Nekrosius

Chyba pierwszy raz nazwisko Nekrosius usłyszałem od Andrzej Wanata, który wrócił z Festiwalu Kontakt w Toruniu i z uznaniem mówił o przedstawieniu Kwadrat Teatru Młodzieżowego w Wilnie właśnie w inscenizacji Eimuntasa Nekrosiusa. Był rok 1992. Wanat wtedy pisał w „Teatrze”: „Publiczność nasza powinna mieć wyrzuty sumienia wobec tego wielkiego reżysera, bo z powodu pychy albo niewiedzy zlekceważyła jego poprzednie w Polsce występy”. Rzeczywiście w 1986 roku były u nas pokazywane spektakle Nekrosiusa, m.in. słynny Pirosmani, pirosmani. Czasami tak bywa, że publiczność mija się z artystą – nie to miejsce, nie ten czas.

Ale w latach 90. Nekrosius stał się już dla wielu z nas idolem, kimś bardzo ważnym. Pisząc: „dla nas”, mam na myśli całą rzeszę młodych krytyków czy studentów teatrologii, którzy zaczęli się zjeżdżać do Torunia na Kontakt jak do Mekki. Krystyna Meissner otwierała okno na teatr z różnych stron Europy i świata, a wśród zapraszanych twórców Nekrosius zajmował szczególne miejsce. Poznawanie jego przedstawień to było naprawdę przeżycie. Małe tragedie według Puszkina, Trzy siostry, szekspirowska seria: Miłość i śmierć w Weronie, a przede wszystkim Hamlet, Makbet, Otello. Co ciekawe, spektakle Nekrosiusa nie zawsze wygrywały konkurs. Pamiętam kontrowersje z tej edycji festiwalu, gdy jury wyżej oceniło Maskaradę Tuminasa niż Hamleta.

Za Hamleta postanowiliśmy w redakcji „Teatru” przyznać Nekrosiusowi Nagrodę im. Swinarskiego. To był ewenement, ponieważ nigdy wcześniej się nie zdarzyło, aby uhonorowany nią został zagraniczny artysta. Reżyser nawet pojawił się w naszym starym lokalu przy Jakubowskiej, by nagrodę odebrać. Byliśmy pełni obaw wobec jego małomówności, a jednak o wielu sprawach Nekrosius podczas tamtego spotkania opowiedział. Sięgnąłem do numeru „Teatru”, gdzie jego wypowiedzi opublikowaliśmy i z pewnym zdumieniem odkryłem, że ostatnie zdania brzmiały:

„Bardzo chciałbym zrobić Dziady, choć boję się, że tego nie udźwignę. Ale wierzę, że kiedyś to zrobię”.

Wtedy, a spotkaliśmy się bodaj na początku 98 roku, wyreżyserowanie Dziadów proponował Nekrosiusowi Teatr Studio (za dyrekcji Zbyszka Brzozy). Rzecz się jednak odłożyła w czasie o 18 lat i ostatecznie doszła do skutku w Teatrze Narodowym. I powstała jedna z najpiękniejszych inscenizacji dramatu Mickiewicza. Nekrosius dostał za nią drugi raz Nagrodę im. Swinarskiego.

Podczas spotkania w redakcji „Teatru” Nekrosius mówił także:

„Komplementując obsadę, przyglądam się twarzy aktora, ważny jest głos, spojrzenie. Wystarczy kilka ćwiczeń – i już wiem.  Zajmuje to dziesięć minut, nie więcej. Nigdy nie zdarzyło mi się zmienić obsadę. Jeśli aktorowi coś na scenie nie wychodzi i nie daje się tego – już po premierze – poprawić, mówię mu, że to moja wina, iż nie wskazałem mu prawidłowego kierunku. Zawsze wina jest po stronie reżysera. Jeśli scena aktorowi nie udaje się, a on stara się ze wszystkich sił, oznacza to, że reżyser źle ustawił scenę. Reżyser musi bardzo świadomie planować wygodną pozycję dla aktora. Weźmy na przykład Hamleta, scenę z ojcem. Jak może zareagować człowiek na świat pozagrobowy, na ducha ojca?… A jeśli postawi gołą stopę na bryle lodu, pojmie, jaki to świat. Trzymając nogę na lodzie, aktor nie będzie musiał wyrażać w jakiś szczególny sposób cierpień i tak dalej. Zrozumie, co to są przodkowie…”.

Publiczność w tej scenie również doskonale rozumiała, a raczej czuła jej sens. To był jeden z wielu, by tak rzec, emblematycznych momentów teatru Nekrosiusa, które na zawsze pozostaną w pamięci. Dla mnie takim niezatartym wspomnieniem pozostanie także finał Makbeta z tym pięknym muzycznym Miserere w tle. Zawsze jednak wydawało mi się, że o teatrze Nekrosiusa jest niebywale trudno pisać, ponieważ obcowało się w nim z czystą poezją. Można było rzecz jasna analizować symbolikę przedstawień, ich charakterystyczne i jedyne dla wyobraźni Nekrosiusa motywy. Ale oddziaływanie tej sztuki wkraczało w rejony, gdzie narzędzia teatrologiczne były po nic.

Ważne, że pozostaje grupa widzów, która Nekrosiusem została zarażona i gdy myślimy o tym, co można przeżyć w teatrze, to twórczość litewskiego reżysera pozostanie na szczytach doświadczeń.

I jeszcze jeden refleks z wypowiedzi Nekrosiusa dla „Teatru”. Opowiadał, jak próbował inscenizację Króla Leara w 88 roku, ale zanim doszło do premiery dyrekcja teatru podpisała umowę na pokazy spektaklu w Ameryce. I to tak sparaliżowało reżysera, że nie zdołał przedstawienia ukończyć. Słyszę, że realizację Leara Nekrosius planował teraz w Narodowym. Tym razem też się nie uda. Artysta zmarł w przeddzień swoich 66 urodzin.

 

915 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.