Perahia

Jak człowiek o 16 ma przejechać przez miasto, to szlag go trafia. To oczywiście jest banalne uczucie. Ale tak bardzo się bałem, że nie zdążę na 17.  Założyłem godzinę na dojazd z  Woronicza do centrum, a o w pół do piątej stałem na Rakowieckiej. Kląłem i nawet jakiemuś biednemu kierowcy (nie był taki biedny, bo jechał w mercedesie) pokazałem gest uznany za obelżywy. Odwzajemnił się pukaniem w głowę. Normalny savoir vivre użytkowników dróg. Nie mogłem nie zdążyć na 17. W końcu błyskawiczna decyzja: zostawiam samochód i lecę do metra. Tłum w wagonie, ale przynajmniej jedziemy szybko do przodu. Słyszę jak

Czytaj dalej

Simone

Nowa premiera Lupy utonęła w zgiełku, wywołanym przez wybryk Joanny Szczepkowskiej. Jak to się teraz mówi: pośladki aktorki „przykryły” spektakl. Można sobie oczywiście dworować ile wlezie z całej sprawy. Można pałać świętym oburzeniem na jedną lub drugą stronę konfliktu. Odsuwając jednak na bok gorączkowe emocje warto mimo wszystko trochę o całym wydarzeniu pomyśleć. Druga część tryptyku Lupy nie jest wielkim teatrem. Przy czym dla mnie „wielki teatr” Lupy był wtedy, gdy jednak opierał się na wielkiej literaturze. Rozumiem chyba powody, dla których artysta zamknął ten etap swoich inscenizacji. Mogę mieć dystans do eksperymentów, które podejmuje, ale nie pozbawiałbym go prawa

Czytaj dalej

Moja matka denerwuje się na wybitną aktorkę

Ponieważ moja matka skarży się ciągle, że na pytanie: co słychać? – odpowiadam krótko: nic, to dzisiaj postanowiłem jej jednak coś opowiedzieć. Opowiedziałem jej o tym, co się wydarzyło na premierze w Teatrze Dramatycznym. Sam co prawda nie byłem tego świadkiem i jak to mawiał Słonimski: mam sąd nieskażony znajomością rzeczy. Opowiedziałem jednak to, co słyszałem. Matka, co tu dużo kryć, osłupiała. Bardzo krytycznie zaczęła się wyrażać pod adresem wybitnej aktorki. Próbowałem wejść w rolę adwokata, podawać argumenty usprawiedliwiające zachowanie się artystki, wskazywać na dodatkowe okoliczności etc. Matki nic nie przekonywało. Miała w zanadrzu swój argument, który przygwoździł moje smętne

Czytaj dalej

Krzyk tęsknoty

Na Puławskiej jest księgarnia, która mnie nieodmiennie zadziwia, gdy do niej zaglądam. Trzeba dodać, że na Puławskiej jest już niewiele księgarni, za to znaczna liczba banków i aptek, co symbolicznie chyba pokazuje priorytety społecznych potrzeb. Przy czym dla części mieszkańców banki nie są tak ważne jak apteki, ale użytkownicy banków z pewnością czasami przynajmniej muszą korzystać z aptek. Ale to tylko dygresja. Księgarnia, do której czasami zachodzę, zawsze jest pusta. Przebywają w niej tylko dwie sprzedawczynie, które są tak smutne, jak księżniczki zamknięte w bajkowych wieżach, czekające na rycerza wybawiciela. No, ale co ja, nieboga, mogę? Mówię: dzień dobry i

Czytaj dalej

Nasza klasa

Przeczytałem „Naszą klasę” Słobodzianka. Nawet dwa razy. Skończyłem za pierwszym razem i natychmiast zacząłem czytać drugi raz od początku. To bez wątpienia najlepsza sztuka Słobodzianka. Pewnie najważniejsza polska sztuka od… nie wiem, może „Do piachu” Różewicza? Najważniejsza w tym sensie, że ma odwagę zmierzenia się z jednym z najtrudniejszych naszych doświadczeń historycznych, nie oszczędzając zresztą nikogo. Słobodzianek pokazuje tragedię losów Polaków i Żydów, które związały się ze sobą w jakiś nierozerwalny splot miłości i nienawiści, winy i ofiary, zbrodni i wybawienia. W historii „naszej klasy” nic nie jest proste. Łotra stać na niezwykły gest szlachetności. Ofiara może się zamienić w

