Na pożegnanie pana Jerzego

W środę zadzwonił Marek Zagańczyk i zapytał:
– Czy ty wiesz, co zrobił Timoszewicz?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Rozmawiałem telefonicznie z panem Jerzym nie tak dawno, zapraszał do siebie, bo chciał mi podarować parę książek.
– Wie pan, ja porządkuję różne swoje sprawy – powiedział dość obojętnym tonem, choć brzmiała w nim niepokojąca nuta. – Teraz się źle czuję, ale jeszcze się do pana odezwę, to się umówimy.
Nie spotkaliśmy się. Ale to, co usłyszałem od Marka, kompletnie mnie zaskoczyło:
– Timoszewicz zmarł tydzień temu. Dzisiaj odbył się jego pogrzeb. Nikt o tym nie wiedział.
Rzeczywiście w nekrologu opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” można przeczytać: „Na życzenie Zmarłego pogrzeb odbył się w gronie najbliższych”.
Oczywiście należy uszanować wolę pana Jerzego i powstrzymać się od komentarzy, ale przecież trudno go pożegnać bez słowa.
Nie byłem jego studentem, choć wzrastałem w legendzie jego osoby jako wykładowcy Wiedzy o Teatrze i redaktora „Pamiętnika Teatralnego”. Spotkać się osobiście z tą legendą miałem okazję na pierwszym roku studiów, kiedy to Jerzy Koenig polecił mi napisanie referatu o „Pamiętniku Teatralnym”. Po wysłuchaniu wystąpienia zapytał, co oznacza łacińska sentencja, która widnieje na okładce pisma: Fluctuat nec mergitur? Ponieważ nie wiedziałem, dziekan Koenig polecił, abym poszedł do redakcji „Pamiętnika”, koniecznie do Jerzego Timoszewicza i o to go zapytał. Nie będę opisywał emocji, które towarzyszyły tej wizycie. Dr Timoszewicz wyjaśnił dokładnie genezę pojawienia się maksymy na okładce „Pamiętnika” (została umieszczona w momencie, gdy pismu groziła likwidacja). Dodał również, że jest ona dewizą Paryża. I ze złośliwym uśmiechem powiedział, że bodaj pierwszy minister spraw zagranicznych Rosji Radzieckiej, Cziczerin, stwierdził, że to łacińskie motto mogłoby towarzyszyć także nowo powstałej republice rad. Pan Jerzy opowiadał mi to jesienią 1986 roku. Mądrość tych słów: Fluctuat nec mergitur – rzuca nim fala, ale nie tonie – może nadal towarzyszyć wielu naszym sprawom i działaniom.
Dzięki Jerzemu Timoszewiczowi napisałem też referat na kolejne ważne zajęcia – u prof. Raszewskiego. Nie mogło być inaczej, jeśli temat brzmiał: Wilno i Warszawa w inscenizacji „Dziadów” Leona Schillera. Nieodzowną pomoc stanowiła książka pana Jerzego, dzięki której zresztą uświadomiłem sobie, że opis spektaklu teatralnego, którego się nie widziało, jest możliwy, a historia teatru nie jest wcale tak bezsensowną nauką.
Pamiętam też, jak ważną lekturą w okresie studiów było dwutomowe wydanie szkiców Stempowskiego, które ukazały się oficjalnie w Czytelniku w 1988 roku, a których wyboru i opracowania dokonał właśnie Timoszewicz. A przecież to nie była jedyna edytorska zasługa Timoszewicza dla Stempowskiego. Być może dzisiaj, gdy wspominamy pana Jerzego, to trzeba znowu poczytać Stempowskiego.
Jerzy Timoszewicz pozostaje tym wyjątkowym nauczycielem, którego nazwiska nie mam indeksie. Jednak z jego wiedzy, mądrości, umiejętności przenikliwego spojrzenia na poplątaną historię teatru korzystałem nieraz. Pewnie nie tylko ja czułem radość, gdy dzwonił, by pochwalić za coś, co się napisało. To nie były czcze komplementy, nierzadko zaprawione dowcipem, a dowcip miał cięty.
Przypominam sobie jeszcze jubileusz 80-lecia, który urządzili mu uczniowie i przyjaciele w Instytucie Teatralnym we wrześniu 2013 roku. Podobno opierał się tej fecie, ale gdy pojawił się na miejscu i zobaczył tyle życzliwych osób, które trudno byłoby zebrać z innego powodu, nie umiał ukryć wzruszenia. Niespodzianką dla niego było też specjalnie wydana na tę okazję publikacja pt. Świstki teatralne wszystkie… i więcej. Świstek teatralny to była rubryka, którą Timoszewicz redagował w piśmie „Teatr” w latach 60. pod pseudonimem Theatralski. Umieszczał w niej różne zabawne wypisy z najrozmaitszych źródeł historyczno-teatralnych i nie tylko, np. ze starych senników objaśnienie snu o teatrze: „pogrzeb jakiś i śmierć czyjąś zwiastuje to tobie”.
Pewnie było mu trudniej żyć bez osób, które stanowiły najbliższy mu krąg, a które stopniowo odchodziły. Jeśliby to nie zabrzmiało zbyt pretensjonalnie, to można by wyrazić nadzieję, że teraz zobaczy się z nimi ponownie. A my, którzy zostaliśmy, mamy się spotkać w przyszły czwartek w południe na cmentarzu prawosławnym na Woli, by najcieplej powspominać pana Jerzego.

