Jubileusz Joanny Szczepkowskiej

W miniony poniedziałek w Teatrze Współczesnym Joanna Szczepkowska obchodziła jubileusz 50-lecia swego debiutu. Wieczór był absolutnie wyjątkowy, jaki tylko mogła zgotować jubilatka.

Tą pierwszą rolą w karierze Joanny Szczepkowskiej była Frida w sztuce Ibsena Jan Gabriel Borkman w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Premiera odbyła 16 kwietnia 1975 roku. W obsadzie przedstawienia znaleźli się m.in.: Jan Świderski gościnnie grający tytułową rolę, Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Zofia Saretok, Henryk Borowski, a także Paweł Wawrzecki, który znalazł się wśród zaproszonych na widowni tego okolicznościowego spotkania. To był debiut sceniczny aktorki, ale dała się ona poznać o wiele większej publiczności już kilka miesięcy wcześniej. 25 listopada 1974 roku w Teatrze Telewizji odbyła się premiera Trzech sióstr Czechowa. Spektakl przeszedł do historii z różnych powodów, ale wśród nich szczególne znaczenie miał fakt, że reżyser – również Aleksander Bardini – zaangażował do ról sióstr Prozorow ówczesne studentki warszawskiej PWST: Krystynę Jandę, Ewę Ziętek i Joannę Szczepkowską jako Irinę. Partnerowała im jeszcze jedna koleżanka: Anna Szczepaniak jako Natalia (aktorka, która kilka lat później zmarła śmiercią samobójczą). Profesor Bardini miał swojego pedagogicznego nosa do znajdowania talentów, ale też te dwa w osobach Jandy i Szczepkowskiej nadzwyczajnie się rozwinęły. Przy okazji podrzucam narzucający się w sposób oczywisty pomysł na dobry esej, będący równoległym opisem biografii obu artystek. Niebagatelny obraz naszej kultury w nich się odbija.

Jubileuszowy wieczór Joanny Szczepkowskiej składał się z jej wspomnień, które przypominały drogę aktorki do debiutu na scenie przy Mokotowskiej. A zaczęła się ona, gdy malutka Joasia zobaczyła swojego ojca, Andrzeja Szczepkowskiego, występującego w jakimś plenerowym spektaklu na Bielanach. Wtedy pierwszy raz przekonała się, że scena jest tajemniczym miejscem, które sprawia, że tatuś staje się kimś innym. A kariera samej Szczepkowskiej zapoczątkowała się w przedszkolu. I już ten pierwszy występ pokazał indywidualność artystki. Miała zagrać główną rolę księżniczki, ale gdy usłyszała zarzut, że otrzymała ją po protekcji, bo jest „wnuczką Parandowskiego”, oddała ją koleżance, sama zadowalając się rolą śpiącego krasnoludka. Została mimo to nagrodzona największymi brawami.

W drodze do debiutu Szczepkowskiej ważne były jej różne przeżycia związane z oglądanymi spektaklami. Opowiedziała, jakie wrażenie na niej zrobiła np. Szklana menażeria w reżyserii Izabelli Cywińskiej na scenie Współczesnego z rolami Zofii Mrozowskiej, Ignacego Gogolewskiego, Józefa Nalberczaka i Marty Lipińskiej jako Laury. Ponieważ pani Marta była obecna na widowni, dzięki temu wspomnieniu czas teatralny, tak bardzo przecież bezlitosny, na chwilę się cofnął.

Tych opowieści, anegdot, dygresji w jubileuszowym monologu Joanny Szczepkowskiej było dużo, dużo więcej. A jeszcze uzupełniały ją specjalnie dobrane piosenki i poetyckie parodie. I wszystko razem sprawiło zaproszonym gościom niebywałą przyjemność, nie tak wcale często doświadczaną, spotkania z osobą o niezwykłym poczuciu humoru. Oczywiście jest Joanna Szczepkowska wybitną aktorką, równie świetną pisarką. To wiemy. Ta wielość talentów ma źródło w jej wrażliwości, osobowości i inteligencji. Ta ostatnia cecha wydaje mi się szczególnie ważna. Określa ona, jak wiadomo, zdolność myślenia. Jubilatka uzyskała ją w stopniu, który zwykle ludziom utrudnia życie. Niestety tak jest, jeśli zadaje się niewygodne pytania, wytrąca się swoimi opiniami z przyzwyczajeń, dostrzega się coś istotnego wcześniej niż inni. Trzeba mieć jeszcze odwagę, by mówić czy pisać to, co się myśli. A Joanna Szczepkowska taką odwagę posiada.

Wieczór skończył się przemowami na cześć jubilatki. Wśród nich były urzędowe wystąpienia przedstawicieli Ministerstwa Kultury i władz miasta. Aktorka otrzymała zasłużone medale i bukiety kwiatów. Być może sprawiłoby jej większą przyjemność, a na pewno jej wiernej publiczności, gdyby któraś z władz pomogła w znalezieniu stałego miejsca dla występów Joanny Szczepkowskiej. Wizja, którą przepowiadał jej ojciec, że będzie się błąkać po różnych scenach z czajnikiem, zanim trafi do warszawskiego teatru, spełniła się nieco a rebours. Zadebiutowała od razu po zakończeniu studiów na renomowanej scenie. Ale po 50 latach pracy nie ma swojego teatru. Gra gdzie może.

A gdyby stały adres teatralny Joanny Szczepkowskiej się znalazł, to bym wyraził życzenie, które samo się nasunęło po wieczorze jubileuszowym, a które na pewno podzielają jego uczestnicy: mów, Joasiu, ten swój monolog dalej! Chcemy go słuchać jeszcze!

45 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.