniach, na którym było znakomite jedzenie, grała muzyka i wszyscy tańczyli, są jednym z najwspanialszych wspomnień ze wszystkich moich teatralnych podróży do Warszawy”.

To wspomnienie zabrzmiało szczególnie wzruszająco podczas promocji książki, która odbyła w trakcie tegorocznych WST – w tygodniu, gdy żegnaliśmy Jerzego Trelę.

W dużej mierze dzieje Spotkań były związane z historią Starego Teatru w Krakowie i jego aktorami, reżyserami, twórcami (m.in. także z Tadeuszem Bradeckim, którego wspomnienia ukazało się w książce, a któremu niestety nie zdążyliśmy jej wręczyć). Być może bez wielkich spektakli Starego nie stworzyłaby się legenda Warszawskich Spotkań Teatralnych. W pamięci o festiwalu pobrzmiewa oczywiście ton sentymentu: ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi? Ale Spotkania mają wciąż swoją siłę, a przede wszystkim nie straciły sensu istnienia. Bywalcy Wimbledonu pewnie też z rozrzewnieniem przypominają sobie dawnych, wielkich mistrzów, ale czy to znaczy, że nie warto oglądać tych, którzy dzisiaj na turnieju grają? I jakoś nikt w Londynie nie snuje pomysłów, by trawę kortów Wimbledonu zastąpić betonem.

cdn.

 

1 034 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.