Poranek profesora Akademii Teatralnej

Żeby zdążyć na dziewiątą na zajęcia w Akademii Teatralnej muszę wyjechać z Ursynowa około 8.10. Nie skarżę się na to. Ludzie gorzej mają. Moja koleżanka z pracy dojeżdża codziennie ze Skierniewic. Ja nie muszę jak bohaterowie „Misia” golić się wieczorem w przeddzień, żeby nie tracić czasu rano. Nawet zdążę coś przegryźć. I dzisiaj też tako było.

W nocy otrzymałem sms od studentki, którego treść przedstawiam (mam nadzieję, że wybaczy mi ujawnienie korespondencji): „Panie Profesorze, bo dzisiaj jest fuksówka i myśleliśmy że będziemy mieć godz. rektorskie ale okazało się że nie mamy a jutro o 9 mamy z Panem zajęcia także… dobranoc”. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że w Akademii jest fuksówka, w dodatku trwa w najlepsze, gdy ja śpię snem sprawiedliwego. Przywykłem już, że jako wykładowca Akademii nie dostaję zaproszeń na tę doroczną uroczystość. Zdziwiło mnie, że zorganizowano ją w niedzielę wieczorem, gdy zwykle bywała w soboty. Ale skoro wykład inauguracyjny na rozpoczęciu roku akademickiego mógł mieć Aleksander Kwaśniewski, to i fuksówka mogła odbyć się w niedzielę. W końcu tradycja jest po to, żeby ją łamać.

No, więc jechałem do Akademii wspominając moją fuksówkę, z której głównie pamiętam to, że jako studenci WoT-u mieliśmy za zadanie przygotować bigos, bo taki był obyczaj (czy on wciąż trwa – nie wiem). Było to jeszcze w czasach, w których obowiązywały kartki na mięso i wędliny, a więc, żeby ten bigos zawierał coś więcej oprócz kapusty musieliśmy odstąpić pewną ilość miesięcznego przydziału żywnościowego, który każdemu obywatelowi zapewniało Państwo Ludowe. Pamiętam, że bigos gotowały nasze koleżanki w Dziekance. Gdy był już  zrobiony, załadowaliśmy wielki gar na wózek i we trójkę z Tadziem Kornasiem (dzisiaj naczelnym „Didaskaliów”) i Czarkiem Gmyzem (dzisiaj dziennikarzem „Rzeczpospolitej”, którego piórem ujawniona została ostatnio afera hazardowa) powieźliśmy go z Krakowskiego Przedmieścia na Miodową. Widok i zapach musiał zwracać uwagę, bowiem przechodnie nas życzliwie pozdrawiali, nawet wiwatowali i tęsknym wzrokiem odprowadzali. Swoją fuksówkę spędziłem głównie w szkolnym bufecie, myjąc talerze po bigosie…

Na zajęciach o godzinie 9 zjawiło się dwoje studentów. Przyszli dlatego, że nie byli na fuksówce. Byłbym w pełni usatysfakcjonowany, gdyby była to akurat ta dwójka, która miała mieć referat. Ich się niestety nie doczekaliśmy.

Nie wiem, ile spalił samochód w trasie między Ursynowem a Starym Miastem. Nie jestem drobiazgowy. Lubię jeździć samochodem. Poza tym w końcu co miesiąc otrzymuję pensję starszego wykładowcy, więc na benzynę mi wystarcza. Gdy wracałem włączyłem płytę, z której dobiegła piosenka zespołu Raz, Dwa, Trzy ze słowami: „Jutro możemy być szczęśliwi”.

PS. Jeśli ktoś wyczuł w tych zapiskach sarkazm, to oczywiście ma dobrego nosa. Wysiliłem się na ironię, choć w istocie chciałem zadać proste pytanie: czy nie można było ogłosić tych godzin rektorskich?

1 121 odwiedzin

4 Comments

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.