Czytaj dalej

Wiarołomni

Żaden spektakl w ostatnim czasie nie został tak schlastany, jak Wiarołomni w TR. W recenzjach pojawiały się właściwie same epitety: „tandeta”, „telenowelowy kicz”, „dłużyzny”, „sceniczna grafomania”, „spektakl – pełzające samobójstwo”… Wszyscy koledzy jakby oglądali przedstawienie ze śmierdzącą skarpetką pod nosem. Nawet Jacek Zembrzuski, który zwykle myśli inaczej, wpisał się w ten chór malkontentów. (Wyłamał się z niego tylko Jacek Wakar.) Osikowym kołkiem, który dobił wampira, było stwierdzenie p. Derkaczew, czy raczej wyrażone zdziwienie, że jak to możliwe, aby na scenie TR, w najnowocześniejszym do niedawna naszym teatrze, powstało takie coś… Właściwie w tym grajdole recenzenckim nie powinno mnie już nic

Czytaj dalej

Na co iść do teatru?

Spotkałem się z moimi kolegami z liceum. Te spotkania są całkiem sympatyczne, ponieważ koledzy niespecjalnie się zmienili od czasów matury, a więc od blisko ćwierćwiecza. Owszem, trochę posiwieli i wyłysieli, ale usposobienia im się nie zmieniły. Nawet żony i dzieci nie przewróciły im w głowach. Koledzy poszli w zupełnie innym kierunku niż ja. Na ogół pracują w branży bankowo-ubezpieczeniowej. Zatem nieźle im się powodzi (P. właśnie wybiera się z rodziną na ferie na Wyspę Goa. Czy kiedy 25 lat temu ślęczał nad geografią, przez myśl mu przeszło, że kiedyś będzie wygrzewał się na tamtejszych plażach zimą?). Spotkania upływają zatem w

Czytaj dalej

Salinger

„Jeżeli rzeczywiście gotowi jesteście posłuchać tej historii, to pewnie najpierw chcielibyście się dowiedzieć, gdzie się urodziłem, jak spędziłem zasmarkane dzieciństwo, czym się zajmowali moi rodzice, co porabiali, zanim przyszedłem na świat, no i wszystkie tym podobne bzdury w guście Davida Coperfielda, ale ja wcale nie mam ochoty wdawać się w takie gadki, od razu wolę was szczerze uprzedzić. Po pierwsze nudzą mnie te kawałki, a po drugie moich staruszków krew by chyba zalała tam i z powrotem, gdybym coś napisał o ich sprawach osobistych.” Wielkie powieści zwykle poznaje się po pierwszym zdaniu. A ten początek Buszującego w zbożu jest jak

Czytaj dalej

Ania

    Co byście pomyśleli o młodej kobiecie na tym zdjęciu? Że to nieznana muza egzystencjalistów? Inne wcielenie Juliette Greco? A może to dla niej Seweryn K. napisał nieśmiertelnie sentymentalną frazę: Anna Maria smutną ma twarz, Anna Maria wciąż patrzy w dal… W istocie ma na imię Anna. Choć tak do niej nie mówię. Znam Anię od paru lat. Zobaczyłem dzisiaj to piękne zdjęcie (jako jedno z cyklu poświęconego kobietom), zrobione przez świetnego, zdaje się, fotografa i zamyśliłem się nad sztuką portretu fotograficznego. Otóż takiej Ani, jaką ujrzał fotograf, nigdy nie widziałem. Nie wiem zresztą, czy Anię taką, jaką widzę prawie

Czytaj dalej

Jacek Dobrowolski

Czasami wyrzucam sobie, że za dużo czasu poświęcam na czytanie gazet. Ale na przyzwyczajenia nie ma rady. Co gorsza w oko mi wpadają jakieś drobne doniesienia, które następnie bardzo angażują moje myśli. Oto w dzisiejszym stołecznym dodatku „Gazety Wyborczej” w rubryce  listów czytelników czytam wypowiedź podpisaną przez Jacka Dobrowolskiego. Wydaje mi się, że autora znam, jest to znakomity tłumacz z języka angielskiego, miłośnik i znawca sztuki, człowiek wielkiej elegancji i kultury, oryginał niezwykły. Myślę, że tylko on mógł oprotestować pomysł, aby dla uczczenia rocznicy Chopinowskiej odbył się w Domu Polonii tygodniowy maraton, w którym setka amatorów bezustannie grałaby utwory kompozytora.

Czytaj dalej