896 odwiedzin

2 Comments

  1. Ostatnie (telefoniczne) moje kontakty z Panem Jerzym dotyczyły Henrykowa.
    A konkretnie domu (dzisiaj ruiny!) przy ulicy Modlińskiej 257 na Białołęce.
    W grudniu 2014 roku w Trójce opowiadałam o tym historycznym obiekcie.
    Działy się w nim w czasie wojny niezwykłe rzeczy! Leon Schiller wystawił aż trzy przedstawienia (Pastorałkę, Gody weselne i Wielkanoc) a Irena Sendlerowa przywoziła z warszawskiego getta kilkuletnie dziewczynki ratując je przed śmiercią. Tym wszystkim szlachetnym poczynaniom patronowała Matka Przełożona, Siostra Benigna, do 1924 aktorka – Stanisława Umińska (1901-1977). Pan Jerzy zatelefonował do mnie po tej audycji. Był bardzo poruszony, dopełnił moją wiedzę innymi szczegółami, i prosił abym zadbała o to by zrujnowany dom został uratowany. W lutym tego roku miałam dla Jerzego Timoszewicza dobrą wiadomość. Burmistrz Białołęki podjął decyzję, że pierwszy milion złotych potrzebny na wszczęcie procedur ratujących historyczny obiekt wyłoży dzielnica. O następne będą się starać z innych źródeł. Ostatni raz rozmawialiśmy na początku marca. Przekazałam dalsze dobre wiadomości, że w kwietniu mają się rozpocząć prace, że być może uda mi się wejść do środka…, że w ciągu czterech lat w zrewitalizowanym obiekcie powstanie Muzeum Białołęki, w którym znajdzie się miejsce na upamiętnienie historycznych zdarzeń z czasów wojny… Głos miała Pan Jerzy zmieniony. Wyczułam niepokój. Poprosiłam jeszcze o kontakt do ważnej osoby, która może pomóc przy pracy nad publikacją… Ostatnie słowa: – Bardzo się cieszę, że „mój klient” (L. Schiller) zostanie tam opisany. Pozdrowienia. I koniec. Już nie zadzwonię z kolejną informacją.
    Ale w Noc Muzeów (16/17 maja) będzie po Białołęce jeździł stary „ogórek”. Przewodnik w różnych ważnych miejscach tej dzielnicy będzie opowiadał, przypominał o przeszłości. Jeden z postojów tej nocy to będzie Przystanek Henryków, Modlińska 257…
    Pozdrawiam i zapraszam w majową noc na wycieczkę po Białołęce.
    Anna Mieszkowska

    Reply

  2. Wiadomosc o smierci Jurka spadla jak grom z jasnego nieba. Kilka tygodni temu dzwonilam, podniosl sluchawke, powiedzial, ze sie zle czuje, ze zadzwoni . To byla ostatnia z Nim rozmowa. W Wilnie oplakuje KOCHANEGO PRZYJACIELA. Ludmila Siekacka

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.