Grzegorzewski

W czwartek minęła 10 rocznica śmierci Jerzego Grzegorzewskiego. W Teatrze Narodowym przez dwa dni wspominano artystę. Kilka projekcji spektakli, w tym dwie rejestracje dokonane dla Kultury, już po śmierci reżysera. Rozmowa z udziałem jego aktorów, współpracowników i przyjaciół. Wystawa pt. Gondole, przygotowana przez Barbarę Sierosławską, na którą złożyły się te niezwykłej urody „przedmioty scenograficzne”, które grały w przedstawieniach Grzegorzewskiego. Należą się podziękowania dla Jana Englerta za to, że podtrzymuje pamięć o swoim poprzedniku, co nie jest takie częste w naszych obyczajach teatralnych, które cechuje nierzadko świadome lub nieświadome zapominanie o mistrzach. W repertuarze Narodowego wciąż zachowano jeden spektakl Grzegorzewskiego: Duszyczka. Można ją było zobaczyć w czwartek.
Obchód rocznicy śmierci Grzegorzewskiego zorganizowała również Karolina Rozwód w swoim Teatrze Starym w Lublinie. Także w ciągu dwóch dni pokazano dokument o reżyserze Skrywana obecność oraz trzy zarejestrowane przedstawienia. Osobnym punktem programu była rozmowa wspomnieniowa z udziałem Doroty Segdy i Stanisława Radwana. Można ją zobaczyć na stronie internetowej Teatru Starego.
Przyglądając się, przysłuchując i uczestnicząc w tych wydarzeniach pomyślałem, że może się stało coś paradoksalnego: oto twórca, który za życia, co tu dużo kryć, nie był rozumiany, miał ograniczony krąg odbiorców, wtajemniczonych w jego sztukę, nie umarł całkiem. Przeciwnie – jakby budził tęsknotę nie tylko wśród tych, którzy znali jego teatr, ale także tych, którzy nie mogli się z nim zetknąć. Jestem pełen podziwu dla młodych ludzi, którzy podjęli się trudu dokumentacji teatru Jerzego Grzegorzewskiego. Być może wspomnienie o nim trafia w jakąś naszą potrzebę dzisiaj, rekompensuje odczuwalny brak. Jaka to jest potrzeba i jaki brak? Może chodzi o pewien rodzaj wrażliwości, który czynił z Grzegorzewskiego artystę teatru lub, cokolwiek to znaczy, poetę teatru. Oczywiście, nie czarujmy się, to nie jest pośmiertne zwycięstwo dyrektora Teatru Narodowego. Pamięć o Grzegorzewskim jest tak samo elitarna, jak było uznanie dla jego twórczości. Ale też mam niejasne wrażenie, że spośród różnych mistrzów polskiego teatru, których już pożegnaliśmy, być może właśnie Grzegorzewski pozostanie bardziej inspirujący. Nie idzie rzecz jasna o to, by powtarzać jego chwyty inscenizacyjne, byłoby to śmieszne. Gdyby jednak choćby pamiętać o jego niechęci do banału, to bylibyśmy może bardziej krytyczni wobec siebie.

753 odwiedzin

One Comment

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.