Się powiedziało

Dostałem zawiadomienie o inauguracji obchodów 250-lecia teatru publicznego w Polsce, co nastąpi w Starym Teatrze w Krakowie 12 lutego. Plan inauguracji poprzedza wstęp, w którym czytam:
„Rok 2015 został ogłoszony przez Sejm Rzeczpospolitej Polskiej ROKIEM POLSKIEGO TEATRU na cześć 250 rocznicy pierwszej premiery danej w języku polskim przez zespół teatralny powołany przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wydarzenie to uważane powszechnie i symbolicznie za początek polskiego teatru publicznego staje się okazją do tego, żeby przez cały rok rozmawiać o teatrze, dyskutować o teatrze a nawet spierać się o teatr, jego kondycję i przyszły kształt”.
Ładnie, pięknie – jak mawia moja mama. Ale chciałem zapytać, dlaczego autorom tego tekstu (podpisanego czterema nazwiskami: Klata-Majewski-Nowak-Nowak) nie przeszło przez klawiaturę komputera, że ta pierwsza premiera 250 lat temu inaugurowała po prostu Teatr Narodowy w Warszawie. To w istocie duża sztuka tak sformułować komunikat o pięknym jubileuszu, by nazwa „Narodowy” nie padła. Cztery głowy nad tym myślały. Inna sprawa, że rzeczywiście normalny człowiek nie jest w stanie się zorientować, jaką rocznicę obchodzimy: Teatru Narodowego? Teatru publicznego? Polskiego teatru? Ale może to dobrze: każdy ma inny powód do świętowania. Dobrze że chociaż liczba 250 jest wspólna.
*

Czytam recenzję Witka Mrozka z Wesela w Teatrze Polskim w Warszawie. Może to będzie dla niektórych zaskoczenie, ale podzielam jego opinię o spektaklu. Moją uwagę zwraca jednak następujący passus:
„Spektakl trwa dwie godziny. Jasiński nie boi się skrótów. Ważne, by pozostały kluczowe wersy. Szlagworty, które pamięta się dekady po egzaminie dojrzałości z języka polskiego i które sprawiają, że gdy wychodzimy z dobrze zagranego Wyspiańskiego, to język dziwnie składa nam się w stukający obcasami trzynastozgłoskowiec”.
Nie wiem, na jakich obcasach chodzi Mrozek, nie śmiem pytać, kto mu dał maturę, ale coś mi się nie zgadza. Dla pewności sięgam do niezawodnej encyklopedii Wesela Rafała Węgrzyniaka, w której pod hasłem „wiersz” czytamy:
„Niezwykłość Wesela polegała również na nowatorstwie jego wiersza. Do dzisiejszego dnia wersyfikacja tego dramatu nie doczekała się rzetelnej analizy”. Węgrzyniak przywołuje dalej opinie K.W. Zawodzińskiego, który stwierdzał, że w Weselu dominuje 8-zgłoskowiec trocheiczny z czterema akcentami metrycznymi (w praktyce – trzema ciężkimi). A zacytowana M. Dłuska dowodzi: „Rytmika Wyspiańskiego jest nie do naśladowania. Nie wznowią jej dzisiejsi toniści i żaden najbardziej utalentowany tłumacz-poeta nie odtworzy jej w obcym języku. Bo Wyspiański rzadko kiedy utrzymuje się trwale w czystym toku tonicznym lub sylabotonicznym. Najczęściej oscyluje między tymi dwoma systemami, trzyma się na ich pograniczu i trzyma w napięciu naszą wrażliwość, naszą czujność, przechodząc raz po raz z jednej rytmicznej postawy do drugiej, krocząc to po tej, to po tamtej stronie linii demarkacyjnej i nas zmuszającej do podążania za sobą. Dlatego słowo w jego wierszu ma w sobie coś tak urzekającego. Wciąga nas ono, jak w odmęt tajemniczy i falujący, w tętno żywe, niepowtarzalne, jedyne”.
Zapewne różne życzenia będziemy sobie składać z okazji 250-lecia teatru… Narodowego, publicznego, polskiego. Ale może na początku należy mu życzyć, aby aktorzy umieli wiersz Wyspiańskiego mówić, a widzowie (także krytycy) go słyszeć.
PS. Moja koleżanka z pracy, Marzenka, uważa, że jestem za bardzo sarkastyczny. Może rzeczywiście ma rację.

1 295 odwiedzin

5 Comments

  1. Wojtku, cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę.

    Gdy obserwuję te wszystkie korowody z nazwą jubileuszu przypominam sobie, że w 1965 roku obchodziliśmy 200-lecie SCENY narodowej. W wielki, ogólnopolski jubileusz wciągnięto pomniejsze jubileusze licznych scen w kraju. Oficjalna uroczystość odbyła się z okazji otwarcia Teatru Wielkiego. Obchody w Teatrze Narodowym (w tym słynną Deklarację programową) traktowano jako inicjatywę wewnętrzną.

    Ministerstwo Kultury w osobie S.W. Balickiego robiło wszystko, żeby pomniejszyć znaczenie Teatru Narodowego i dowieść uzurpacji w datowaniu swych początków w listopadzie 1765. (Ciężko nad budowaniem tej ciągłości w powojennej Polsce pracowali ludzie teatru: Korzeniewski, Horzyca, Dejmek.)

    I teraz po 50 latach już nie wraże władze, ale środowisko samo sobie takie numery funduje. W takich akcjach „ciągłości i tradycji” nam widać nie brakuje.

    Jestem ciekaw kto i co wymyśli na 300-lecie.

    Reply

  2. Ja z innej beczki, ale dlatego, że Ewie Wójciak też kiedyś „się powiedziało”. O papieżu Franciszku, cytat można sobie podarować. Dziś czytam, że bardzo chwali papieża, m.in. za słowa o uchodźcach. Jednak – skromnego „przepraszam” nie udaje się jej z siebie wydobyć, bo nadal niejasna jest, wg niej, postawa papieża w okresie rządów argentyńskiej junty.
    Jedna i druga wypowiedź Ewy Wójciak jest marna, lecz ta obecna, gdy uzyskaliśmy już niemałą wiedzę o papieżu Franciszku – jest dodatkowo wstrętna.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.