Wół do cielęcia – jeszcze raz

Pan Szymon Spichalski odpowiedział na poprzedni mój wpis tekstem pt. Cierpienia młodego cielęcia. Wypada, abym odniósł się do tej wypowiedzi, choć nie znajduję w niej już zbyt wielu powodów do polemiki. Podoba mi się ogólne nastawienie redaktora portalu Teatr dla Was do dzisiejszych problemów krytyki i jego chęć poszukiwania pozytywnych rozwiązań. Muszę wszakże odpowiedzieć na zarzut, który Pan Spichalski formułuje pod moim adresem. A chodzi o moje sceptyczne, dystansujące stanowisko w całej sprawie. „’Nie wiem’ – agnostycyzm poznawczy wygląda ładnie u Feuerbacha, ale w sytuacji utraty życiowych szans młodych ludzi jest jak kolejny cios w mordę” – pisze Szymon Spichalski.
Może to: „nie wiem” jest jednak potrzebne, aby zacząć myśleć. „Nie wiem” jest odpowiedzią na rzeczywistość, która zmienia czy już zmieniła swoje prawa i w konsekwencji nasze reguły działania czy nawet zwykłe przyzwyczajenia. Pan i ja jesteśmy tak samo postawieni wobec tych przemian. Z tym, że dla Pana to jest sytuacja wyjściowa. Dla mnie problem jest trudniejszy, bo nawykłem już do pewnych zasad, a teraz widzę, że przestają one obowiązywać. No więc mówię: nie wiem, co z tym robić? Ale jak się czegoś nie wie, to rozum powinien podpowiedzieć odpowiednie pytania. Pan również formułuje takie pytania w interesującej nas sprawie:
„Może jest to czas, gdy krytyk powinien wyjść z łam gazet (jeśli w ogóle na nie trafia) lub stron serwisu internetowego? Powtórzę: może w ogóle nadeszła pora na redefinicję słowa ‘krytyk’? Może czas na ponowne określenie jego zadań, statusu społecznego, roli w teatrze?”
Na tak postawione pytania odpowiedziałbym znowu zapewne w sposób dla Pana niezadowalający: może. Byłbym jednak ostrożny w formułowania radykalnych odpowiedzi, które te pytania prowokują. Intuicja mi bowiem tym razem podpowiada, że jakiekolwiek nowe formy komunikacji znajdzie krytyka nie zmieni się, a na pewno nie powinna zmienić się zasadnicza treść tego zajęcia, pracy czy nawet czasami sztuki. Otóż krytyk powinien nadal umieć oglądać teatr i umieć o tym napisać. To takie proste, prawda?
Sztuka pisania wydaje mi się szczególnie ważna. Bo krytyk może się mylić w analizie przedstawienia, może nawet czegoś w nim nie rozumieć, ale błędy można mu wybaczyć, jeśli o tym ciekawie napisze. I odwrotnie: krytyk może się świetnie znać na teatrze, ale ta wiedza jest po nic, jeśli będzie nudno wyartykułowana. Oczywiście można dyskutować, co jest „ciekawym” pisaniem, a co „nudnym”, ale czytelnicy chyba to szybko wyczuwają.
Jeszcze jedna sprawa: gdziekolwiek w przyszłości nasz krytyk się będzie wypowiadał musi pozostać niezależny wobec dwóch zasadniczych odbiorców swoich tekstów: artystów i publiczności. Nie jest bowiem dobrze, przynajmniej w moim przekonaniu, gdy krytyk przyjmuje na siebie rolę rzecznika jednej ze stron: albo towarzyszy twórcom, albo wypowiada się w imieniu widzów. To ma rozmaite swoje konsekwencje, które widujemy i w dzisiejszej praktyce uprawiania krytyki teatralnej. Tak naprawdę krytyk jest skazany na samotność i choć to nie jest przyjemna sytuacja, nie ma na to rady.
I uwaga końcowa: to, co napisałem nie jest zapewne szczególnie odkrywcze. Być może, że znów zawiodłem Pana Spichalskiego (choć zdaje się, że będziemy mieli okazję do kontynuowania tej rozmowy przy ulicy Miodowej). Mam zresztą wrażenie, że dyskusje o krytyce ciągle sprowadzają się do tych samych kwestii (ta obecna jest o tyle nowa, że pojawiły się nieznane wcześniej zagrożenia dla uprawiania tego zajęcia). Nie zaszkodzi jednak, jeśli przy całej powadze tematu, zachowamy odrobinę dystansu. Krytyk bowiem również powinien mieć poczucie humoru i objawiać je rzecz jasna nie tylko wobec artystów. Kiedyś na zajęciach na Wydziale Wiedzy o Teatrze zadałem proste pytanie: jaki powinien być krytyk? Na sali, jak to zwykle jest na kolejnych rocznikach WoT zdecydowaną przewagę miały studentki. Usłyszałem więc na moje pytanie odpowiedź: przystojny. Wziąłem ją do siebie i już nie drążyłem tematu.

1 006 odwiedzin

4 Comments

  1. na facebooku: Pan Szymon strzela kulą w płot mianując sobie za „pewien autorytet” Majcherka (młodszego)! Toć on unurzany po uszy w tych wszystkich układach i zakulisowych gierkach (czego skrajnym przykładem była klapa „listu” lewicowego środowiska; WM ma się za centrowego, co oznacza tylko letnią wodę w nieszczelnym kranie i omijanie prawdziwych problemów, z nerwami na wierzchu, gdy ktoś, jak jego kolega Cezary G., przemówi istotnie ludzkim głosem), gdzie właśnie tylko pieniądze i kariera się liczą, jako spełnienie zawodowe. Lecz Majcherek ma rację: krytyka upadła na twarz i tapla się w niefachowości i popieralnictwie (on sam protegował do pieniędzy plagitora), ale to znaczy tylko, że Spichalski powinien plwać na to całe bagno i zstąpić do głębi, tzn. robić swoje nie ogladając się na fałszywe autorytety.

    Reply

  2. Już wolę swoją letnią wodę niż Twoją w stanie nieustannego wrzenia – gotuje, gotuje się i zostaje tylko para w gwizdek od czajnika.

    Reply

  3. no pewnie, że wolisz, bo inaczej, widać, nie potrafisz.
    PS
    Wodo-rzeczo-lesjstwo-znawstwo j e s t odmianą kłamstwa. I tylko Andersena brakuje.
    Wszystkiego nowego w starych dekoracjach (pechowy rok)

    Reply

  4. „Ilu jest w Polsce krytyków teatralnych? A to zależy, jak liczyć. Jeśli wymienić wszystkich piszących o przedstawieniach, to jakie pół batalionu. Niektórzy mają nawet swój klub, zarząd i sympatycznego prezesa. Jeśli natomiast policzyć do tego grona tylko tych, którzy pisząc o teatrze sięgają problemów bardziej niż teatr istotnych, to jest ich zaledwie paru. tylu najwyżej było ich zresztą zawsze, w każdym pokoleniu, więc w zaznaczeniu tej różnicy autoramentu nie ma najmniejszej ujmy dla współczesnych recenzentów i sprawozdawców teatralnych. Tym bardziej że w innych dziedzinach sytuacja wygląda podobnie. Filozofów, czyli tych, którzy naprawdę filozofują, nie poprzestając na referowaniu cudzych poglądów, też mamy zaledwie paru.”
    Andrzej Wanat, „Teatr” 1991 nr 9.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.